środa, 30 marca 2011

Czas na zombie

Chociaż moda na wampiry wciąż trwa, coraz popularniejsze stają się powieści, których głównymi bohaterami są zombie. Dlaczego ludzi tak fascynują żywe umarlaki, powłóczące nogami i pragnące ludzkiego mięsa? Na te pytania udzielił w zabawny sposób odpowiedzi dr Steven Schlozman, psychiatra i autor debiutanckiej powieści The Zombie Autopsies: Secret Notebooks From the Apocalypse, w wywiadzie dla USA Today.

wtorek, 29 marca 2011

Plakat ostatniego "Harry'ego Pottera"

Plakat promujący ostatnią część Harry'ego Pottera - Insygnia Śmierci właśnie ujrzał światło dzienne. Utrzymany w podobnej mrocznej tonacji zapowiada interesującą rozgrywkę, którą w Polsce zobaczymy tydzień po światowej premierze, czyli 15 lipca tego roku. Szkoda tylko, że zakończenie się nie zmieni...

piątek, 25 marca 2011

Monolog na dwa głosy - "Pan Lodowego Ogrodu", tom III, Jarosław Grzędowicz, Fabryka Słów 2010


Bardzo lubię fantastykę w wykonaniu Jarosława Grzędowicza. Barwny styl, cięty, sarkastyczny humor, wartka akcja, a przy tym ciekawe podejście do konwencji, swobodna z nią zabawa, niezwykła celność oryginalnych metafor, czasem nawet refleksja nad dniem codziennym. To wszystko znalazłam zarówno w pierwszej, jak i drugiej części Pana Lodowego Ogrodu. Nic dziwnego więc, że oczekiwałam tego samego po kolejnym tomie, niestety rozczarowałam się. Trzecia część nie ma bowiem w sobie wiele z tego.

Przede wszystkim akcja zwalnia w niej do tempa żółwiego, co wcale nie byłoby złe, a nawet dałoby pretekst do rozwinięcia kilku pobocznych wątków, skoro główny opiera się na przekonywaniu tytułowego Pana Lodowego Ogrodu do walki z Aakenem po stronie Vuko i na wędrówce Filara z niewoli do niewoli. Autor jednak nie poszedł tą drogą, wręcz przeciwnie, z pobocznych wątków zrezygnował właściwie całkowicie. Nie dowiemy się na przykład, co dzieje się między Drakkainenem a Sylfaną, chociaż druga część cyklu zapowiadała burzliwy związek, który w tomie trzecim Grzędowicz ograniczył do okazjonalnych „numerków”, ponieważ bohater nie może się rozpraszać. Przez to też jedyna postać kobieca, która miała szansę zaistnieć jako pełnoprawna bohaterka opowieści, została zdegradowana do roli dodatku. Co więcej, autor porzucił kwestię psychologii bohaterów drugoplanowych, nie żeby dotąd jakoś specjalnie się nimi przejmował, ale w trzecim tomie postacie poza Drakkainenem i Filarem stanowią wyłącznie tło. Utrudnieniem tutaj może być narracja książki (chociaż nie jest ona dla mnie usprawiedliwiająca, we wcześniejszych tomach udawało się Grzędowiczowi zachować równowagę), w większości będąca pierwszoosobowym raportem, zwłaszcza w wykonaniu tohimona, którego obojętność w opowiadaniu swoich losów jest całkiem zrozumiała, ale i nie pozwala utożsamić się z bohaterem.

Zaskoczona byłam też radykalną zmianą stylu i nie wiem, czy to akurat wyszło książce na dobre. Od początku opisywany świat był mroczny i niepokojący, czemu nie można się dziwić ze względu na wybór tematu, ale we wcześniejszych częściach równoważył to wisielczy humor, który mimo że wiele optymizmu nie dodawał, przynajmniej ubarwiał akcję. Z niego również niewiele zostało, co sprawia, że przez niektóre fragmenty przebrnąć jest wyjątkowo ciężko. W Grzędowiczu najbardziej ceniłam umiejętność zawarcia poważnej refleksji w ironicznym, kpiarskim komentarzu, którą czytelnik może odczytać, ale nie musi, jego sprawa. Tutaj zdarza się to rzadko (świetnie na przykład pokazał absurd bezstresowego wychowywania dzieci), przeważa jawne „wskazywanie palcem” tego, co złe, niewłaściwe i niemoralne.

Nie tego spodziewałam się po dwóch latach. Mimo wszystko czekam cierpliwie na tom czwarty, mając nadzieję, że powróci w nim stary, dobry Grzędowicz, jakiego lubię. Mam również nadzieję, że będzie to część ostatnia, chociaż mam pewne obawy, by sądzić, że na niej się nie skończy, a jeszcze większe rozwlekanie fabuły nie przyniesie książce niczego dobrego.

Recenzja ukazała się na portalu Katedra.

poniedziałek, 21 marca 2011

Kierunek: Pyrkon

W najbliższy weekend odbędzie się konwent miłośników fantastyki Pyrkon edycja 2011. Się wybieram, przygotowałam już plan swoich zajęć, program jest różnorodny, więc ciężko było wybierać, a jeszcze przecież jest świadomość, że nie wezmę udziału we wszystkich wybranych przez siebie punktach.

