wtorek, 29 listopada 2011

Żywa kopia Charlotte Brontë na ulicach Keighley

W brytyjskim miasteczku Keighley, w hrabstwie West Yorkshire, mieszka Lyn-Marie Cunliffe, wielbicielka powieści sióstr Brontë. Nie byłoby w tym nic specjalnego, gdyby nie fakt, że fanka prozy XIX-wiecznych autorek na co dzień chodzi ubrana jako Charlotte, najstarsza z sióstr. Pani Cunliffe zaczęła nosić kostium trzy lata temu. Wówczas przechadzała się w sukniach z epoki w okolicach Haworth, gdzie mieści się rodzinny dom Brontë, aby wskazywać turystom właściwy kierunek. Ale przebrania spodobały się jej tak bardzo, że postanowiła uczynić z nich swoją aktualną garderobę. Teraz 49-latka sama stanowi atrakcję turystyczną i fani twórczości powieści wiktoriańskich i słynnych sióstr przyjeżdżają do Keighley przy okazji zwiedzania Haworth, aby spotkać damę z przeszłości. To bardzo miłe, że sąsiedzi i rodzina pani Lyn-Marie nie uważa jej za wariatkę i wspiera ją w realizacji marzeń. Sama z chęcią bym zamieniła nowoczesne ciuchy na powiedzmy suknię z XVI wieku, chociaż wątpię, czy wytrzymałabym w niej cały dzień, nie mówiąc o jakimś dłuższym czasie... 

[źródło: The Telegraph]

niedziela, 27 listopada 2011

Pierwsza animacja

Czy wiecie, że pierwsza animacja w historii kina powstała już w 1908 roku?! Przynajmniej za taką jest uważana animacja Fantasmagorie. Jej autorem jest Émile Cohl, francuski karykaturzysta. Filmik, skomponowany z siedmiuset (!) rysunków na płaskim szkle, trwa ponad minutę i jest naprawdę zachwycający.

[źródło: Flavorwire]

piątek, 25 listopada 2011

Czy to ptak? Czy to samolot? Nie, to As! - "Hydrozagadka", scenariusz: Andrzej Kondratiuk & Andrzej Bonarski, reżyseria: Andrzej Kondratiuk, 1970

I nie chodzi tu o Andrzeja Sapkowskiego, powszechnie nazywanego AS-em polskiej fantastyki. Mam na myśli naszego rodzimego bohatera, a właściwie superbohatera. Kto nie oglądał Hydrozagadki, powinien nadrobić zaległości jak najszybciej. Nie miałam pojęcia, że w latach 70. w Polsce nakręcono parodię amerykańskich adaptacji komiksów o superbohaterach. Film Andrzeja Kondratiuka to komedia pełna absurdów, nawiązująca do mitu o Supermanie i produkcji sensacyjnych rodem z Hollywood, ale też doskonale obrazująca polską rzeczywistość.

Warszawa. Upalne lato. Mieszkańców i rząd zaczyna niepokoić tajemnicze zniknięcie wody. Grupa naukowców prosi o pomoc superbohatera, Asa (w tej roli rewelacyjny Józef Nowak), który rozpoczyna śledztwo. Wkrótce okazuje się, że znikanie wody jest wynikiem spisku, uknutego przez genialnego złoczyńcę, Doktor Plama (Zdzisław Maklakiewicz) na zlecenie bogatego maharadży z Kaburu (Roman Kłosowski), cierpiącego na brak wody. W całym zamieszaniu mamy również wątek miłosny – otóż Jan Walczak, czyli As w przebraniu, skrycie kocha koleżankę z pracy, ponętną, piękną Jolę (Ewa Szykulska), której jednak imponują bogaci, przystojni mężczyźni, jak brunet Jurek (Tadeusz Pluciński).

Począwszy już od „napisów” początkowych (musicie to zobaczyć!) film bawi i zaskakuje. Pełno tu rodzajowych scenek, jakby pojedynczych skeczy, niespecjalnie powiązanych z fabułą. Dialogi wymawiane z emfazą rozśmieszają do łez. Momentami film jest nawet niepokojący (genialna scena Zdejm kapelusz z Igą Cembrzyńską, Ewą Szykulską i Tadeuszem Plucińskim, tym niepokojącym fragmentem jest występ Igi Cembrzyńskiej), przeważnie jednak po prostu śmieszny.

Twórcom udało się w niewymuszony i niegłupi (w przeciwieństwie do obecnych parodii) sposób wyśmiać fascynację superbohaterami. Jan Walczak jest niezbyt przystojnym, nieśmiałym naukowcem w okularach, który nie przyciąga uwagi. Jako As staje się… niezbyt przystojnym, ale odważnym wojownikiem stającym przeciwko wszelkiemu złu (a jak się okazuje największym złem jest alkohol). As jest bożyszczem kobiet, które szaleją na jego punkcie, i wzorem mężczyzn, którzy pragną być tacy jak on. Jego umoralniające rady na temat zachowania zasad BHP, podawane w trakcie walk, są rozbrajające. Równie zabawni są jego oponenci. Doktor Plama, jak przystało na genialnego naukowca o czarnym sercu, obmyślił nieprzeciętny plan, w jaki sposób pozbawić wody mieszkańców Warszawy:
[…] tu (w jeziorze) jest ukryty stos atomowy. Dostarcza energii tym oto grzałkom, grzałki podgrzewają wodę do temperatury wrzenia, uzyskujemy zjawisko parowania na ogromną skalę. Para ulatnia się do atmosfery, tam tworzą się chmury, one żeglują z wiatrem. Jeżeli wiatr wieje w stronę Kaburu, urządzenie pracuje. Jeżeli wiatry są przeciwne, czasowo zawieszamy produkcję.
Tak przemyślnego planu nie powstydziłby się żaden czarny charakter! Powyższy cytat to tylko mała próbka tego, co otrzymacie, jeśli obejrzycie film. W Hydrozagadce do Szykulskiej, Cembrzyńskiej czy Maklakliewicza, dołączyli inni, znakomici aktorzy, jak choćby Wiesław Gołas (Taksówkarz), Jerzy Turek (Dróżnik), Wiesława Mazurkiewicz (Kwiaciarka), Franciszek Pieczka (Marynarz) i Jerzy Duszyński (Docent Frączak). Polecam!

