piątek, 30 sierpnia 2013

O duszy

Przetrąconą duszę widać tak samo jak nogę - wtedy, brnąc przez życie, człowiek też kuleje.
Jakub Małecki, W odbiciu, Powergraph 2011 r.

wtorek, 27 sierpnia 2013

Polcon 2013

Już za kilka dni rozpoczyna się Polcon. Tym razem w Warszawie. Tak jak przewidywałam, w całym konwencie nie wezmę udziału, wybieram się jedynie w sobotę. Poniżej punkty programu, które chciałabym zaliczyć. Ktoś z Was będzie? Co Was najbardziej interesuje?

  • 10.00-11.00 - Szaleni naukowcy, szalone teorie - Krzysztof Piskorski (AULA LIT. 1)
  • 12.00-13.00 - Przyczynek do dziejów prostytucji warszawskiej w XIX wieku - G. Michalak (AULA LIT. 2)
  • 15.00-16.00 - PANEL: Fantasy słowiańska - Witold Jabłoński, Elżbieta Żukowska, Michał Studniarek, S. Mrugowski (LIT 4)
  • 16.00-17.00 - Spotkanie autorskie z Krzysztofem Piskorskim (LIT 3)/Spotkanie z wydawnictwem Powergraph (LIT 4)
  • 20.30 - Gala Zajdlowska (Kongresówka w PKiN)
Chciałabym również skorzystać z programu Dni Nauki, który na szczęście jest bezpłatny, a interesują mnie poniższe kwestie:
PIĄTEK
  • 11.00-12.00 - Małżeństwo, miłość i seksualność w średniowieczu - Dr hab. Krzysztof Skwierczyński (Sala DN1 Audytorium)
  • 14.00-15.00 - Piękna czy bestia: wokół literatury (i kultury) popularnej - prof. Anna Gemra (Sala DN1 Audytorium)
  • 15.00-16.00 - Retoryka jako narzędzie badań literatury popularnej - prof. Jakub Z. Lichański (Sala DN1 Audytorium)
SOBOTA
  • 12.00-13.00 - Upiór Opery: powieść, adaptacje, recepcje - Dr hab. Dorota Babilas (Sala DN2)

poniedziałek, 26 sierpnia 2013

O racji literatury

Niech sobie realiści mówią, co chcą i ile chcą. My wiemy lepiej. Literatura zawsze ma rację! Gdyby nie Homer, nie tylko nie wiedzielibyśmy, jak przebiegło oblężenie Troi - w ogóle nie wiedzielibyśmy, że takie wydarzenie miało miejsce. Żaden historyk nie przybliżył nam wyobrażenia Rzymu Augusta, Kaliguli i Klaudiusza tak, jak Robert Graves. O tym, co działo się w Rosji w roku 1812 wiemy z lektury Tołstoja. Obraz Polski z czasów Mieszka i Bolesława Chrobrego znamy z Bunscha i Gołubiewa, pierwszą krucjatę i zdobycie Jerozolimy znamy z Kossak-Szczuckiej, a o przebiegu wojen polsko-kozackich i Potopu szwedzkiego informuje nas wyczerpująco Sienkiewicz. I tak trzymać.
Andrzej Sapkowski, Świat króla Artura [w:] Świat króla Artura. Maladie, SuperNOWA 1998 r.

sobota, 24 sierpnia 2013

Nowa wizja słowiańskiego mitu - "Słowo i miecz", Witold Jabłoński, SuperNOWA 2013

Wierzenia słowiańskie są fascynujące, na nasze nieszczęście zachowały się w szczątkowej ilości, a z licznych opracowań legend trudno odsiać oryginalne historie od zmyślonych. Nie mówiąc już o wydarzeniach historycznych z wczesnego średniowiecza, które były preparowane równie ochoczo, jak mitologia. Byli tacy, którzy podjęli się trudnego wyzwania stworzenia opowieści w słowiańskim klimacie. Po lekturze Władcy wilków Juraja Červenáka zaczęłam się obawiać, że rację miał Andrzej Sapkowski, kiedy w jednym z wywiadów powiedział, że stworzenie wiarygodnej fantasy słowiańskiej jest praktycznie niewykonalne. Mylił się jednak twórca cyklu wiedźmińskiego. Witoldowi Jabłońskiemu udało się nie tylko napisać rewelacyjną fantasy słowiańską, lecz także osadzić ją mocno w historycznym kontekście, jakiego nie da Wam żadna lekcja historii w szkole.