Nauczona doświadczeniami z poprzednich konwentów wygospodarowałam nawet czas na posiłki, więc mam nadzieję, że najważniejsze punkty programu uda mi się zaliczyć. Poniżej moja lista na weekendowe dni, tutaj znajdziecie pełny program konwentu.
Piątek 25.03.2011
20:00-20:50 Za króla i Św. Jerzego! Czyli o wojnie w średniowieczu - Michał "Wnuku" Wnuk (Naukowa 2)
Z historii wieków średnich najlepiej zapadają w pamięć wielkie bitwy i długie oblężenia. Stanowią one jednak mały fragment tego jak wyglądała średniowieczna wojna. W kinie widzimy to samo, gdyż bitwa jest niesamowitym widowiskiem, co dzięki coraz to nowszym efektom specjalnym da się coraz wierniej oddać. Balansując między powszechną wiedzą, a kinowym wyobrażeniem postaram się uzupełnić białe plamy w naszej wiedzy o średniowiecznej wojnie.
21:00-22:50 Lekcja pisana Tengwarem - Heaen (Literacka 2)
Tengwar jest systemem znaków elfickich. Na zajęciach pokażę najbardziej znany, dopuszczony do publikacji książkowej (dodatek D i E R.Derdzińskiego do Władcy Pierścieni), sposób zapisywania nim języka polskiego.
NIE jest to nauka języka, leczy SYSTEMU znaków, dzięki któremu nauczycie się kodować język.
22:00-23:50 Koncert Percivala (Aula)
Zapraszamy do muzycznej podróży do świata naszych przodków! W piątkowy wieczór na scenie Auli wystąpi zespół Percival, który poprzez swoją muzykę spróbuje przekazać nam klimat i atmosferę wczesnego średniowiecza. Grupa wielokrotnie w ciągu roku występuje na różnych pokazach historycznych, budując muzyczne tło w gwarnych obozowiskach, na turniejach walk wojów lub podczas wystawnych uczt. Na koncercie usłyszycie muzykę, która wtapia widza w świat żywej historii, hipnotyzuje i pozwala choć na chwilę odetchnąć od otaczającej nas rzeczywistości.
Sobota 26.03.2011
10:00-10:50 Autor vs. bohater. Nasza prywatna katastrofa - Ewa Białołęcka (Literacka 1)
Pewnego dnia budzimy się i za oknem coś jest NIE TAK. Ziemię zaatakowali kosmici, krwiożercze rośliny, ludzie zmieniają się w zombie, nastąpiło globalne zlodowacenie, w Warszawie rośnie fiołek - scenariusz do wyboru. Nie jesteśmy Mad Maxem ani żadnym innym bohaterem, zdolnym żreć podkowy i pluć gwoździami. Jak będzie wyglądać nasza własna prywatna katastrofa? Jak się zachowamy? Czy przeżyjemy? Albo... czy zdołamy przeżyć sześćdziesiąt minut? Prelekcja połączona ze swobodną dyskusją i grą wyobraźni.
11:00-11:50 Od Paracelsusa do Pasteura - lekarze, aptekarze, szarlatani - Agnieszka "Ignite" Hałas (Naukowa)
Jak wyglądała sztuka medyczna w Europie na długo przed wynalezieniem antybiotyków? Poznacie fakty ciekawe, dziwne i straszne. Dowiecie się, czemu Paracelsus palił księgi, jaki wstydliwy problem miał król Ludwik XIV Słońce, kogo zakopywano w gnoju i na co pomagały okłady z surowej marchwi.
12:00-12:50 W którą stronę ma być lufa? - Karol "Oreł" Nowacki (Naukowa 2)
Broń palna dla początkujących. Prelekcja dla tych, którzy gubią się w karabinach, karabinkach, strzelbach, sztucerach, pistoletach, rewolwerach, nabojach, pociskach i całej reszcie tym podobnych urządzeń. O zasadach działania, historii oraz terminologii polskiej i angielskiej.
12:00-13:50 O zmianie życia literackiego na fantastycznych portalach internetowych - Michał Cetnarowski (Literacka 1)
Panel dyskusyjny, na którym Michał Cetnarowski i jego goście zastanowią się, co zmieniło się, co się zmienia, a co dopiero się zmieni w obliczu polskiej fantastyki po jej wpłynięciu na Internetu. Oprócz ww. udział wezmą Paweł Majka oraz Rafał Kosik.
14:00-14:50 Dlaczego nie można teleportować kota Schrodingera - Katarzyna "Katja" Młynarczyk (Naukowa 2)
Proste wyjaśnienie czym jest teleportacja i jak daleko udało się w tej dziedzinie zajść współczesnym fizykom. Co możemy teleportować, a czego nie i co ma z tym wspólnego na wpółżywy kot. Łopatologiczna prelekcja skierowana do niewtajemniczonych w meandry fizyki kwantowej.
16:00-16:50 I ty zostaniesz magistrem zielarzem - Radosław "Thymus" Sajkiewicz (Naukowa 2)
Z roślinami stykamy się każdego dnia. Czasem zupełnie przypadkowo zaszczycamy je uciskiem naszego buta przemykając cichcem po osiedlowym trawniku w zacnym zamiarze skrócenia sobie drogi do zaparkowanego samochodu o kilka cennych metrów. Czasem "zielone" ląduje na naszym talerzu jako niechciany, lecz ponoć zdrowy dodatek do nieśmiertelnego schabowego. Czasem przez przypadek zawitamy na łąkę i z miną godną profesora szacownej uczelni z 200 rosnących tu gatunków wyłapujemy 5 "doskonale" nam znanych - tu trawa, tam mlecz, trwa, mlecz , koniczyna, trawa, duża koniczyna, duża trawa. Dla wielu z nas przygoda z botaniką zakończyła się w szkole. Zniechęceni wkuwaniem kolejnych regułek i definicji nie mieliśmy najmniejszej szansy poznać urokliwego niedośpiałka maleńkiego, złowrogiego szczwołu czy zadziornego śmiałka pogiętego. Nie dane nam było dowiedzieć się na cóż czosnek służył cyrulikom wojskowym lub jak szukać skarbów "na kwiatka". Zapraszam na krótką botaniczną wyprawę. Zerkniemy do średniowiecza, skręcimy na lewo do Altdorfu, przemkniemy po zielarniach, pobuszujemy w ruinach zamków,odwiedzimy opuszczoną latrynę i skończymy wędrówkę w wielkiej Puszczy na północny zachód od Poznania.
17:00-17:50 Najdziwniejsze wynalazki w historii - Krzysztof Piskorski (Literacka 2)
Pianino-odkurzacz, samochód napędzany przez psa, trumna z alarmem, trąbka z miotaczem ognia, rajstopy o trzech nogach oraz obrotowy stół, który miał pomagać kobietom w połogu siłą odśrodkową. Krzysztof Piskorski był wszędzie tam, gdzie na przestrzeni wieków ludzki rozum zszedł na manowce. Nie udało się co mu co prawda znaleźć dowodów na istnienie parowego telefonu, ale za to odkrył parowy wibrator i kilka nie mniejszych sensacji.
19:00-19:50 Koty w mitach, legendach i baśniach - Maja Lidia Kossakowska (Literacka 1)
Domowi ulubieńcy, bóstwa, czarownicy czy demony? Kim, bo oczywiście nie czym, są koty? Uwielbiane i przeklęte, słodkie i złowróżbne. Jak wyglądał obraz kota w różnych kulturach i wierzeniach. jeśli chcecie się dowiedzieć czy błękitny kot przyniósł szczęście władcy Indonezji, dlaczego w Korei kot ma wyższą pozycję niż pies, a w Birmie odwrotnie, kto jest królem kotów w Anglii lub dlaczego w Egipcie kochano swoje futrzaki tak samo jak dzieci, ta prelekcja jest dla Was. Poznajcie opowieści o legendarnych, mitycznych i prawdziwych kotach od Europy, przez Bliski i Daleki Wschód, Amerykę i Afrykę. Wszędzie, gdzie tylko stanęła puchata, cicho stąpająca łapka.
20:00-20:50 Wesołe jest życie... chemika - Magdalena "Sethisse" Hertman (Naukowa)
Cyjanek, strychnina, arszenik i opary rtęci. Zmieszać i podawać na zimno, zupełnie, jak zemstę. Albo toksyczną miłość. Bo emocje tam, gdzie dochodzi do głosu chemia nikną w obliczu nie zawsze zdrowej fascynacji. Zanurz się wraz ze mną w proszkach, cieczach i oparach. Spośród nich nie wynurzysz się już taki/taka, jak wcześniej.
21:00-22:50 Cztery Struny Fantastyki - koncert na wczesnej harfie celtyckiej - Barbara "Maskota" Karlik, Lukasz "Squallu" Winkel (Aula)
Według legend istnialy trzy "struny" muzyki irlandii: geant raí - muzyka radości, goltraí - muzyka smutku i suantraí - muzyka snu. Fantastyka sięga jeszcze dalej. Od wzgórz Irlandii i pastwisk Szkocji przez strony ulubionych książek odkryjmy tę czwartą strunę, jak piątą stronę świata.
Na koncercie ogłoszone zostaną wyniki konkursu na tekst inspirowany książką sf/fantasy.
23:00-23:50 W poszukiwaniu zaginionej muzyki - koncert na lutni - Jan Kiernicki (Literacka 2)
Ponad tysiąc lat temu śmiertelnie ranny w walce z olbrzymem rycerz, nie widząc już szans na przeżycie, postanawia oddać swój los żywiołowi morza. Na jego prośbę towarzysze składają go do wyłożonej skórami łodzi i popychają na groźne, zamglone wody - w stronę Irlandii. Jedyne, co zabiera na swoją łódź bez żagla ani wioseł, to jego lutnia...
Niedziela 27.03.2011
10:00-11:50 Łuk bojowy - pochodzenie i wykorzystanie w średniowiecznych armiach angielskich - Marek "Brutus" Konopacki (Naukowa)
W czasie kiedy państwa ościenne w coraz większym stopniu wykorzystywały kuszników, monarchowie angielscy postawili na broń zdałoby się zdeklasowaną - łuk bojowy. Zastosowanie tej broni pozwoliło im wielokrotnie pokonywać silniejszych przeciwników, zdałoby się wbrew wszelkim przeciwnościom. Prelegent postara się przybliżyć kwestię pochodzenia łuku bojowego, możliwości jakie oferowała ta broń oraz sposobu użycia tej broni w armiach normandzkich, a potem angielskich. Spróbuje wyjaśnić jej fenomen na przykładzie bitew wygranych dzięki łucznikom, nie tylko w czasie Wojny Stuletniej. Postara się także wyjaśnić dlaczego tak szybko została ona wyparta przez broń palną.
11:00-11:50 Fantasy na tropie słowiańskiego mitu - Ela Żukowska (Literacka 3)
Czego można się doszukać w polskiej fantasy spod słowiańskiej gwiazdy? Czy tylko strzyg i wąpierzy? Czarownic i stolemów?
A herosi solarni, walczący ze smokami? A gromowładny Perun zabijający żmija? A co z mitami założycielskimi? Czy Piast był tylko kołodziejem, czy bohaterem kulturowym na miarę celtyckiego Artura? Bajki to czy prawda, jeszcze literatura czy już rekonstrukcja?
14:00-15:50 Świat rzeczywisty w Wiedźminie - Bartosz "Gajowy" Gajewski (Literacka 1)
Krótka prezentacja nawiązań do historii, literatury, i wielu innych aspektów świata rzeczywistego, w opowiadaniach oraz Sadze o Wiedźminie.
15:00-15:50 Fortyfikacje i metody ich zdobywania od starożytności do XVIII wieku - Maciej "Czarny" Kozłowski (Naukowa 2)
Przyjrzyjmy się dawnym twierdzom i artylerii - spróbujmy odtworzyć oblężenia, odsiecze, podkopy i dźwięk strzelających armat. Prześledźmy rozwój fortyfikacji od Jerycha aż do epoki Ludwika XIV. Ze starożytnymi zbudujmy wieże oblężnicze, a z francuskimi inżynierami zastosujmy plan ataku Vaubana. Zobaczmy, jak wyglądał odwieczny wyścig atak-obrona i wyjaśnijmy, czemu historia potoczyła się takimi, a nie innymi torami.