poniedziałek, 21 listopada 2011

Ponadczasowy Sherlock Holmes - "Sherlock", sezon I, twórcy: Mark Gatiss & Steven Moffat, 2010


Na początku tego roku zachwycałam się filmową adaptacją przygód Sherlocka Holmesa w reżyserii Guya Ritchiego. Niedawno chwaliłam literacki oryginał. Zostałam fanką słynnego detektywa i nie sądziłam, że ktokolwiek może dorównać wizerunkowi, jaki stworzył Robert Downey Jr. Nie wyobrażałam sobie również innej scenerii dla przygód Sherlocka niż XIX wiek. Jeśli myślicie podobnie, to powinniście obejrzeć najnowszy serial BBC.

Pierwszy sezon Sherlocka ma zaledwie trzy odcinki, ale nie jest to zwykły serial, bowiem każdy z odcinków trwa około dziewięćdziesięciu minut. Otrzymujemy więc film telewizyjny, jakością dorównujący produkcjom kinowym, często je nawet przewyższający. Rolę główną otrzymał, mało znany u nas (to kwestia czasu), brytyjski aktor Benedict Cumberbatch, który z miejsca został moim idolem numer jeden. Cumberbatch pokazał Holmesa w jeszcze bardziej zintensyfikowany sposób niż zrobił to Downey Jr. Jego detektyw jest równie bliski oryginałowi literackiemu, twórcy serialu poszli jednak jeszcze dalej i wyostrzyli jego cechy. Dostajemy więc neurotycznego, niesamowicie inteligentnego człowieka, który swoim umysłem zdolny jest przenikać przez innych ludzi jak Superman wzrokiem przez ściany. Sherlock Holmes jest ekscentrykiem, egoistą, geniuszem, który nieustannie potrzebuje rozplątywać najgorsze zagadki, inaczej jest niewymownie znudzony. Skupiony na sobie uwielbia się popisywać, dlatego współpracuje z londyńską policją, dlatego lubi towarzystwo Johna Watsona, który nie ukrywa podziwu i akceptuje wszelkie dziwactwa Sherlocka. Charyzma, stanowczość, brawura i niezwykła inteligencja czynią go intrygującym socjopatą, żyjącym na granicy. On nie pomaga policji z pobudek altruistycznych czy dla pieniędzy, nie liczą się dla niego takie fakty, jak zagrożenie ludzkiego życia czy państwowe bezpieczeństwo. Najważniejsza jest tajemnica, a im bardziej skomplikowana, tym lepiej.

Holmes przede wszystkim zachwyca, fascynuje, ale przy bliższym poznaniu można dostrzec w nim pewną rysę, której nikomu dotąd nie udało się pokazać, o której być może nie wiedział nawet Arthur Conan Doyle. Ciężko wytrzymać z taką osobowością, przytłaczającą, absorbującą całkowicie i doszczętnie. A mimo wszystko zarówno widz, jak John Watson, trwają w tej przedziwnej relacji. Przyjaźń tych dwóch mężczyzn jest doprawdy niezwykła. Podobnie jak u Ritchiego, tak i w serialu John Watson nie jest przybocznym Sherlocka, ale oddzielną postacią. Martin Freeman grający Watsona również idealnie do tej roli pasuje. I tutaj kolejna niespodzianka w przedstawieniu postaci-symbolu – weterana wojennego. Ranny podczas misji w Afganistanie Watson musi wrócić do Anglii, ale nie może sobie poradzić z przystosowaniem się do rzeczywistości. Fakt, prześladują go wizje przeszłych wydarzeń, krwawe obrazy bitew, chodzi do psychologa, który zaleca mu rozpoczęcie pisania bloga (jak nowocześnie!) w celu uporania się ze wszystkim, co go spotkało. Traktowany jak chory budzi współczucie, którego jednak nie potrzebuje. Watson nie potrzebuje też normalnego, cichego życia. Wbrew pozorom i schematowi lekarz wojskowy tęskni za wojenną zawieruchą, za akcją, adrenaliną, za tym, że był komuś potrzebny. Spotkanie z Holmesem jest więc dla niego wybawieniem i przede wszystkim dlatego toleruje bałaganiarstwo, dziwne, czasami dziecinne zachowania kompana. Obaj doskonale się uzupełniają.

Także postaci drugoplanowe są rewelacyjne: Rupert Graves jako detektyw Lestrade, Una Stubbs w roli Pani Hudson czy urocza Loo Brealey jako Molly. Rozczarował mnie jedynie Moriarty. Wiadomo, że w przyrodzie musi istnieć równowaga, chociaż w tym wypadku nie można mówić o opozycji Dobra i Zła, ponieważ Holmes nie jest Dobrym. Jednak jeśli chodzi o postać Moriarty’ego, to wyobrażałam go sobie jako mężczyznę o większej klasie.

Chociaż czytałam dopiero pierwsze opowiadanie z Sherlockiem Holmesem, jestem przekonana, że serial ma mnóstwo nawiązań przynajmniej do najważniejszych i najbardziej znanych utworów z cyklu Doyle’a. Już w A Study in Pink aż iskrzy od aluzji do A Study in Scarlet, zdarzają się nawet bardzo podobne cytaty. Poszukiwanie tych „smaczków” daje dodatkową przyjemność i sprawia, że filmy można oglądać wielokrotnie. Akcja wciąga od pierwszych minut i trzyma w napięciu do ostatnich chwil, w ogóle nie czułam tych dziewięćdziesięciu minut „odcinka” i w jedną noc obejrzałam wszystkie trzy filmy. Każdy jest rewelacyjny, oddaje klimat powieści i prawdziwego kryminału. Serial nie pozbawiony jest poczucia humoru, subtelnej (lub mniej) ironii, zwłaszcza w scenach interakcji Holmesa z innymi ludźmi. Człowiek tak spostrzegawczy, zwracający uwagę na najdrobniejsze szczegóły związane ze śledztwami, zdaje się nie dostrzegać, co się dzieje wokół niego, przez co rani ludzi. Mam wrażenie, że nie do końca jest takim nieczułym człowiekiem, że doskonale ukrył swoje emocje. Serial pokazuje to, czego nie widzieliśmy w żadnym innym filmie, czego można nie dostrzec w książkach. Pokazuje, jak osamotniony musi być człowiek tak całkowicie inny od większości, jak ciężko musiał znosić dzieciństwo, jaką musiał wytworzyć w sobie odporność wobec traktowania go jak wynaturzenie. Momentami Sherlock przypominał mi serialowego Dextera z pierwszego sezonu.


