poniedziałek, 24 czerwca 2013

"Przedksiężycowi" going twice! - "Przedksiężycowi", tom I, Anna Kańtoch, Powergraph 2013

Kiedy trzy lata temu po raz pierwszy ukazała się powieść Anny Kańtoch, odebrałam ją tak. Teraz prezentuję drugą recenzję pierwszego tomu Przedksiężycowych, którzy już w całości ukażą się w Powergraphie.

Nie przepadam za trylogiami, nie gustuję w cyklach, a już w szczególności nie cierpię wielotomowych sag. Dlaczego? Autorom nie udaje się mnie zaskakiwać, podtrzymywać w napięciu, opowiadane przez nich historie stają się nudne i powtarzalne, a główny wątek (główne wątki) przestaje być interesujący. Albo wręcz odwrotnie – motywów, bohaterów jest tak dużo, że ciężko nadążyć kto, co, jak i dlaczego. Stąd rzadko sięgam po książki, w których opowieść jest rozpisana na więcej niż jeden tom. Wyjątek zrobiłam dla kilku pisarzy – Andrzeja Sapkowskiego, Jarosława Grzędowicza, Bernarda Cornwella. I teraz Anny Kańtoch i jej Przedksiężycowych. Ta drobna i niepozorna kobieta potrafi diabelsko dobrze stopniować napięcie i przekazywane informacje, dzięki czemu nie jestem w stanie się oderwać od żadnej z jej opowieści, kiedy się w nią już „wgryzę”. Co ciekawe, w pierwszym tomie trylogii nie otrzymałam ich prawie wcale, więcej tu pytań niż odpowiedzi, to zaledwie wprowadzenie do prawdziwej fabuły. A i tak czyta się je z zapartym tchem.

Lunapolis jest ostatnim miastem na planecie niewiadomej nazwy, w którym władają tajemniczy Przedksiężycowi, uznani za bogów, chociaż nikt nie wie, kim są i czy w ogóle istnieją. Mieszkańcy metropolii nie mają jednak czasu, aby się trudzić polityką. Są skupieni na swoim życiu, na ciągłym udoskonalaniu swych ciał i dusz z pomocą specjalistów od genetycznych modyfikacji. Wierzą i są w tej wierze wychowywani, że to uchroni ich przed pozostaniem w gnijącej przeszłości podczas kolejnych Skoków ku Przebudzeniu. Ta jedna chwila decyduje o ich być albo nie być – szczęśliwcy pozostają w pięknym, pozbawionym śmieci i śmierci Lunapolis, podczas gdy inni muszą czekać na powolną agonię w Lunapolis przeszłym, gdzie pozostał wszelki brud, gnije żywność, rozwijają się choroby i ludzie przestają być ludźmi. Mieszkańcy teraźniejszego miasta żyją chwilą, zarabiają na kolejne genetyczne zmiany, aby stawać się coraz doskonalsi. Dzieci nie rodzą się naturalnie, a są produkowane i wyposażane w zestaw genów, na jaki stać ich „rodzicieli”. Nie ma tu miejsca na prawdziwe uczucia, ludzie nie wiążą się ze sobą, a tylko bawią w zakochanych, z wyrachowaniem i bolesną świadomością niestałego losu. W tej krainie niby-anarchii rządzi jednak przewrotne prawo, które skazuje ludzkie dusze na więzienie w ciele maszyny, co paradoksalnie staje się dla nich jedyną szansą na dotrwanie do Przebudzenia.

W takiej scenerii czytelnik poznaje bohaterów, którzy budzą różne, często sprzeczne ze sobą emocje. Autorka ma niezwykłą umiejętność do przedstawiania swoich postaci w sposób bezstronny, z dystansem, zupełnie jakby nie ona ich tworzyła, a sami się powołali do istnienia. Jednych się lubi, innych nienawidzi, jeszcze inni są irytujący, ale intrygujący zarazem, a do niektórych się nic nie odczuwa. Wraz ze zmianami zachodzącymi w postaciach, zmieniają się też czytelnicze emocje w stosunku do nich. Chociaż to Finnen i Kaira zdają się grać pierwsze skrzypce, to na scenie o wiele wyraźniejsi byli dla mnie zagadkowy, hipnotyzujący Brin Issa, jego małomówny syn Niraj czy Daniel Pantalekis. Tak, zwłaszcza ten ostatni rzucał mi się w oczy, ponieważ on jako jedyny wydał mi się najbardziej prawdziwy, najbardziej podobny do mojego gatunku w przeciwieństwie do lunapolijczyków. I uwierzcie mi, nie tylko Jacques Diot chciał zabić Daniela Pantalekisa.

Kańtoch przedstawia wykreowany przez siebie świat wiszącego miasta Lunapolis, najważniejszych bohaterów historii, zarysowuje główne wątki (przynajmniej część), w których będą brali udział. I właściwie to wszystko, co dla niektórych wyda się za mało godne uwagi, a innym wielce interesujące. Ja zaliczam się do tych drugich, w mojej głowie zrodziło się mnóstwo pytań. Najciekawsze jest jednak to, że najmniej mnie obchodziło, kim są Przedksiężycowi. O wiele bardziej interesujące stały się dla mnie zamiary Brina Issy, co powoduje i jak się zaczęły Skoki, co tak naprawdę decyduje, kto zostanie, a kto trafi do przeszłości, bo jak się okazuje nawet najlepiej zmodyfikowani nie mogą mieć pewności przetrwania. Ci, którzy oczekują wartkiej akcji, miliona wydarzeń zmieniających jej zwrot, wielkich emocji czy problemów, mogą się rozczarować. Natomiast powieść spodoba się wielbicielom zagadek, powolnego rozbudowywania kreowanego świata, intrygujących postaci, o których dowiedzą się niewiele lub prawie nic.

Specyficzny styl i sposób budowania historii przez autorkę sprawia jednak, że nie jest to książka, w którą się od razu „wsiąka”. Oszczędnie dawkowane informacje, a raczej ich brak mogą powodować trudności w przebrnięciu przez pierwsze kilkanaście stron. Ale kiedy to już się uda… Nie jest to książka, którą można czytać na raty. Jeśli tak do niej podejdziecie, to jest wielkie prawdopodobieństwo, że w pewnym momencie odłożycie ją i nie wrócicie do niej więcej. Przedksiężycowi to bowiem powieść wymagająca, przeplatana mnóstwem drobnych szczegółów i szczególików, które pozornie nie mają znaczenia, a w dalszym toku akcji okazują się często kardynalne dla fabuły. Dlatego trzeba i warto poświęcić tej książce więcej czasu pół godziny czy godzina w ciągu dnia. Najlepiej się z nią zamknąć w czterech ścianach na co najmniej kilka godzin, tak aby przeczytać ją w całości.

Recenzja ukazała się na portalu Katedra.

6 komentarzy:

  1. Ale nie zawsze tak się da, niestety. Czasem trzeba sobie wykrawać z życia skrawki czasu do czytania.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. No ja wiem, wiem, ale wtedy się pewnie przestawia na inne tryby i czyta intensywniej :-)

      Usuń
    2. Tak czy siak, panią Kańtoch wciągam na listę "do przeczytania".

      Usuń
    3. Mogę pożyczyć, jakby coś:-)

      Usuń
    4. Możesz? Świetnie! Bardzo chętnie się zapoznam :)
      Już piszę!

      Usuń
  2. Czułam, że warto się z prozą Kańtoch, zwłaszcza z Przedksiężycowymi zapoznać, teraz jestem pewna :)

    OdpowiedzUsuń