sobota, 19 marca 2011

Wszystkie kobiety Artura - "Mgły Avalonu", Marion Zimmer Bradley, tłumaczenie: Dagmara Chojnacka, Zysk i S-ka 2010

O Marion Zimmer Bradley usłyszałam dobrych kilka lat temu, kiedy bardziej zaczęłam się interesować fantastyką. Mgły Avalonu zawsze chciałam przeczytać, niestety powieść była ciężko dostępna w bibliotekach, o księgarniach czy antykwariatach nie wspominając. Mogę jedynie dziękować temu w wydawnictwie Zysk i S-ka, kto wpadł na pomysł wznowienia książki. Tak oto liczące sobie ponad tysiąc trzysta stron tomiszcze trafiło do mnie i mimo trudów spowodowanych niewygodną objętością w twardej oprawie Marion Zimmer Bradley zabrała mnie w świat średniowiecznej Brytanii na ponad dwa tygodnie. I była to jedna z najlepszych literackich wypraw, w jakich miałam okazję brać udział.

Wydana na początku lat 80. powieść Amerykanki jest pierwszą wersją arturiańskiego mitu, która skupia się nie tyle na losach legendarnego króla i jego rycerzy, a kobiet z nim związanych. Dotąd nie posiadające znaczącej roli i głosu, w Mgłach Avalonu dominują i wreszcie możemy się dowiedzieć, o czym myślały, jakich wyborów dokonywały i dlaczego, kogo kochały, a kogo nienawidziły. Oczywiście jest to wyłącznie interpretacja autorki, jednak nie można jej odmówić realizmu.

Narratorką całej historii uczyniła Zimmer Bradley Morgianę, szerzej znaną jako Morgan le Fay, złą czarownicę będącą zagorzałą przeciwniczką Artura. W Mgłach Avalonu autorka rehabilituje tę postać, dając jej specjalne miejsce nie tylko w fabule, ale także w życiu Artura. Odtrącona przez matkę opiekuje się przyszłym królem, by później trafić do Avalonu i stać się najwyższą kapłanką i wykonawczynią wyroków Wielkiej Matki, bogini wszelkiego stworzenia, którą katoliccy księża postanowili wyprzeć ze świadomości mieszkańców Brytanii. Morgiana w tej powieści to łagodna, niezależna i świadoma siebie kobieta, pokorna wobec decyzji Pani Jeziora Viviany, jednak nie pozbawiona wątpliwości co do racji postępowania kapłanki i Merlina. Wmanipulowana w ich intrygi karze siebie za czyny, które popełniła nieświadoma wszystkich okoliczności. Niemal całe życie kochająca jednego człowieka nieodwzajemniającego jej uczucia, cierpi podwójnie (mając świadomość, że on nigdy jej nie będzie kochał i obserwując jego oddanie innej kobiecie), ale z godnością znosi wszystko, co przynosi jej los, by w końcu wziąć życie we własne ręce. Morgiana ze wszystkich bohaterek jako jedyna przechodzi przemianę duchową – od uwielbiającej boginię i swoją mentorkę kapłanki, przez pokonaną przeciwnościami i odwróconą od swych wartości dwórkę królewską, po Wielką Kapłankę Avalonu, która uwierzyła na nowo w siły natury i wreszcie odnalazła prawdziwą miłość i spokój.

Pozostałe bohaterki, mimo targających nimi czasem mieszanych uczuć, są takie same w swych dążeniach od początku do końca, ewolucja polega wyłącznie na stopniowej eskalacji ich charakterów. Tak na przykład Igriana, która według Bradley prawdziwie zakochuje się w Utherze i nie jest to skutek żadnych czarów, robi wszystko, by zadowolić najpierw swego pierwszego męża, Gorloisa, a potem Pendragona, któremu oddaje się całkowicie ciałem i duszą, by na koniec oddać się chrześcijańskiemu bogu. Jej chwilowa niezależność i poczucie krzywdy ze strony Viviany, która zaaranżowała jej małżeństwo z Gorloisem, zostały zupełnie stłumione przez miłość do Uthera. Z kolei Viviana jest nieugiętą władczynią Krainy Mgieł, dla której wola bogini jest najważniejsza. Na przykładzie jej postaci czytelnik ma okazję obserwować, czym naprawdę jest władza i jaką niesie ze sobą odpowiedzialność. Viviana poświęciła życie służeniu Wielkiej Matce, kultywowaniu i chronieniu wiary za wszelką cenę, nawet jeśli spowoduje to odwrócenie się od niej najbliższych. Równie zdecydowana jest Morgause, młodsza siostra Igriany i Viviany. Dla Morgause jednak władza jest wszystkim i by ją zdobyć, kobieta jest gotowa na najgorsze czyny. W legendzie to ona właśnie jest prawdziwą matką Mordreda, Bradley w swojej powieści czyni ją jego przybraną matką, która wychowuje chłopca w nienawiści do Artura i podsyca jego ambicje dla swoich celów. O ile w przypadku tych bohaterek, a także pozostałych „drugoplanowych” postaci kobiecych autorka przeobraziła je na potrzeby powieści, czyniąc je niepodobnymi do legendarnych pierwowzorów, o tyle osoba Gwenifer pozostała ta sama. Przyszła żona Artura i ukochana Lancelota to istota na wskroś pusta, fanatyczna „cnotka niewydymka” z panicznym lękiem przestrzeni, wzbudzająca jedynie pogardę i irytację – tak ją przedstawiał Geoffrey Monmouth i Thomas Malory (no, może poza tą cnotką niewydymką obawiającą się świata), taka pozostaje w Mgłach Avalonu. Gwenifer stanowi przykład najgorszego wpływu nauk katolickich na kobiety w tamtym czasie – od dziecka wychowywana w przekonaniu o swojej grzeszności tylko dlatego, że jest kobietą, nosi w sobie poczucie winy z powodu miłości do Lancelota i braku pełnego oddania Arturowi. Nie przeszkadza jej to jednak nienawidzić, zazdrościć, oszukiwać i knuć czy karmić własną próżność uwielbieniem króla i rycerza, unieszczęśliwiając ich obu.