Serial jest również dopracowany pod względem scenografii, wspaniałych zdjęć Londynu, rewelacyjnych kostiumów (tu mam na myśli głównie Sherlocka, którego strój jest zawsze nienaganny i który, wybaczcie mi to, wygląda powalająco w idealnie skrojonych garniturach czy świetnym płaszczu). Tła dopełnia klimatyczna muzyka, mam wrażenie, że nawiązująca do filmu Ritchiego, w kompozycji Davida Arnolda (naczelny kompozytor ścieżki dźwiękowej do filmów o Jamesie Bondzie) i Michaela Price'a (spec od muzycznego nastroju we Władcy Pierścieni). Czy są jakieś wady? Owszem, największą jest przeciągnięte zakończenie, które nie trzyma w niepewności co do przyszłych wydarzeń. Pozostałe to już „wadki”, drobiazgi, które nie wpływają na przyjemność oglądania. Sherlock to pozycja obowiązkowa dla fanów Holmesa, ale również dla wszystkich, którzy lubią dobry kryminał i nieprzeciętnych bohaterów. Drugi sezon dopiero w przyszłym roku, ale warto czekać.

środa, 16 listopada 2011

Śnieżki, jakich nie znamy

Na przyszły rok planowane są premiery dwóch wersji baśni o Królewnie Śnieżce. W pierwszej, mrocznej i niebezpiecznej główną rolę gra Kristen Stewart i ma być to zupełnie inna opowieść, niż ta znana wszystkim z baśni tradycyjnych, o disnejowskiej nie wspominając.
Trailer Snow White and the Huntsman można obejrzeć choćby tutaj. W sieci pojawił się również pierwszy zwiastun drugiego filmu, zrobionego w formacie komedii romantycznej, którego gwiazdą będzie nie tytułowa bohaterka (w tej roli Lily Collins), ale jej macocha, grana przez Julię Roberts. Film nosi tytuł Mirror Mirror i zupełnie nie przypomina tego, czego się spodziewałam, pisząc o pierwszych informacjach z nim związanym. Mimo wszystko trailer wygląda obiecująco, podoba mi się zwłaszcza Julia. Jednak to pierwszy film przykuwa większą uwagę i po nim spodziewam się więcej, może nawet zmienię zdanie co do Stewart. O tym, jak różnią się obie produkcje, niech świadczą choćby plakaty.

Premiera Snow White and the Huntsman latem przyszłego roku, Mirror Mirror na świecie zadebiutuje już w marcu 2012 r.

wtorek, 15 listopada 2011

Siła uczuć - "Jane Eyre", scenariusz: Moira Buffini, reżyseria: Cary Fukunaga, 2011


Moda na ekranizacje filmów według prozy sióstr Brontë właśnie się zaczyna. Kilka lat wcześniej wydawcy wznowili wydania powieści wiktoriańskich pisarek w okładkach przypominających te z cyklu Zmierzch. Teraz czas na kino. Nie wiem, jak mi się spodobają Wichrowe wzgórza, które w Polsce będą miały premierę w przyszłym roku, ale Jane Eyre wypadła bardzo dobrze. Wreszcie widz otrzymuje historię, w której młodą, osiemnastoletnią dziewczynę gra młoda, zdolna aktorka.

Czy film jest wierną adaptacją, nie jestem w stanie ocenić, wierzę jednak opinii koleżanki, z którą go oglądałam, że akcję książki oddaje dość dokładnie. Czego dotyczy fabuła? Tytułowa bohaterka, dręczona przez krewnych i jako dziecko oddana do zakładu Lowood, który zajmuje się tortu… wychowaniem młodych panienek, po jego opuszczeniu znajduje pracę w posiadłości Edwarda Fairfaxa Rochestera jako guwernantka jego córki. Okazuje się, że pan domu jest przystojnym, inteligentnym mężczyzną, który jako jedyny traktuje Jane jak równą sobie, no, może nie zawsze. Oczywiście dziewczyna zakochuje się w swoim pracodawcy (albo to on ją uwodzi, a przynajmniej się stara), jednak jest na tyle rozsądna, aby nie poddawać się uczuciu, do pewnego czasu. Wreszcie daje się przekonać i godzi się poślubić ukochanego… Nagle jednak marzenie o szczęściu trafia szlag, okazuje się bowiem, że Rochester ma paskudną tajemnicę.

Jak wynika z powyższego akcja jest dość sztampowa i naiwna, nie to jednak jest mocną stroną tego filmu. Najważniejsze są tutaj główne postacie, zwłaszcza grająca Jane Mia Wasikowska. Jestem absolutnie zachwycona dojrzałością i talentem tej dwudziestodwuletniej aktorki. W Alicji w Krainie Czarów była jedyną perełką, która błyszczała wśród marnych zdjęć i gry aktorskiej takich sław jak Johnny Depp czy Helena Bohnam-Carter. W Jane Eyre to ona gra pierwsze skrzypce. Jane nie przypomina panien, które znamy chociażby z powieści Jane Austen, nie jest łowczynią mężów, nie chce być „szyją, która głową kręci”. Pragnie wolności pojmowanej jako możliwość podejmowania decyzji, życia według własnych zasad. I taka była już jako dziecko, niezwykle inteligentna, niezależna, odważna, i taka też pozostała. Mia Wasikowska potrafiła naturalnie pokazać godność i szacunek, jaki Jane żywiła do siebie. Taką właśnie kobietę pokochał Rochester, mężczyzna, delikatnie mówiąc, zagubiony, nie potrafiący poradzić sobie z własnym przeznaczeniem, gardzący córką i nie przywiązujący się do kobiet. Michael Fassbender kolejny raz pokazał świetne aktorstwo. Jego Rochester jest niejednoznaczny. Z jednej strony to wyrachowany bawidamek, unikający odpowiedzialności za rodzinę. Z drugiej strony nieporadny, owładnięty uczuciem mężczyzna, gotowy na wszystko, by zdobyć ukochaną. Trudno może być dzisiejszemu widzowi zrozumieć jego postępowanie. Mnie było trudno, przeżywałam każde wydarzenie, jakbym nie oglądała filmu, tylko obserwowała czyjeś życie przez duże okno.