Na Słowo i miecz czekałam cztery lata, od czasu spotkania autorskiego podczas warszawskiej Avangardy, kiedy Witold Jabłoński zapowiedział, że pracuje nad fantasy słowiańską, której akcja będzie się rozgrywała w X wieku w Polsce. Byłam wówczas po lekturze znakomitej Fryne Hetery, więc zacierałam ręce z niecierpliwości. Premiera najnowszej powieści pisarza była kilkakrotnie przesuwana, ale kiedy tylko otrzymałam egzemplarz recenzencki, zabrałam się do czytania i… Odłożyłam książkę po kilkudziesięciu stronach, za bardzo mnie denerwowała maniera autora, który swymi jednoznacznymi określeniami narzucał mi odbiór przedstawianych wydarzeń i bohaterów. Musiało minąć kilka miesięcy i niezbyt ciekawych książek, abym wróciła do powieści. Tym razem zignorowałam ten charakterystyczny ton, który zresztą maleje w okolicy sto sześćdziesiątej strony, i pozwoliłam się zabrać w magiczną podróż do zamierzchłej przeszłości.

Jabłoński w doskonałym stylu udowadnia, że można napisać porywającą powieść historyczną z wątkiem fantastycznym. Zabiera czytelnika do krainy dawnych Polan, krainy bogów, władców i odważnych wodzów. Wielbiciele słowiańskich mitów będą zachwyceni, bowiem autor umiejętnie wplata wierzenia i obrzędy w opisywane wydarzenia. Po raz kolejny, w specyficzny dla siebie, lekko bezczelny i może czasami przejaskrawiony sposób, Jabłoński pokazuje podstępną grę kościoła katolickiego, który krok po kroku niszczył nasze wierzenia, jedne z nich wchłaniając i czyniąc swoimi, inne tępiąc wielce nie po chrześcijańsku. Jakkolwiek narracja jest wrogo nastawiona do katolicyzmu, to można wysnuć jasny wniosek, że każda religia służy do panowania nad ludźmi, bez wyjątku; autor umiejętnie pokazuje te mechanizmy po jednej i po drugiej stronie.

Oprócz głównego wątku, czyli walki jednej wiary z drugą, pisarz odzwierciedlił ówczesne obyczaje i polityczne tło, tak dalekie od tego, czego uczą nas w podręcznikach szkolnych. Na historii uczymy się bowiem o królach-symbolach, książka Jabłońskiego pozwala poznać ich wizerunki niewybielone. Może są czasami przesadzone, może czasami idą w zupełnie odwrotnym kierunku niż to, co zwykle o nich wiemy, ale są o wiele prawdziwsze niż to, co wynosimy ze szkół. Lektura powieści z pewnością skłoni niejednego czytelnika do sięgnięcia nie tylko po źródła przedstawione w bibliografii, lecz także po inne książki dotyczące naszych dziejów.

Barwny język opowieści współgra z pełnokrwistymi bohaterami. I chociaż sam autor mówił, że główną postacią jest Miecław, waleczny wódz Mazowszan, który powstał przeciwko polskim królom i chrześcijańskiej wierze, to najważniejszą osobą w całej historii jest Dziewanna. Niewinna dziewczyna, piękna Dziewanna staje się zakonnicą Donatą, przebiegłą i podstępną wichrzycielką, by wreszcie przeistoczyć się w mściwą czarownicę, wcielenie bogini Żywii. Matka Miecława, upodlona przez króla Bolesława, którego woje zamordowali jej rodzinę i ukochanego w imię katolickiej wiary, wychowuje syna na mściciela i samą siebie skazuje na niekończące się poświęcenie. Co więcej, Miecław zdaje sobie sprawę, że jest pionem w rękach potężnej wiedźmy, nie jest szczęśliwy z przeznaczenia, jakie mu wybrała i wolałby proste życie (niczym legendarny Artur z Trylogii arturiańskiej), przyjmuje rolę z godnością i pokorą prawdziwego wojownika. Skomplikowane są relacje tych dwojga, ale też pełne miłości i uwielbienia. Oprócz nich w powieści występuje jeszcze wiele ciekawych postaci – zakochany w Żywii Mścigniew, jego opiekun i mentor kobiety wróż Widun, tajemniczy przypominający elfa Andaj, brat Lucjusz, Bolesław i jego synowie, a także Kazimierz, polski-niepolski władca. Słowo i miecz nie jest jedynie opowieścią o walce, ale też historią poświęcenia, bólu, zdrady, podróżą ku wybawieniu, różnie rozumianym przez bohaterów.