Zimmer Bradley odwraca wizerunek męskich i damskich postaci mitu – tym razem to mężczyźni są dodatkami, drugoplanowymi i podzielonymi jasno na silniejszych i słabszych, chociaż w „starciu” z kobietami każdy z nich okazuje się słaby. Wszyscy są przedstawieni jako narzędzia w rękach kobiet: Taliesin, największy z Merlinów Brytanii służy bogini i wspiera Vivianę, jego następca, Kevin Harfiarz co prawda staje się bardziej politykiem niż bardem i namiestnikiem Avalonu, jednak i on uzależnia się najpierw od Morgiany, później od Nimue, Lancelot zaklęciem przyciągany jest na Wyspę przez Vivianę, a już całkowicie ulega Gwenifer, podobnie jak Artur, który dla niej sprzeniewierza się dawnym obietnicom, król Uriens oraz jego syn Accolon prowadzeni są przez Morgianę, choć ten drugi postępuje zgodnie z własnym sumieniem i jest dla niej prawdziwym oparciem. Także Gwidon-Mordred manipulowany jest przez Morgause, mimo że jego przewrotność nawet ją wprawiała w zakłopotanie. Autorka pokazuje różne kobiety i różnych mężczyzn, poświęciła im wiele miejsca, równomiernie rozkładając akcję, dokonuje przy tym rzeczy rzadkiej – nie tłumaczy ich postępowania, pozwala czytelnikowi odnajdywać motywy w nich samych. Wszystko to sprawia, że postacie Mgieł Avalonu są prawdziwe, można sobie je nawet wyobrazić jako postacie historyczne.

Ale to nie tylko powieść o kobietach związanych z Arturem. Mgły Avalonu to również niezwykłe odwrócenie arturiańskiej legendy, jedna z najlepszych gier z konwencją i historii z kręgu retellingu w ogóle (najbardziej przewrotną, mistrzowską wręcz próbą jest dla mnie pokazanie wątku Nimue i Merlina). Zimmer Bradley wzięła na warsztat wszystkie opowieści o królu Arturze, wybrała z nich najlepiej znane i umiejętnie przekształciła w nową historię, trzeba przyznać dużo bardziej wiarygodną i mniej baśniową od popularnej wersji sagi, mimo że książka należy do klasyki fantasy. Magia jest tu częścią świata, otacza ludzi tak samo jak powietrze. To przede wszystkim zgodność z siłami natury i ogromna świadomość ludzkiego umysłu wspomagana medytacją i ciągłymi ćwiczeniami. Autorka wykorzystała kult Wicca do przedstawienia sztuki avalońskiej, łącząc ją z wiedzą na temat kultury druidów, co sama zresztą wyjaśnia w podziękowaniach.

Bardzo istotną w powieści jest też walka religii „pogańskiej” z wiarą chrześcijańską (przedstawianą bardzo wyraziście, często wręcz nachalnie, jako największe zło świata). Ukazanie problemu dobra i zła przez pryzmat wiara celtycka kontra chrześcijaństwo to jedyny minus Mgieł Avalonu. Wszyscy, którzy czczą starych bogów, mimo wahań i błędów popełnianych w życiu, są prawi, najgorsi są zawsze wyznawcy katolickiego boga. Mimo że Zimmer Bradley w swoich wywodach ma wiele racji i stwierdza fakty znane każdemu rozsądnemu człowiekowi, ich sposób podawania jest przepełniony taką niechęcią, że odrzuca samego czytelnika i z pewnością niejeden zrezygnował z lektury z tego powodu. Dla tych jednak, którzy nadal żyją w nieświadomości historii rozwoju chrześcijaństwa, takie ukazanie katolicyzmu może szokować. Pisarka jawnie bierze stronę „pogan” i przedstawia szerzenie nowej wiary z ich punktu widzenia, ostateczną konkluzją potrafi jednak zaskoczyć. Myślę, że nie tyle ważne jest tu przedstawienie brutalnej ekspansji chrześcijaństwa na pozostałe religie, ile ludzkiej mentalności. Wszystko bowiem, co się dzieje ze światem, zależy od podejścia ludzi i stopnia ich świadomości tego, co najważniejsze. Przy okazji opisywania wydarzeń w tle odchodzącej religii Zimmer Bradley pokazuje przemiany, jakim podlega świat, równie dobitnie, jak to zaznaczał choćby Andrzej Sapkowski w cyklu Wiedźmin.

Mgły Avalonu pisane są bogatym językiem, który jest częścią epickości opowieści, podobnie jak bohaterowie i fabuła. Marion Zimmer Bradley snuje swoją historię niezwykle emocjonalnie i obrazowo, chwilami tylko patetycznie. Akcja pozbawiona jest dłużyzn dzięki sprytnemu zabiegowi pierwszoosobowej narracji Morgiany, która zwraca się do czytelnika i w kilku słowach wyjaśnia wydarzenia mniej istotne w powieści. Autorka postarała się o wiarygodność nie tylko w kreowaniu bohaterów, ale także ich świata. Dowiadujemy się więc, jak wyglądało życie w ówczesnej Brytanii – w jaki sposób funkcjonowała władza, czym było rycerstwo, co działo się na dworach możnych tego kraju, zarówno w czasie wojen, jak pokoju. Dzisiaj pewnie Mgły Avalonu zostałyby zaliczone do fantasy historycznej, pisarka bowiem zadała sobie trud osadzenia fabuły mocno w realiach wczesnego średniowiecza, skupiając się przede wszystkim na życiu społecznym i religijnym. Powieść czyta się z prawdziwą przyjemnością, ciężko się oderwać, chociaż opasłość i waga tomiszcza sprawiają pewne trudności, nie wspominając o licznych błędach korektorskich i potknięciach tłumaczeniowych. Mgły Avalonu to absolutna klasyka fantastyki i każdy szanujący się fan powinien ją przeczytać, a zwłaszcza ten, kto interesuje się sagą arturiańską, oraz poszukujący dobrych gier z konwencją. Polecam też lekturę miłośnikom wspomnianego już Andrzeja Sapkowskiego, na którego twórczość Marion Zimmer Bradley miała niewątpliwy wpływ.

Recenzja ukazała się na portalu Katedra.

poniedziałek, 14 marca 2011

Co za dużo, to niezdrowo - "Dorian Gray", scenariusz: Toby Finlay, reżyseria: Oliver Parker, 2009

Kilka miesięcy temu dzieliłam się swoimi wrażeniami z lektury Portretu Doriana Graya Oscara Wilde’a, wtedy także zapowiadałam recenzję filmowej ekranizacji. Z porządnym poślizgiem realizuję moją obietnicę dzisiaj. I tak jak wcześniej, tak i teraz jestem zdania, że Dorian Gray w reżyserii  Olivera Parkera jest całkiem udanym filmem grozy.