Twórcy postarali się o wiarygodne odtworzenie realiów epoki. Godna podziwu jest dbałość o kostiumy oraz obyczaje. To dlatego losy bohaterów są takie prawdziwe. Czułam tę duchotę, jaką zapewniał XIX wiek, niemożność bycia sobą dla kobiet i ból tym spowodowany. Możliwe, że tego filmu nie odbiorą tak samo mężczyźni i nie chcę być tutaj protekcjonalna, ale oni jednak mieli łatwiej, mogli dużo więcej, chociaż, jak pokazuje przykład Edwarda, nie byli wszechmocni. Piękno filmu to nie tylko gra aktorska, to również cudowne zdjęcia, pełne mroku i melancholii, oraz wspaniała muzyka w kompozycji Daria Marianellego, idealnie oddająca nastrój wydarzeń. Żeby nie było tak ciągle wspaniale i och i ach, to dodam, że film nie jest pozbawiony wad. Przede wszystkim nie jest równomierny, najważniejszy wątek został zbyt szybko poprowadzony, brakowało mi słownych przepychanek Jane i Edwarda, które pamiętam z poprzednich wersji. Pojawiają się za to lekko męczące dłużyzny, chwilami traciłam zainteresowanie fabułą. Wątek tajemnicy został również potraktowany bardzo pobieżnie, przez co widz może nie odczuć tragizmu sytuacji. Mimo wszystko jednak uważam, że jest to najlepszy film o Jane Eyre, jaki dotąd widziałam, a widziałam ich już kilka.

niedziela, 13 listopada 2011

Teraz będzie o potworach

Wspominałam na początku października, że coraz bardziej interesuje mnie mroczna strona fantastyki. Dzisiaj postanowiłam wcielić mój nowy plan w życie.


Swego czasu chciałam robić doktorat na polonistyce pod kierunkiem mojego ukochanego profesora Jakuba Lichańskiego. Pod jego protektoratem pisałam pracę magisterską na temat gry z konwencją w cyklu wiedźmińskim. Ponieważ jednak temat jest dość wąski, jego rozwinięcie nie nadawało się na doktorat. Postanowiłam więc pisać o potworach, a konkretniej o przemianie wizerunku potwora w popkulturze, głównie w literaturze i filmie. Na studia doktoranckie się nie dostałam, stwierdziłam jednak, że tematem zajmę się i tak. Stąd pojawił się nowy projekt w postaci bloga – Piękny czy Bestia? Przemiana wizerunku potwora w popkulturze.


Tam będę umieszczać recenzje przeczytanych prac naukowych i powieści/opowiadań, ciekawostki dotyczące wszelkich potworów, jakie tylko znajdę, a w przyszłości, gdy zbiorę dostateczną wiedzę, moje własne przemyślenia. A ponieważ nie będzie mnie trzymał żaden termin ani objętość, konspekt, z którym możecie się zapoznać, zapewne będzie się zmieniał, rozrastał, podobnie jak bibliografia i literatura podmiotu. Z racji tego, że bardzo wnikliwie zamierzam zająć się lekturami, posty nie będą pojawiały się tak często jak na Zasadniczo o fantastyce (chociaż i tu się niewiele dzieje ostatnio). Na razie zakopana jestem w literaturze teoretycznej, słownikach, pracach na temat pojmowania potworności, czyli pracuję nad punktem pierwszym konspektu, więc pewnie zanim powstanie jakiś tekst, zastanie mnie przyszły rok;-) Tymczasem zapraszam do zapoznania się z krótką notką na temat Od gotycyzmu do horroru. Wilkołak, wampir i Monstrum Frankensteina w wybranych utworach autorstwa Anny Gemry.

O ludziach III

Tym, co być może pozwoli lepiej zrozumieć istotę poczynań ludzkości sensu largo niech będzie fakt, że wszystkie triumfy i katastrofy tego świata ludzie powodują nie dlatego, że są z gruntu źli albo z gruntu dobrzy, lecz dlatego, że są z gruntu ludźmi.
Terry Pratchett & Neil Gaiman, Dobry omen, Prószyński i S-ka .

czwartek, 10 listopada 2011

Najlepsze miejsca na wakacje

Nie, nie napiszę tu o Tunezji, Egipcie, Australii czy Bora-Bora. W miejsca, które widnieją na liście Flavorwire, nie dostaniecie się w inny sposób jak dzięki... wyobraźni i pomagającej ją rozbudzić szeroko pojmowanej sztuce. Mój ulubiony portal przygotował bowiem spis dziesięciu najpiękniejszych fantastycznych krain, które może odwiedzić każdy. Znalazły się na nim między innymi takie miejsca jak Atlantyda, Shangri-La czy Hogsmeade. Oprócz krótkiego opisu charakteryzującego znajdziecie też wskazówki, co koniecznie należy zobaczyć. Które Wy odwiedzilibyście najpierw? A może udalibyście się w zupełnie inny świat?

piątek, 4 listopada 2011

Premiery w listopadzie

Jesień jak zwykle obrodziła premierami, w tym roku są to naprawdę ciekawe nowości. W wypadku literatury, w kinie jakoś pusto - Druga Ziemia tak trochę wymuszona, ale dobre opinie po Sundance, za to Szpieg, mimo że niefantastyczny, to koniecznie do obejrzenia!

