Długo czekałam na najnowszą powieść Anny Kańtoch. Wprawdzie prędzej i bardziej spodziewałam się premiery drugiego tomu Przedksiężycowych, ale kiedy się dowiedziałam, że Czarne zostanie wydane pod skrzydłami Powergraphu, stwierdziłam, że i ta powieść złagodzi moją niecierpliwość. A że wydawnictwo wie, jak podsycać ciekawość czytelnika enigmatycznymi informacjami i cudownymi okładkami (okładka do Czarne jest idealna), zaczęłam odliczać dni do premiery. Przyznam jednak, że czekałam na kolejną powieść autorki w stylu opowiadań o Domenicu Jordanie. Czarne okazało się książką kompletnie inną, wyłamaniem z dotychczasowej twórczości Kańtoch, prawdziwym kontrapunktem. Dowodem na to, że Anna Kańtoch to jedna z najlepszych i najbardziej obiecujących pisarek polskiej fantastyki, dojrzalsza, rozwijająca się, wymagająca od siebie i czytelnika.
To, co mnie zachwyciło od pierwszych stron, to język. Tutaj każde słowo jest przemyślane, nieprzypadkowe, ma swój cel. Czarne to przede wszystkim literacka uczta. Podziw należy się autorce, ale również osobie odpowiedzialnej za redakcję. Widać, że powieść jest owocem ich skutecznej współpracy, która pozwoliła pozbyć się wszelkich niedociągnięć. Początkowo jednak nie dawałam się do końca przekonać bohaterce i opowiadanej przez nią historii. Jej powolny tok narracji, rozciągający fabułę, w której pozornie nic się nie dzieje, mowa o przeciąganiu niemożliwego w możliwe i odwrotnie, sprawiały wrażenie mrocznego snu, w którym trudno doszukać się jakiegokolwiek sensu. Wszystko zmienił jednak piórowek. I Staś, ciągnący za sobą przyszłość. I jeszcze wiele innych elementów, które narratorka splatała w skomplikowaną sieć skojarzeń.
W tej onirycznej wizji przeszłość miesza się z teraźniejszością bohaterki, spokój z niepokojem, tragedia z codziennym życiem. Kańtoch kilkoma zaledwie słowami, bez przynudzania i przeciągania, udało się odtworzyć atmosferę początku XX wieku i międzywojennej Polski, przy okazji zręcznie połączyła te wątki z historią wcześniejszą. Sama bohaterka do końca pozostaje postacią niezwykle zagadkową, czytelnik idzie przez powieść razem z nią, powoli odkrywając jej znaczenie. Jej życie staje się życiem czytelnika na niecałe trzysta stron, a im dalej, tym bardziej przenika jego świadomość.
Duszny, nie z powodu panującego lata, klimat powieści trzyma w napięciu do ostatniej chwili. Mrok czai się z każdej strony, niemożliwość przebija się tu niczym promienie słońca w pochmurny dzień, a czasami jak gwałtowne uderzenia w klawisze pianina, mącące łagodną melodię. Kańtoch udało się, jak mało któremu autorowi, sprawić, że leniwa akcja, tocząca się miarodajnie i stale, wzbudza dreszcz, niczym spokój przed burzą. Specyficzna narracja pozwala czytelnikowi na rozdwojenie, sprawia, że jest w środku fabuły i jednocześnie poza stworzonym światem. I tak jak bohaterka pozostaje zawieszona między możliwością a niemożliwością, tak i on tkwi w zawieszeniu, oczekiwaniu jeszcze długo po skończeniu lektury.
Recenzja ukazała się na portalu Katedra.
Cudownie skomentowana wspaniała książka - recenzję czytałam już na Katedrze!
OdpowiedzUsuńDziękuję, aż się zaczerwieniłam:-)
UsuńBardzo smakowita recenzja, po "Czarne" na pewno sięgnę :)
OdpowiedzUsuńDziękuję, a książkę polecam:-)
Usuń