Nie twierdzę, że jest to arcydzieło światowego kina, a już na pewno nie dorównuje literackiemu pierwowzorowi choćby w połowie, ale bądźmy szczerzy – nie udało się to żadnej dotychczasowej, nie uda się także żadnej późniejszej ekranizacji, książka Wilde’a jest zbyt złożona jak na taśmę filmową. Myślę jednak, że twórcom najnowszego obrazu udało się zachować ducha powieści. Dobrze też, że skupiono się na wątku psychologicznej przemiany samego Doriana, rozważania o sztuce i różnych aspektach życia pozostawiając w cieniu, wszystko bowiem nie zmieściłoby się w półtorej godzinnym obrazie.

Ben Barnes nieźle poradził sobie z postacią, jaką dla niego przygotowali scenarzyści. Chociaż całkowicie odmienny fizycznie do literackiego odpowiednika, podobnie jak on nie jest całkiem niewinny od samego początku, przemawia przez niego próżność, która prowadzi do zaprzedania duszy w zamian za wieczne piękno i młodość, coś, czego pragnie przecież większość ludzi. Henry Wotton jest tu jedynie dźwignią, która wyzwala w Dorianie mroczne instynkty, chowane od czasów tragicznego dzieciństwa. Colin Firth pokazuje angielskiego lorda takiego, jak go sobie wyobrażałam w trakcie lektury – dojrzałego, zgorzkniałego mężczyznę, który gardzi nie tylko ludźmi ze swojej sfery, ale również samym sobą za to, że tak naprawdę nigdy nie wyszedł poza ograniczenia społeczeństwa, w jakim go wychowano. Dlatego tak zazdrośnie patrzy na pięknego i młodego Doriana, dopiero rozpoczynającego swoje życie, mając bolesną świadomość, że jego najlepsze lata minęły bezpowrotnie. Dlatego też, gdy widzi w chłopcu podatność na swoje „życiowe porady”, nie waha się ich wygłaszać, pławi się w fascynacji, jaką ma dla niego Gray, do czasu jednak – kiedy zdaje sobie sprawę, że uczeń przerósł mistrza, osoba Doriana staje mu się obca, zaczyna go przerażać.
Król życia?
Sam Dorian, kiedy tylko orientuje się, że jego życzenie się spełniło, zaczyna używać życia, co, i tu pojawia się pierwszy zgrzyt, sprowadza się do seksualnych, narkotycznych orgii i okrucieństwa wobec ludzi. 
Z czasem jednak dar zaczyna Dorianowi ciążyć, wiecznie młody człowiek przyznaje nagle rację słowom przyjaciela, Basila Hallwarda (Ben Chaplin):
Niektóre rzeczy są cenne ze względu na swoją ulotność.
Film ma silnie moralizujący wydźwięk, bardzo na czasie – w pogoni za pięknem i życiem bez granic zapominamy o codzienności, drobnych przyjemnościach, miłości bliskich i o własnej duszy. Nie chodzi o to, by nie korzystać z tego, co oferuje świat, ale by czerpać z życia tyle, ile nam potrzeba, nie raniąc nikogo. Dokłada się do tego również wątek miłosny, którego nie uświadczymy w oryginale, ale który doskonale pasuje do obrazu. Gdy Dorian poznaje córkę Wottona, Emily Wotton (Rebecca Hall), uświadamia sobie, że jego czyny z przeszłości mają ogromne znaczenie w jego teraźniejszym życiu i że pewnych błędów nie można naprawić ani odkupić, co z kolei zadaje kłam takim powiedzeniom jak „żyj dzisiaj tak, jakbyś miał umrzeć jutro” albo „lepiej żałować, że się coś zrobiło niż że się tego nie zrobiło”. Takie konkluzje nie powstrzymują jednak Doriana przed kuszeniem Emily i graniem na jej uczuciach, z czego on sam zdaje sobie częściowo sprawę.
Rzeczywiście szkoda, że nie postarano się o lepsze dopracowanie charakterów postaci, Dorian Gray mógłby być naprawdę dobrym dramatem psychologicznym. Film ogląda się jednak z przyjemnością, zasługą są głównie piękne zdjęcia utrzymane w modnej ostatnio gotyckiej stylistyce grozy oraz cudowna, niepokojąca muzyka skomponowana przez Charliego Mole'a unosząca się niczym opary opium wokół tytułowego bohatera i jego koszmarnego portretu.

piątek, 11 marca 2011

Magiczne znaczki

W Wielkiej Brytanii zostały wypuszczone specjalne znaczki z wizerunkami najpopularniejszych czarodziejów i czarnoksiężników tego kraju - od Merlina z legend arturiańskich przez Dumbledore'a czy Voldemorta (warto zwrócić uwagę, że nie Harry'ego Pottera,) z cyklu J.K. Rowling po Rincewinda ze Świata Dysku Terry'ego Pratchetta.

To, jak wyglądają znaczki, można zobaczyć na stronie Guardiana. Bardzo ciekawa i miła inicjatywa, a u nas? Kogo widzielibyście na polskich znaczkach? Zdecydowanie Pan Twardowski, Yennefer. Kto jeszcze?

czwartek, 10 marca 2011

Neil Gaiman o Małpim Królu

Neil Gaiman podpisał kontrakt na napisanie scenariusza do cyklu filmów 3D opartych na chińskiej powieści Podróż na Zachód Wu Cheng'ena opowiadających o przygodach jednej z najsłynniejszych azjatyckich postaci, Małpiego Króla. Oczywiście pisał będzie po angielsku;-)

Trylogia kosztowała będzie 300 mln dolarów, produkcją zajmie się Zhang Jizhong (też nie wiem, kto on, ale w Chinach jest jednym z popularniejszych i najbardziej wpływowych ludzi telewizji). Zadaniem brytyjskiego pisarza będzie w ciągu miesiąca napisać szkic, który zainteresuje tylu inwestorów, aby można było zatrudnić profesjonalną ekipę, co umożliwić ma światowy sukces produkcji. W projekt zaangażowali się James Cameron, Guillermo del Toro.

Szkoda, że 3D... ale może się przemogę, dla Gaimana...

[źródło: Hollywood Reporter]

środa, 9 marca 2011

Wiedźmin nadal rządzi!

Mimo że Andrzej Sapkowski zakończył definitywnie cykl wiedźmiński, jego postać żyje już własnym życiem dzięki CD Project RED, którego ekipa stworzyła w pełni autonomiczny świat gry, chociaż ściśle nawiązujący do krajobrazu literackiego. W tym roku do sklepów trafi kontynuacja hitu, w moim mniemaniu już niestety nie taka hitowa (zmiana grafiki popsuła mi całą chęć do kupienia drugiej części), a w związku z nią ruszyła promocja.

Najpierw wydawnictwo SuperNOWA wydało cykl wiedźmiński w komputerowych okładkach (o tym, jakie to koszmarki, pisała nie będę), teraz wydawnictwo Egmont Polska pod koniec kwietnia (premiera gry to 17 maja 2011 r.) postanowiło wydać czasopismo do gry Komiksowe Hity - Wiedźmin z premierowym komiksem, Racja Stanu, nawiązującym stylistyką do gry Wiedźmin 2: Zabójcy królów.