KSIĄŻKA

Tytuł: Dom jedwabny
Autor: Anthony Horowitz
Wydawnictwo: Rebis
Data wydania: 2 listopada 2011 r.

O tej powieści pisałam już dawno temu. Premiera już była, więc wielbiciele Sherlocka Holmesa mogą szukać książki w księgarniach. Wprawdzie to nie Conan Doyle, ale ciekawa jestem, czy Horowitz sprostał stylowi XIX-wiecznego pisarza i wymagającym bohaterom.
Sherlock Holmes – ikona detektywistyki powraca!
Najnowsza część przygód Sherlocka Holmesa dotyczy historii, której wcześniej nie można było ujawnić ze względu na charakter sprawy i pozycję zamieszanych w nią osób.
Gdy doktor Watson przybywa z kilkudniową towarzyską wizytą na Baker Street, nie spodziewa się, że dane mu będzie wziąć udział w kolejnej niezwykłej przygodzie u boku najwybitniejszego z detektywów. I nawet gdy z prośbą o pomoc zjawia się u Sherlocka Holmesa pewien marszand z Wimbledonu, zaplątany w transatlantycką awanturę, nic jeszcze nie zwiastuje rychłego ujawnienia afery z udziałem czołowych postaci londyńskiej socjety. Afery tak ohydnej, że nawet wierny kronikarz Holmesa, doktor Watson, nie pozwolił opublikować swej relacji wcześniej niż po stu latach…

Tytuł: Cmentarz w Pradze
Autor: Umberto Eco
Wydawnictwo: Noir sur Blanc
Data wydania: 3 listopada 2011 r.

XIX wiek obecnie bardzo mnie fascynuje, podobnie wątki kryminalno-szpiegowskie, a jeśli dodać do tego jeszcze Umberto Eco jako autora... Interesująco, prawda?
„Cmentarz w Pradze” to powieść kryminalno-szpiegowska, której akcja rozgrywa się w XIX wieku.
Umberto Eco przedstawia w niej genezę okrytych złą sławą tzw. Protokołów Mędrców Syjonu, które stanowiły dla Hitlera jedno ze źródeł jego obłąkańczej idei zagłady Żydów i były elementem nazistowskiej propagandy.
Autor podkreśla, że oprócz głównego bohatera wszystkie postacie w książce są autentyczne.
„Cmentarz w Pradze” ukazał się 30 lat po „Imieniu róży” – debiutanckiej powieści profesora semiotyki.
Tytuł: Podróżnik stulecia
Autor: Andres Neuman
Wydawnictwo: Dobra literatura
Data wydania: 3 listopada 2011 r.

Znowu wiek XIX, tym razem powieść przygodowa, w zachęcającej okładce. Na pewno poszukam w księgarni.
„Nie można w życiu być całkowicie w jednym miejscu ani z żadnego miejsca nie da się wyjechać do końca”.
Miasto przypominające labirynt, z którego nie sposób się wydostać. Enigmatyczny podróżnik, który ma właśnie wyjechać, gdy niespodziewanie zatrzymuje go niezwykła postać, na zawsze zmieniając jego przeznaczenie.
„Podróżnik stulecia” to zaskakująca opowieść ukazująca wiek XIX z perspektywy wieku XXI. Andrés Neuman tworzy kulturową mozaikę podporządkowaną emocjonującej fabule, pełnej intryg, humoru oraz fascynujących postaci, a wszystko to za pomocą pełnego świeżości stylu, który czaruje dojrzałością językową i plastycznością wyrazu.
Tytuł: Suttree
Autor: Cormac McCarthy
Wydawnictwo: Wydawnictwo Literackie
Data wydania: 3 listopada 2011 r.

Kolejna powieść McCarthy'ego. Zamieszczam dla wielbicieli i sobie ku pamięci, bo przede mną wciąż Droga...
Najzabawniejsza i najsmutniejsza powieść McCarthy’ego.
Pośród rozbitków życiowych i wyrzutków społecznych rozmaitego sortu – pijaków, prostytutek, zbirów, naciągaczy i pospolitych złodziejaszków, ślepców i paralityków, grabarzy, a także pewnej wiedźmy – żyje sobie pewien rybak, Cornelius Suttree. Dla slumsów miasta Knoxville porzucił rodzinę, dostatek i wszelkie wygody. Zamieszkał na starej zdezelowanej łodzi, pod mostem, owianym złą sławą ostatniej trampoliny topielców. Rzeczny biznes idzie jednak kiepsko, związki z kobietami nie lepiej, a policja często kręci się pod mostem…
Tytuł: Tytus Groan
Autor: Mervin Peake
Wydawnictwo: Wydawnictwo Literackie
Data wydania: 3 listopada 2011 r.

Cykl jakiś czas temu chwaliła Elenoir, a mi jej recenzje mocno zapadły w pamięć, być może będzie okazja przekonać się na własne oczy, co też w tym cyklu siedzi takiego.
Nie Śródziemie i nie Ziemiomorze, ale zamek Gormenghast zasługuje na tytuł najwybitniejszej kreacji w literaturze fantasy. Cykl stworzony przez Mervyna Peake’a uznawany jest za absolutną klasykę fantastyki – i co ważne, uważają tak nie tylko miłośnicy fantasy, ale i krytycy i czytelnicy głównego nurtu.
„Tytus Groan” to pierwsza powieść trylogii opisującej losy 77. hrabiego na zamku Gormenghast, stanowiącego gotycki labirynt dachów, korytarzy, krużganków, schodów, podziemi i tajemnych przejść. Książka wybiega daleko poza normalną codzienną rzeczywistość, akcja trzyma nas w napięciu i nieustannie zaskakuje. Postaci są niezwykłe, tło akcji fantastyczne i niemal wszystko mogłoby w niej wydawać się ekscentryczne, gdyby nie dziwne poczucie rzeczywistości przebijające przez groteskowe, przerażające rekwizyty szalonego zamku.
Na kartach powieści „Tytus Groan” przemienia się z chłopca w młodzieńca, dojrzewając powoli do buntu przeciwko uświęconej tradycji. Kunsztowny język, groteskowy humor, sugestywne opisy oddziałują na wyobraźnię czytelnika i sprawiają, że natychmiast przenosi się do niepokojącego świata wykreowanego przez Mervyna Peake’a.

