środa, 26 marca 2014

O jasności umysłu

Jasność umysłu jest najgorsza. Jakże straszliwe i przerażające jest wszystko, co skrywa mrok, gdy ma się czas na rozmyślanie.
Arturo Perez-Reverte, Królowa Południa, MUZA 2009 r.

wtorek, 11 marca 2014

30 dni z książkami: 4 w 1 i podsumowanie

Dzisiaj idę na łatwiznę. Ostatnio inne rzeczy wysysają ze mnie energię i nie jestem w stanie się skupić na wystukaniu choćby kilku zdań, poza tym nie potrafię umiejętnie określić niczego w czterech ostatnich kategoriach, dlatego postanowiłam spiąć je wszystkie w jedno i zrobić małe podsumowanie.

Najbardziej zaskakujący zwrot akcji lub zakończenie
Tutaj na pewno miejsce należy do Scotta Lyncha i jego debiutanckiej powieści - Kłamstwa Locke'a Lamory. Niestety z czystym sumieniem mogę napisać tylko tyle, że zwrot akcji pod koniec książki wgniótł mnie w fotel i nic poza tym. Czytałam powieść kilka dobrych lat temu i już z niej niewiele pamiętam, ale dobrze wryło mi się w pamięć uczucie zaskoczenia, jakiego doznałam, zbliżając się ku końcowi. Być może czas odświeżyć lekturę i zweryfikować wspomnienia...

Ulubiony tytuł książki
Szczerze mówiąc, nigdy nie zwracałam uwagi na tytuły książek. O wiele bardziej interesowała mnie okładka i opis wydawcy, w pierwszej kolejności autor, o ile go znam lub kojarzę. Dzisiaj nadal mam słabość do okładek i dużo mniejsze zaufanie do treści na jej tylnych stronach. Piękne i dopracowane okładki mają zwykle książki z Uczty Wyobraźni w wydawnictwie MAG, ale najczęściej najładniejsze robi Powergraph, są częścią tych książek i sprawiają, że nie można przejść obok nich obojętnie. Absolutnie najładniejszą okładką, jaką widziałam do tej pory, jest ta do Czarne Ani Kańtoch, budzi przeszłość, tak jak fabuła powieści.

Książka, którą oprócz Ciebie wszyscy nienawidzą
Tutaj prędzej mogłabym wskazać książki, które podobały się moim znajomym, a mi nie. Jedną z nich jest na pewno Władca Pierścieni Tolkiena. Nie ujmując niczego autorowi, jego wizji, innowacyjności i wkładowi w historię fantasy, ja nie mogę czytać Władcy Pierścieni. Ta książka mnie nudzi po prostu. Próbowałam podejść do niej kilka razy i za każdym razem się poddawałam z uczuciem nieopanowanej senności. To po prostu lektura nie dla mnie. Podobnie jest z uwielbianą przez wszystkich serią Opowieści z meekhańskiego pogranicza Roberta M. Wegnera. Również kilka razy rozpoczynałam lekturę opowiadań i odkładałam je na półkę nie zainteresowana. Nie mam nic do zarzucenia stylowi, opisom, fabule, bohaterom. Po prostu nic w niej nie wzbudza we mnie głębszych emocji. I tak bywa.

Twoja ulubiona książka wszech czasów
I tu nie mam nic, no chyba że sięgnę do kategorii z dnia trzeciego i ponownie powołam się na cykl wiedźmiński. Być może nie trafiłam jeszcze na taką książkę, a może nigdy takiej nie będzie. Jeśli taka książka musiałaby w sobie zawierać wszystko, co mi się w literaturze podoba, no i być takim moim przewodnikiem, swoistą biblią, to z pewnością takiej nie mam.

I koniec. Jak widać wyzwanie nie wyszło mi do końca, nie udało mi się pisać codziennie i nie zastosowałam się do wszystkich kategorii. Ale to nie jest ważne. Dzięki tej akcji przypomniałam sobie o książkach, do których nie sięgałam od lat, a które okazały się być ważną częścią mojego życia. Trochę też inaczej podeszłam do myślenia o nich, być może to wpłynie na moje oceny kolejnych książek. Nadal mam w planie zrobić wyzwanie filmowe, ale to za jakiś czas, jak odsapnę po tym. Bardzo możliwe, że nie będzie zawierało trzydziestu punktów i z pewnością nie będzie codzienne, ale w najbliższych miesiącach takowe się pojawi.

poniedziałek, 3 marca 2014

30 dni z książkami - Dzień XXVI: Książka, która zmieniła Twoją opinię na jakiś temat

Na pewno do tej kategorii mogłabym zaliczyć niemal wszystkie książki naukowe, jakie przeczytałam. W każdej z nich znalazłabym coś, co postrzegałam inaczej. Jednak chyba nie o to chodzi do końca. Ja rozumiem ten dzień jako wskazanie książki, która znacząco na mnie wpłynęła, sprawiła, że zmieniłam się wewnętrznie. A przynajmniej o takiej książce chcę dzisiaj napisać.

Gdyby Budda utknął w martwym punkcie Charlotte Kasl to pozycja dla wszystkich, którzy właśnie w takim martwym punkcie swojego życia się znaleźli i nie mają awersji do filozofii buddyjskiej, lub też dla tych, którzy chcieliby się zapoznać z tą filozofią rozpatrującą duchową przemianę człowieka. Ja wciąż ją czytam, nie jest to bowiem książka, którą się pochłania, mi jej lektura zajmuje sporo czasu, głównie dlatego, że pobudza mnie do różnych refleksji i staram się wykonywać wszystkie zalecone w niej ćwiczenia. Już mi wiele dała, a nie dotarłam jeszcze do połowy. Przede wszystkim wycisza mnie, daje mi poczucie wewnętrznego spokoju i sprawia, że na trzeźwo mogę analizować siebie, swoje odczucia, nawet takie, o których nie miałam pojęcia, że we mnie są. Kasl nie narzuca się z tym buddyzmem, nie twierdzi, że musisz zmienić wiarę, aby to wszystko zaczęło działać, wskazuje jedynie ścieżkę; to, czy z niej skorzystasz, zależy już od Ciebie. Podoba mi się ten łagodny styl, prosty język, nie naładowany banałami i oczywistymi oczywistościami, tak jak to było w wypadku Sekretu. Czuć, że autorka jest przekonana i sama stosuje się do przedstawianej tu filozofii. 

Jeśli jesteście na jakimś życiowym zakręcie, nie wiecie, co ze sobą zrobić, gdzie iść, brak Wam motywacji do działania i to Wam przeszkadza, sięgnijcie po tę książkę, może ona Wam pozwoli się na siebie otworzyć.

Gdyby Budda utknął w martwym punkcie
Charlotte Kasl
Czarna Owca
2010 r.