Nie interesuje mnie komiks (jak już wspomniałam, "plastyczna konwencja gry" zupełnie mi nie odpowiada, chociaż załączone zdjęcie wygląda obiecująco), ile strony redakcyjne czasopisma, które mają dotyczyć "fenomenu Wiedźmina. Znajdą się na nich artykuły o Andrzeju Sapkowskim, materiały przybliżające kulisy powstawania samego komiksu, plakaty itp. Gracze będą mogli również zapoznać się z informacjami dotyczącymi gry „Wiedźmin 2: zabójcy królów”."

Czy można się spodziewać merytorycznie dobrze przygotowanego materiału? Poniżej pełny opis zapowiadanego czasopisma.
Nowa przygoda Białego Wilka, dotąd niepublikowana, stworzona przez polskich autorów ukaże się już w kwietniu.

W związku ze światową premierą gry „Wiedźmin 2: Zabójcy królów” wydawnictwo Egmont Polska wyda czasopismo do gry „Komiksowe Hity – Wiedźmin”, o objętości 52 strony. Na jego łamach premierę będzie miał komiks – Racja Stanu.

Premiera pisma zaplanowana jest na koniec kwietnia, blisko miesiąc przed światową premierą gry. Jego najważniejszą częścią będzie 23-stronicowy komiks, autorstwa Michała Gałka, Arkadiusza Klimka i Łukasza Pollera. Polscy autorzy przygotowali z tej okazji zupełnie nową wiedźmińską opowieść, utrzymaną w plastycznej konwencji gry. Druga część komiksu ukaże się w kolejnym zeszycie (czerwiec 2011).

Strony redakcyjne pisma będą dotyczyć fenomenu Wiedźmina. Znajdą się na nich artykuły o Andrzeju Sapkowskim, materiały przybliżające kulisy powstawania samego komiksu, plakaty itp. Gracze będą mogli również zapoznać się z informacjami dotyczącymi gry „Wiedźmin 2: zabójcy królów”.

wtorek, 8 marca 2011

Najważniejsze to zachować równowagę - "Pan Lodowego Ogrodu", tom II, Jarosław Grzędowicz, Fabryka Słów 2007

Świetnie zakończona część pierwsza powieści Jarosława Grzędowicza pozostawiła w niepewności i niedosycie na dwa lata, podczas których autor pracował nad kontynuacją przygód Vuko Drakkainena. O drugim tomie ciężko jest pisać, nie zdradzając pewnych zaskakujących zwrotów akcji, ale postaram się tego nie robić, gdyż to one właśnie stanowią najciekawsze elementy książki.

Autor idzie wyznaczoną ścieżką, a raczej prowadzi nią swoich bohaterów – nadal równomiernie toczą się dwa wątki, które przy okazji recenzji pierwszej części nazwałam „wikińskim” i „azjatyckim”. Tak jak i poprzednio, bardziej interesujący jest ten pierwszy – głównie dlatego, że sytuacja Vuka odwróciła się diametralnie. Zamieniony w drzewo Drakkainen usiłuje się wydostać spod czaru rzuconego przez jednego z zaginionych naukowców, który na Midgaardzie II stał się swego rodzaju bogiem. Magia, która w pierwszej części była jedynie tłem i której zasady działania już wyjaśniono, tutaj okazuje się być integralną częścią świata, Vuko, a przy okazji czytelnik, dowiaduje się, w jaki sposób z niej korzystać. I chociaż Grzędowicz podaje znaną już receptę, efekt jest bardzo naturalny i logicznie wytłumaczalny – autor umiejętnie bowiem łączy informacje o wizualizacji z zasadami nauki.

Vuko, kiedy w końcu udaje mu się wrócić do ludzkiej postaci, musi zmierzyć się z kolejną trudnością – stracił „oprogramowanie”. W wyniku starcia z Van Dykenem bohater został pozbawiony całej wiedzy, jaką miał na temat planety poza tym, czego sam się dowiedział, został bez wspomagania, miecza i konia, otrzymał natomiast niezwykłe towarzystwo… pseudowróżki Cyfral. To jedna z ciekawszych i śmieszniejszych zabaw z konwencją, na jaką miałam okazję trafić, a jednocześnie jedna z nielicznych w drugim tomie Pana Lodowego Ogrodu. Drakkainen właśnie z pomocą Cyfral uczy się wszystkiego od nowa i nie jest tym zachwycony.

Czytelnik śledzi także losy młodego tohimona, który wraz ze swym nauczycielem i obrońcą musiał uciekać z pałacu. Tutaj autor się nie wysila – to klasyczny, wręcz przerysowany, wątek przemiany psychologicznej, w dodatku wielopoziomowej. Młodzieniec, jeszcze chwilę temu będący synem władcy, przez mgnienie oka był cesarzem, by zaraz potem stać się sługą kapłana, później jeńcem, szpiegiem, dowódcą, wreszcie tropicielem i wojownikiem. Jego opiekun dzielnie trwa u boku ucznia i swego pana, służąc mu radą i chroniąc dzięki umiejętnościom przetrwania. Chłopak (którego imienia wciąż nie pamiętam) nazywany jest Nosicielem Losu, zapowiadanym przepowiedniami, jednak wcale się nim nie czuje, ma natomiast mnóstwo wątpliwości i lęku, dopiero w trakcie tułaczki zdaje sobie sprawę, jak mało wie o życiu i zewnętrznym świecie i że żadne treningi z bystretkami nie przygotują go na to, co ten świat ze sobą niesie. Niestety motyw ten jest do bólu schematyczny i nie wnosi do fabuły niczego poza dłużyznami i napuszonym stylem.

Dowiadujemy się również, dlaczego na Midgaardzie II nie rozwija się technika. Otóż ten świat kontrolowany jest przez bogów, którzy są swoistymi strażnikami równowagi, ale ich działania tubylcom wydają się zupełnie nie przeszkadzać, wręcz przeciwnie – strachem napawają ich nowi „bogowie”, którzy tę równowagę zakłócają, co z kolei doprowadza do rozpadu ich świata. Myśl autora zawarta w powieści, zarysowana w pierwszym tomie, w kolejnym już całkowicie wyraźna, chociaż naiwna i całkowicie nierealna, pobudza do refleksji. Otóż postęp przeciwstawiany jest życiu zgodnie z naturą, Grzędowicz zdaje się mówić o istotnej dla ludzi kwestii – w pogoni za cywilizacją i coraz większymi udogodnieniami zapomnieli oni o człowieczeństwie, moralności, honorze, odwadze, wspólnocie. Midgaardczycy to ludzie szanujący bogów i granice, jakie zostały na nich nałożone, a rozwój techniczny nie liczy się dla nich, dopóki mają dach nad głową, jedzenie na stole i bliskich wokół. Przyznam szczerze, że i ja zatęskniłam za takim Midgaardem II, wprawdzie jedynie na czas lektury, gdyż nie wyobrażam sobie życia bez komputera, elektryczności i innych współczesnych udogodnień. Być może właśnie dlatego tak lubię fantasy – by móc zanurzyć się na chwilę w zupełnie innym świecie. Jarosławowi Grzędowiczowi udało się mnie tam wciągnąć i w tym tomie, chociaż nie jest już to tak cudowne przeżycie, jak za pierwszym razem.