Tytuł: Dumanowski
Autor: Wit Szostak
Wydawnictwo: Lampa i Iskra Boża
Data wydania: 7 listopada 2011 r.

I znowuż, podobnie jak w wypadku McCarthy'ego - ku pamięci (najpierw może uda mi się przeczytać Ględźby Ropucha i Oberki do końca świata).
„Dumanowski” to opowieść o fikcyjnym bohaterze narodowym, który żyje przez 123 lata rozbiorów. Jest sowizdrzałem i dandysem, weteranem i dziennikarzem, partyzantem i politykiem, pustelnikiem i mężem stanu. Losy ludzi, którzy spotkają go na swej drodze, potoczą się zupełnie inaczej, niż w znanej nam historii: Mickiewicz zostanie biskupem, Słowacki bankierem a Czartoryski księciem Krakowa. Józafat Dumanowski stanie się bohaterem mitu, a liczni biografowie nigdy nie ustalą ostatecznej wersji jego życiorysu.

Tytuł: Wymyślanie wrogów i inne teksty okolicznościowe
Autor: Umberto Eco
Wydawnictwo: Rebis
Data wydania: 8 listopada 2011 r.

Ponownie Umberto Eco, tym razem w formie publicystyki, czyli tym, co najlepiej temu autorowi wychodzi.
Właściwym tytułem tego zbioru winien być jego podtytuł, czyli „teksty okolicznościowe”. Na ostatecznym wyborze zaważył jednak uzasadniony niepokój wydawcy, że zbyt skromny tytuł mógłby nie przyciągnąć uwagi czytelnika, podczas gdy tytuł pierwszego eseju stwarza szanse na pobudzenie ciekawości.
I oto zbiór rozmaitości, czasem zaangażowanych, a czasem stworzonych dla rozrywki, na temat absolutu, ognia, wymyślonej astronomii, katedralnych skarbców, wysp zaginionych, pisarstwa Victora Hugo, recepcji Joyce’a w epoce faszyzmu, utopii i przysłów, Wikileaks, zawoalowanych form cenzury itd.
Nie jest do końca dziełem przypadku, że zbiór otrzymał nazwę od pierwszego tekstu. Tematem wymyślania wroga autor zajął się całkiem niedawno w swej najnowszej powieści „Cmentarz w Pradze”, a doświadczenie pokazuje, że ów przewrotny mechanizm nadal działa w najlepsze. Aby trzymać narody w ryzach trzeba wciąż wymyślać wrogów i przypisywać im cechy wzbudzające lęk i odrazę.
Tytuł: Dziadek do Orzechów i Król Myszy
Autor: E.T.A. Hoffmann
Wydawnictwo: Media Rodzina
Data wydania: 9 listopada 2011 r.

Uwielbiam balet Dziadek do Orzechów Piotra Czajkowskiego w każdej interpretacji, do tej pory nie wiedziałam jednak, że oparty jest o książkę. Do zdobycia koniecznie.
Niezwykła opowieść z pogranicza rzeczywistości, snu i fantazji, która zainspirowała Czajkowskiego do skomponowania jednego z najsłynniejszych baletów, to kolejna próba zaprezentowania literackiej klasyki dla młodego czytelnika w nowych szatach.
Niniejsze wydanie „Dziadka do Orzechów i Króla Myszy” pojawia się w nowym, wiernym przekładzie Elizy Pieciul-Karmińskiej, znanej z wyśmienitego, kompletnego tłumaczenia „Baśni dla dzieci i dla domu” braci Grimm.
Tłumaczka oddaje do rąk polskich czytelników taką historię, jaką chciałby opowiedzieć im sam autor. Nieco oniryczne ilustracje Aleksandry Kucharskiej-Cybuch, która dała się już poznać czytelnikom m.in. jako twórczyni szaty graficznej do „Opowieści wigilijnej” doskonale współgrają z atmosferą dzieła.

Tytuł: Blady ogień
Autor: Vladimir Nabokov
Wydawnictwo: MUZA
Data wydania: 16 listopada 2011 r.

Muza kontynuuje wznawianie i wydawanie dzieł Nabokova, a ja w końcu muszę sięgnąć po któreś...
„Blady ogień” to jedno z niekwestionowanych arcydzieł Vladimira Nabokova, książka oparta na niepowtarzalnym pomyśle formalnym. Rzecz składa się z poematu napisanego przez fikcyjnego dwudziestowiecznego poetę amerykańskiego oraz przedmowy do niego, komentarza i indeksu pióra również fikcyjnego edytora, który wykorzystał okoliczności, by przejąć kontrolę nad rękopisem. Czytelnik szybko orientuje się, że teksty komentatora nie przystają do komentowanego przezeń utworu. Edytor opowiada przede wszystkim własną historię, historię ostatniego, zdetronizowanego wskutek rewolucji władcy nieistniejącej na mapach krainy o nazwie Zembla oraz zamachu na króla-emigranta. Fabuła wyłaniająca się z komentarza jest jasna, wyraźna, pełna szczegółów i precyzyjnie zarysowanych postaci, nietrudno jednak zgadnąć, że są to rojenia szaleńca. „Realnego” przebiegu wydarzeń trzeba się domyślać, ale czytelnik otrzymuje wystarczająco wiele informacji, by domysły złożyły się w logiczną i przekonywającą całość.
Mary McCarthy napisała o tej powieści, że „jest jednym z największych dzieł sztuki naszego stulecia”, czyli wieku XX, i bez wątpienia miała rację!
Tytuł: Oblężenie
Autor: Arturo Perez-Reverte
Wydawnictwo: MUZA
Data wydania: 16 listopada 2011 r.