Podsumowując, druga część nie jest już tak odświeżająca i porywająca jak poprzedniczka, chociaż nadal intryguje losami Vuka i jego nowych przyjaciół, chwilami nawet zaskakuje nawiązaniami i biegiem wydarzeń. Nie poprawiła się niestety strona redakcyjna, nadal książka okraszona jest też obrazkami-koszmarkami, ale przestałam zwracać na to uwagę.

poniedziałek, 7 marca 2011

King będzie przenosił w czasie

Na 8 listopada 2011 roku zapowiedziana została nowa powieść Stephena Kinga. Mistrz horroru tym razem przeniesie czytelnika w przeszłość - bohaterem 11/22/63 będzie nauczyciel angielskiego Jake Epping, który po przejściu przez tajemniczy portal znajdzie się w roku 1958, a jego misją będzie... powstrzymanie zamachu na Johna F. Kennedy'ego.

[źródło: Entertainment Weekly]

niedziela, 6 marca 2011

Kapłan po drugiej stronie lustra - "Modlitwa do Boga Złego", Krzysztof Kotowski, Cat Book 2010

Premiera książki Krzysztofa Kotowskiego zaskoczyła mnie w zeszłym roku, mimo mojego rozczarowania Mariką nadal miałam w pamięci dobre wrażenia z lektury Nocy Kapłanów. Modlitwę do Boga Złego postanowiłam jednak przeczytać dopiero teraz i niestety nie mam nic pochlebnego do powiedzenia na temat kontynuacji losów bohaterów poprzednich książek.

Krzysztof Lorent, ksiądz z powołania, Kapłan z przypadku, pojawia się po raz pierwszy w Nocy Kapłanów i to wtedy zostaje obdarzony niezwykłym darem pamięci przodków, które dają mu nie tylko wiedzę i umiejętności walki, ale także powodują mętlik w głowie i sprowadzają kłopoty. W Haiku bohater powraca już jako prawdziwy Kapłan Wiedzy i musi zmierzyć się z morderczynią swoich „wyznawców”, która okazuje się być taka jak on, bardziej jeszcze zagubiona. Razem wyruszają do amazońskiej dżungli, w której wiodą żywot z dala od cywilizacji i gdzie Lorent uczy dziewczyny spokoju ducha. Gdy jednak na podwórku przyjaciół Krzysztofa, noszących barwne imiona punków, Cipuchy i Bzdeta, zjawia się ledwo żywy nastolatek w obcisłym kostiumie kosmity, który jednak okazuje się być „Alicją w krainie czarów”, a nie przybyszem z gwiazd, Kapłan powraca do Warszawy na ich prośbę.

Czytelnik powoli dowiaduje się, kim jest dzieciak i w jaki sposób się pojawił w naszej rzeczywistości, wie nawet, kto mu zagraża, jednak do końca nie wie, dlaczego to wszystko się dzieje. Błędem autora było trzymanie w tajemnicy tego podstawowego faktu do niemal ostatniej strony, bez tego cała historia jest niekompletna i bezsensowna – bo czytelnik musi wiedzieć, do jakiego celu podążają bohaterowie, choćby w przybliżeniu. W ogóle fantastyczne tło jest nierealne – mamy do czynienia z równoległą rzeczywistością, do której przejście znajduje się na nikomu nieznanej wysepce zamieszkanej przez zamkniętą społeczność, traktującą każdego obcego grotami dzid. Sposób, w jaki autor przedstawił wątek, przypomina najgorszą z bajek, o ile nie całkowitą bujdę na resorach.

Odnoszę wrażenie, że Kotowskiemu nie uda się powtórzyć sukcesu Nocy Kapłanów. Modlitwa do Boga Złego nie intryguje fabułą, nie porywa akcją (chociaż tempo jej prowadzenia jest zabójcze), nie bawi dialogami, stylem nie wychodząc poza poziom licealisty, o psychologii postaci nie wspominając (bohaterowie są bardziej papierowi niż kartki, na których książka została wydrukowana, a idee i zainteresowania autora wplecione w ich wypowiedzi tylko potęgują tę sztuczność). Szczerze mówiąc, obawiam się, że gdybym teraz sięgnęła po pierwszą powieść o Kapłanie, moje wspomnienia dobrej i śmiesznej lektury ległyby w gruzach jako ułuda. Po kontynuację, którą przygotowuje autor, nie sięgnę na pewno.

czwartek, 3 marca 2011

Wiosna idzie!

Chociaż w księgarniach wiosennego pobudzenia nie widać, a kino czeka z premierami na lato, to cieszę się z rychłego końca zimy i tak;-) A zatem moje zapowiedzi marcowe...
KSIĄŻKI
Tytuł: O miłości i innych demonach
Autor: Gabriel García Márquez
Wydawnictwo: MUZA
Data wydania: 2 marca 2011

Lubię twórczość Márqueza, chyba jak wszyscy czytałam Sto lat samotności i Miłość w czasach zarazy, a tej książki jestem zwyczajnie ciekawa, intryguje fragmentem.
Płyta nagrobna rozpadła się już po pierwszym uderzeniu oskarda i z niszy spłynęła kaskada żywych, intensywnie miedzianych włosów. Z pomocą robotników szef robót chciał wydobyć resztę włosów, ale im mocniej za nie ciągnęli, tym więcej ich przybywało, aż pojawiły się ostatnie pasma, ciągle przyrośnięte do dziewczęcej czaszki […] Po rozłożeniu wspaniałych włosów na podłodze i zmierzeniu ich, okazało się, że mają dwadzieścia dwa metry i jedenaście centymetrów długości. Szef robót, jakby nigdy nic, wyjaśnił mi, że po śmierci włosy ludzkie nadal rosną mniej więcej centymetr miesięcznie, dla niego więc dwadzieścia dwa metry były, jak na dwieście lat, całkiem przyzwoitą średnią. Dla mnie jednak nie było to aż takie proste i oczywiste…
Tytuł: Miasta pod Skałą
Autor: Marek S. Huberath
Wydawnictwo: Wydawnictwo Literackie
Data wydania: 17 marca 2011

Drugie wydanie świetnej, erudycyjnej powieści Marka Huberatha. Kto jeszcze nie czytał, będzie miał okazję.
Młody profesor odkrywa w Murze Watykańskim wejście do labiryntu, który prowadzi go w podziemia Świętego Miasta. W zakamarkach korytarzy ogląda tajemnicze mozaiki, rzeźbione gigantyczne muchy, mechaniczne skorpiony; rozmawia z posągiem Wenus, atakuje go jednorożec.
W tej powieści splatają się sen i rzeczywistości: uczony nazywa się Adams, w starciu ze starożytnymi automatami odnosi pięć znamiennych ran, a w kieszeni ma paragon z włoskiej restauracji „Buca Dell’Interno” – „Wrota Piekieł”…
Powieść łączy motywy charakterystyczne dla prozy spod znaku Tolkiena z historią wywiedzioną z opowieści biblijnych i apokryfów. W umiejętnie budowanej atmosferze tajemniczości i grozy czytelnik odkrywa niezwykłe przypadki Humphreya Adamsa jr., nieco sfrustrowanego i zagubionego w życiu historyka kultury śródziemnomorskiej, który prosto ze stypendium w Rzymie trafia w zaświaty. Kilka zaświatów.
Tytuł: Miasto złudzeń
Autor: Ursula K. Le Guin
Wydawnictwo: Książnica
Data wydania: 22 marca 2011