Wprawdzie nie jest to powieść o wieku XIX, ale jest to powieść autorstwa jednego z moich ulubieńców. Szkoda, że takie grubaśne i drogie wydanie...
Kadyks, czas wojen napoleońskich.
Hiszpania walczy o niepodległość, a równocześnie jej południowoamerykańskie kolonie walczą o swoją wolność. Na ulicach najbardziej liberalnego miasta Europy toczy się walka zupełnie innego rodzaju. Pojawiają się zwłoki młodych kobiet, zakatowanych knutem. W każdym z miejsc, gdzie znajdowane są zwłoki, wcześniej lub później spada francuska bomba. Wyznacza to złowrogi plan, nakładający się na mapę Kadyksu. Pod powierzchnią gwaru i zgiełku wielkiego miasta splatają się wątki sensacyjne, miłosne, łotrzykowskie, a nawet… botaniczne.
„Oblężenie” to smutna refleksją autora nad tym, co Hiszpania mogła mieć, a czego nigdy nie miała, i to z własnej winy. Kadyks uchwycony w powieści to miasto w momencie swojej świetności, to symbol doskonale prosperującej koniunktury; to nowoczesne miasto, mieszkańcami którego są ludzie obrotni, wykształceni, czytający gazety i książki, znający języki, podróżujący po świecie i umiejący zachować się w towarzystwie. I na własne życzenie Hiszpania się od tego kosmopolitycznego tłumu odcina w myśl idei, że obcy to wróg, a wroga należy zniszczyć.
Pérezowi-Reverte udało się to, co jest najważniejszym zadaniem autora powieści historycznej: opowieść o dawnych wiekach mówi nam coś o nas samych i o naszych czasach.

Tytuł: Science Fiction
Autor: Wielu
Wydawnictwo: Powergraph
Data wydania: 18 listopada 2011 r.

Antologia opowiadań w duchu SF wydana przez Powergraph gwarantuje ambicję i jakość, autorzy oryginalność. No i popatrzcie tylko na okładkę! W ogóle listopad to miesiąc wyjątkowo wspaniałych okładek...
Antologia „Science Fiction”, czyli fantastyka naukowa twarda jak diament. Antologia „Science Fiction”, czyli realistyczne narracje w futurystycznych światach, worldbuildingi rozrośnięte kryształowo jak zapis całkowania, naukowe paradoksy, szczypta futurologii i niewygodne pytania. I dreszcz emocji, kiedy docierasz do tego, co Niepoznane.
Teksty autorstwa Michała Protasiuka, Jakuba Nowaka, Rafała Kosika, Cezarego Zbierzchowskiego, Marcina Przybyłka, Andrzeja Miszczaka, Michała Cetnarowskiego, Pawła Majki, Wojciecha Szydy, Aleksa Gütsche i Błażeja Jaworowskiego. I najnowsza minipowieść Jacka Dukaja.
Sprawdź, jak wygląda bezkompromisowa hard SF pisana w XXI wieku.

Tytuł: Od sasa do lasa
Autor: Janusz Tazbir
Wydawnictwo: Iskry
Data wydania: 24 listopada 2011 r.

Tego pana nikomu przedstawiać zapewne nie trzeba. Piękne wydanie tekstów Tazbira, wśród których najbardziej ciekawią mnie studia nad kulturą sarmacką.
„Od sasa do lasa” to zbiór artykułów i szkiców historycznych obejmujących trzy obszary badań profesora Janusza Tazbira.
Pierwszy to istniejący od dawna proceder tworzenia i wykorzystywania falsyfikatów historyczno-literackich – rzekomych pamiętników, listów i relacji. Na ogół były to dzieła historyków i pisarzy zafascynowanych przeszłością do tego stopnia, że podejmowali próby opisu przeważnie wymyślonych sytuacji w językowej i stylistycznej manierze Polaków z minionych epok. Cykl drugi obejmuje studia nad kulturą sarmacką poprzez analizę dorobku kronikarskiego i badawczego autorów takich jak: Jędrzej Kitowicz, Władysław Łoziński, Aleksander Brückner, Jan Stanisław Bystroń czy Stanisław Wasylewski. W trzeciej części książki profesor Tazbir przypomina biografie i dorobek swych ulubionych autorów, m.in. Jana Potockiego, Henryka Rzewuskiego, Józefa Korzeniowskiego, Henryka Sienkiewicza, Marii Dąbrowskiej.
Wnikliwa analiza, błyskotliwy styl i polemiczna pasja Autora nadaje prezentowanym tekstom, oprócz walorów poznawczych, cechy najwyższej jakości prac popularyzujących historię narodową. 
FILM

Tytuł: Druga Ziemia
Scenariusz: Mike Cahill & Brit Marling
Reżyseria: Mike Cahill
Data premiery: 18 listopada 2011 r.

Nie powiem, żeby mnie jakoś opis filmu specjalnie zachęcał, bardziej intrygują pochwały z festiwalu w Sundance, który ma renomę ciekawej imprezy kina niezależnego, nieskażonej komercją.
Przebój tegorocznego festiwalu kina niezależnego Sundance. W czasie, gdy organizowana jest pierwsza wyprawa na odkrytą kilka lat wcześniej planetę bliźniaczo podobną do Ziemi, młoda kobieta nawiązuje romans ze znanym kompozytorem, który żyje w odosobnieniu po tragicznej śmierci żony. Ukrywa jednak przed nim rolę, którą w tej śmierci odegrała...
Tytuł: Szpieg
Scenariusz: Bridget O’Connor & Peter Straughan
Reżyseria: Tomas Alfredson
Data premiery: 25 listopada 2011 r.