Kolejny tom cyklu Hain w sprzedaży. Umieszczam bardziej ku pamięci niż niezwyciężonej chęci przeczytania.
Mieszkańcy Domu Zove znajdują na skraju polany brudnego nagiego człowieka o dziwnych, pustych oczach pozbawionych myśli, z którym nie można się porozumieć. Podejrzewają, że jest obłąkany lub niespełna rozumu. Może też być obcym albo Shingą. Przyjmują go jednak pod swój dach i zaczynają uczyć ludzkiej mowy i zwyczajów. Choć umysł nieznajomego jest dziewiczy jak u niemowlęcia, uczy się bardzo szybko, a w jego pamięci pojawiają się obrazy z innych miejsc lub czasów. Z każdym dniem coraz bardziej pragnie się dowiedzieć kim jest: przybyszem spoza Ziemi, czy kłamliwym wrogiem ludzi, którzy się nim zaopiekowali i których pokochał.
Tytuł: Synowie boga
Autor: M.D. Lachlan
Wydawnictwo: Prószyński i S-ka
Data wydania: 24 marca 2011

Wikingowie, nordyckie legendy i jeden z moich ulubionych bogów, poza tym pochlebne recenzje za granicą. Obym tylko po wampirach nie wpakowała się w wilkołaki na dłużej...
Wiedziony przepowiednią król wikingów wyprawia się porwać dziecko, gwaranta pomyślności swego ludu. Zamiast jednego, odkrywa dwa niemowlaki, bliźniaczych synów śmiertelniczki i nordyckiego boga. Jednemu pisany jest los dziedzica królewskiego rodu, drugiemu – żywot wśród wilków.
Niekonwencjonalne ujęcie mitu o wilkołaku. Ociekające krwią, pachnące żelazem. Rozbrzmiewające złowieszczymi zaklęciami i szczętem oręża.
Można powiedzieć, że akcja „Synów boga” toczy się dwutorowo: na poziomie ludzkim i nadprzyrodzonym. Wali, Feileg i osoby z ich otoczenia zostają wciągnięci w boskie manipulacje – za sznurki ciągną Odyn i Loki, a swoje trzy grosze dorzuca również królowa wiedźm Gullweig. Gdy mowa o celach i ambicjach nordyckich bóstw, nie ma czytelnych granic między dobrem a złem ocenianymi w ludzkich kategoriach. Bracia kierują się porywami uczuć i uśpionymi instynktami, nie zdając sobie nawet sprawy z tego, co kryje się za wydarzeniami, którym muszą sprostać i jak daleko mogą sięgać ich konsekwencje.
Tytuł: Dekorator
Autor: Boris Akunin
Wydawnictwo: Świat Książki
Data wydania: 30 marca 2011


Dotąd nie miałam okazji poznać Fandorina, ale czuję, że zacznę naszą znajomość od tej właśnie książki...
Powieść sensacyjno-przygodowa z akcją w Moskwie w roku 1889. Fandorin niedawno wrócił z Londynu. W Wielkim Tygodniu carska policja znajduje ciało zamordowanej prostytutki. Jest zmasakrowane: wyjęto część wnętrzności i ułożono je w dziwaczną kompozycję. Fandorin widział coś podobnego w Anglii. I to coś było dziełem słynnego Kuby Rozpruwacza. Czy to możliwe, by postrach East Endu pojawił się w Rosji?! Intrygujące śledztwo, świetne tło obyczajowe i, jak to u Akunina, zabawa literackimi konwencjami.
Tytuł: Czarne koty i prima aprilis. Skąd się wzięły przesądy w naszym życiu?
Autor: Harry Oliver
Wydawnictwo: Wydawnictwo Literackie
Data wydania: 31 marca 2011


Przesądy, zabobony interesują mnie od zawsze, mam świetną książkę Piotra Kowalskiego, ale propozycja Wydawnictwa Literackiego wydaje mi się równie ciekawa.
Ta książeczka to unikalna kolekcja niezliczonych przesądów, z którymi stykamy się na co dzień, i tych już zapomnianych. Wbrew pozorom nie jest to zbiór oczywistości – przytoczone przykłady bawią, zaskakują, skłaniają do namysłu, a niekiedy także szokują. Bo oto np. zwyczajem Celtów na odganianie złej pogody było wypuszczanie pierworodnego dziecka nago na deszcz i nakazywanie mu stawania na głowie. W XVII wieku z kolei uważano, że rany rąk można uzdrowić przez włożenie palca do kociego ucha… A wiktorianie leczyli dzieci, wkładając pukle ich włosów do psiego pożywienia. Niewiarygodne? Prawdziwe! Uzupełnieniem opowiastek o przesądach i ich genezie są dowcipne rysunki Mike’a Mosedale’a.
Tytuł: Twarz, co widziała wszystkie końce świata. Opowiadania. Bajki. Poematy prozą. Eseje
Autor: Oscar Wilde
Wydawnictwo: PIW
Data wydania: marzec 2011

Moja fascynacja Wilde'em trwa, tym większą mam więc nadzieję, że zapowiedź przekuje się w konkretne pojawienie się książki w księgarniach.
Dostajemy tu Oscara Wilde’a jako autora dziwacznych opowiadań, ze „Zbrodnią Artura Saville’a”, „Upiorem z Canterville” przede wszystkim, wzruszających bajek, jak „Szczęśliwy książę”, „Słowik i róża” czy „Rybak i jego dusza”, zgrabnych poemacików prozą jak „Artysta”, „Ten, który czynił dobrze” czy „Dom Sądu”.
Jako autora esejów wreszcie, najmniej znanych, a stanowiących niewątpliwie najważniejszą, najdoskonalszą i najpełniejszą część jego twórczości. Eseje są kluczem do rozumienia pisarstwa Wilde’a, do wniknięcia w jego pogląd na świat. Oprócz znakomitego „Krytyka jako artysty”, stanowiącego manifest literacki i filozoficzne credo Wilde’a, tom zawiera nieznany dotąd w Polsce słynny szkic „Narodziny krytyki historycznej”. Całość podana w pięknej szacie graficznej, ilustrowana przez Piotra Gidlewskiego.
FILM
Tytuł: Sala samobójców
Scenariusz: Jan Komasa
Reżyseria: Jan Komasa
Data premiery: 4 marca 2011

Śmiejcie się, ale zwiastun tego filmu mnie naprawdę zaintrygował. Chociaż problem znany powszechnie, tu jeszcze wykorzystano wątki subkultury emo, która mnie drażni, mam jednak przeczucie, że to będzie dobry film.
Dominik to zwyczajny chłopak. Ma wielu znajomych, najładniejszą dziewczynę w szkole, bogatych rodziców, pieniądze na ciuchy, gadżety, imprezy i pewnego dnia jeden pocałunek zmienia wszystko. "Ona" zaczepia go w sieci. Jest intrygująca, niebezpieczna, przebiegła. Wprowadza go do "Sali samobójców", miejsca, z którego nie ma ucieczki. Dominik, w pułapce własnych uczuć, wplątany w śmiertelną intrygę, straci to, co w życiu najcenniejsze… "Sala samobójców" to film Jana Komasy, jednego z najzdolniejszych reżyserów młodego pokolenia. Pierwszy raz udało się w Polsce stworzyć film, w którym wirtualny świat awatarów jest równie ważny, jak rzeczywista gra aktorów. Ponad rok powstawało animowane, drugie życie głównego bohatera - Dominika. Szokująca historia i genialne aktorstwo sprawiają, że jest to film tylko dla ludzi o mocnych nerwach. NICK TO NIE IMIĘ. ŚWIAT TO NIE MATRIX. ŻYCIE TO NIE GRA, NIE DAJ SIĘ WYLOGOWAĆ!

wtorek, 1 marca 2011

O wpływie kobiet na mężczyzn

Women [...] inspire us with the desire to do masterpieces, and always prevent us from carrying them out.
Oscar Wilde, The Picture of Dorian Gray, Bounty Books 2005.