No to jest absolutna konieczność zobaczyć w kinie! Po pierwsze, stęskniłam się za Jamesem Bondem, a tu mi proponują historię bardziej prawdziwych szpiegów. Po drugie Gary Oldman, Colin Firth, Mark Strong, Benedict Cumberbatch! (o tym, dlaczego wyróżniłam tego aktora, napiszę niebawem), Tom Hardy. Dla takiej silnej obsady nie pójść do kina to grzech.
"Szpieg" to "doskonały" (The Spectator), "olśniewający" (The Wall Street Journal), "dwugodzinny orgazm" (Filmweb). To znakomita ekranizacja bestsellerowego thrillera szpiegowskiego Johna le Carré w oscarowej obsadzie. Po raz pierwszy brytyjski wywiad zdradza tak wiele tajemnic, z pracy swoich najlepszych agentów. Przygody Jamesa Bonda przy tym filmie to opowieści dla grzecznych dziewczynek. George Smiley – agent mający dostęp do najpilniej strzeżonych tajemnic wywiadu, tocząc walkę z czasem rozpocznie śledztwo, które ujawni największy skandal w historii MI6.

środa, 2 listopada 2011

Dzień dobry, panie Holmes! - "A Study in Scarlet", Arthur Conan Doyle, Penguin Books 1981


Zawsze lubiłam filmy z Sherlockiem Holmesem, ale jakoś nigdy nie przyszło mi do głowy, żeby sięgnąć do literackiego oryginału. Jednak po obejrzeniu Sherlocka Holmesa w reżyserii Guya Ritchiego, wokół którego krążyło wiele dyskusji na temat wierności lub nie utworom Arthura Conan Doyle’a, a także po przeczytaniu wciągającego Świata zaginionego stwierdziłam, że czas najwyższy poznać detektywa. Zaczęłam od pierwszej powieści, w którym Doyle powołał do życia Holmesa i Watsona – co więcej, postanowiłam zmierzyć się ze A Study in Scarlet po angielsku.

Nie wiem, jak odbierany jest Holmes w polskim tłumaczeniu, na mnie książka po angielsku zrobiła duże wrażenie. Przede wszystkim już od pierwszych stron widać, że ci, którzy twierdzą, że film Ritchiego ma niewiele wspólnego z literackim Sherlockiem, prawdopodobnie nigdy nie czytali książki, a opinię wyrobili sobie na podstawie wcześniejszych filmów. Doyle nie uczynił Sherlocka Holmesa grzecznym, starszym panem w śmiesznym kapelusiku, to mężczyzna w kwiecie wieku, nadzwyczaj inteligentny i ekscentryczny – Robert Downey Jr. jest idealnym, powtarzam, idealnym odtwórcą tej roli. Ale dość o filmie, czas na wrażenia z lektury.

John Watson powrócił do Londynu z wojny brytyjsko-afgańskiej z powodu ran odniesionych w bitwie pod Maiwandem. Poszukujący mieszkania chirurg wojskowy poznaje Sherlocka Holmesa, mężczyznę młodszego od siebie, charyzmatycznego i nieco dziwnego, ale budzącego sympatię. Panowie zostają współlokatorami (w późniejszym czasie również przyjaciółmi) i wówczas dr Watson dowiaduje się, że Holmes współpracuje z detektywami wszelkiej maści jako konsultant. Ma okazję również wziąć udział w jednym z mrocznych śledztw, z jakimi miała do czynienia londyńska policja – zamordowano mężczyznę, ale chociaż są ślady krwi, nie ma śladu ran na ciele, wskazówką może być słowo RACHE wymalowane krwią zmarłego na jednej ze ścian. Lekarz z fascynacją obserwuje poczynania Holmesa, który swoją przenikliwością, przebiegłością i brawurą góruje nad detektywami. Podczas gdy Sherlock Holmes rozwiązuje kolejne elementy dziwnej układanki, Watson rozwiązuje zagadkę Sherlocka Holmesa. Czytelnik otrzymuje dokładny opis wyglądu detektywa, jego charakteru i wszechstronności. Watson skrupulatnie notuje również wszelkie wyjaśnienia składane przez Holmesa w sprawie morderstwa. Nie jest jednak biernym obserwatorem, udaje mu się od czasu do czasu zrównać z myślami detektywa, chociaż jego największą pomocą jest rozmowa z Holmesem, pozwalająca bohaterom dojść do poszczególnych wniosków. Kto jest mordercą, czytelnik dowiaduje się tak nagle, że przez kilka chwil nie wie, co się wydarzyło, a już w ogóle nie ma pojęcia, podobnie jak wszyscy poza Holmesem, skąd pewność, że wskazany przez detektywa człowiek jest mordercą.

Odpowiedzi nie otrzymujemy od razu. Doyle zaskoczył ponownie – w momencie kiedy Holmes objawia mordercę, kończy się pierwsza część powieści. Druga część przenosi czytelnika kilkadziesiąt lat wstecz, autor raczy go historią poprzedzającą makabryczne wydarzenia, po czym ponownie powraca do właściwego toku akcji. Ta część najmniej mi się podobała i irytowało mnie oczekiwanie na poznanie rozwiązania zagadki, co paradoksalnie doprowadziło mnie do znudzenia fabułą. Z trudem przebrnęłam przez historię amerykańskich kolonistów-mormonów, melodramatyczne love story, by już z mniejszym entuzjazmem powrócić do relacji Watsona. Ten nagły zwrot akcji nie przemówił do mnie, zdaję sobie jednak sprawę z ówczesnej konwencji.

Mimo to książka zachwyciła mnie stylem Doyle’a, który rewelacyjnie oddaje klimat XIX wieku w zachowaniach ludzi, ówczesny język urzeka poetyckością i nie sprawia trudności w odbiorze, jak się tego obawiałam. Dbałość autora o szczegóły w opisach ludzi, krajobrazów, poszczególnych elementów zbrodni jest powalająca. Godna podziwu jest także jego znajomość i odzwierciedlenie stylizacji dla różnych warstw społecznych – miejski slang czy specyficzny styl wypowiedzi amerykańskich traperów był dla mnie najtrudniejszy do zrozumienia. Klimat powieści dopełnia lekko ironiczny humor, z jakim autor przedstawia policyjnych detektywów czy pracę ówczesnej prasy, która goniła za sensacją i przeinaczała fakty tak samo jak dzisiaj. W styczniu 2012 roku do polskich kin zawita Sherlock Holmes: A Games of Shadows, na co już nie mogę się doczekać. A z literackim Holmesem również spotkam się jeszcze nie raz.