Przede wszystkim jednak Słowo i miecz to świetna, niezwykle spójna wizja mitu słowiańskiego. Przedstawieni tu bogowie to nie rzeźbione figurki, ale prawdziwe bóstwa, które przychodzą na wezwanie, jeśli im to odpowiada, potrafią być okrutne i bawią się swymi wyznawcami, lecz doceniają ich odwagę i pomagają w urzeczywistnieniu planów. Jakże są bliższe od nieobecnego chrześcijańskiego boga. Opisywane obrzędy są tak szczegółowe, że miałam wrażenie, iż w nich sama uczestniczę i łatwo sobie wyobrazić, że tak właśnie żyli ludzie wczesnego średniowiecza na polskich terenach. Proza przeplatana jest wersetami „prasłowiańskich” pieśni, które dodatkowo ubarwiają powieść. Jest to jedna z najlepszych książek, jakie przeczytałam w tym roku. Gorąco polecam!

Recenzja ukazała się na portalu Katedra.

sobota, 17 sierpnia 2013

Symbol, nie człowiek - "Conan i skrwawiona korona", Robert E. Howard; tłumaczenie: Tomasz Nowak, Rebis 2013

Kim jest Conan Barbarzyńca wie niemal każdy. To przecież Arnold Schwarzenegger owinięty włochatą pieluchą z wielkim mieczem w ręku walczący, no, z każdym. Niewiele mówiący, a właściwie mrukliwy osiłek, któremu nie straszna jest żadna bestia i przed którym klękajcie narody! Filmy o Conanie kojarzą mi się przede wszystkim z imponującą muskulaturą aktora, brutalnymi walkami, nudną, powtarzającą się akcją i Grace Jones. Już wtedy obraz wydawał mi się mało interesujący, w przedstawianych historiach nie było dla mnie nic ciekawego. Niedawno obejrzałam najnowszy film o Conanie z o wiele mniej imponującym, za to równie barbarzyńskim Jasonem Momoą i utwierdziłam się w przekonaniu, że ta postać nie zdobędzie mojego uznania. Twórcy Conana nie zachęciliby mnie do przeczytania opowiadań Roberta E. Howarda, odkąd jednak interesuję się konwencją fantastyczną, chciałam poznać chociaż kilka z nich, aby wyrobić sobie własne zdanie. Dzięki wydawnictwu Rebis miałam taką okazję i teraz podejrzewam, że scenarzyści raczej nie czytali twórczości amerykańskiego pisarza. Gdyby przeczytali, być może Conan nie kojarzyłby się większości ludzi z bezmyślnym osiłkiem potrafiącym wymówić jedynie „Hmmm” i „Na Croma!”.

Conan i skrwawiona korona to drugi tom oferujący oryginalne wersje historii Roberta E. Howarda w świetnym tłumaczeniu Tomasza Nowaka. Przez produkcje filmowe zawsze uważałam, że proza Howarda musi być kiepskiego sortu, a sam autor niezbyt utalentowanym twórcą bajek dla chłopców. Przyznam, że Ludzi Czarnego Kręgu czytałam z coraz większym zaskoczeniem. W zdumienie wprawił mnie przede wszystkim złożony, zamaszysty, kwiecisty styl autora, dałam się ponieść historii pisanej z emfazą prawdziwego entuzjasty przygodowych powieści. Wartka akcja, polityczne intrygi, porwania, walka, magia, a w środku tego wszystkiego on – Conan, symbol odwagi, honoru, nieustraszoności. Ten potężnej budowy wojownik pokona każdego wroga, ludzkiego i bestię, wyrwie się z każdych okowów, dokona czynów, które innym wydają się niemożliwe. Nie jest jednocześnie głupim, małomównym osiłkiem, to prawdziwy wódz, dobry strateg, potrafiący mówić dworsko, a jednocześnie pozostawać barbarzyńcą. Jest dumny ze swego pochodzenia, nie pragnie go ukrywać, wręcz przeciwnie, szczyci się tym, że nawet jako król w głębi serca pozostał barbarzyńcą, któremu bliższe życie na ostrzu noża niż wygody pałacowych komnat.

O ile w Ludziach Czarnego Kręgu ta gloryfikacja bohatera mi nie przeszkadzała, to już w Godzinie Smoka autor stanowczo przesadzał i to wszystko, co mi się podobało w jego twórczości, zaczynało drażnić tak, że z trudem dobrnęłam do końca jednej opowieści powtarzanej chyba z dziesięć razy. Wiedźma się narodzi ponownie zaskakuje, krótką historią oraz małą obecnością Conana, który mimo wszystko staje na wysokości zadania i ratuje przyjaciół i księżniczkę.

Howard wiedział, w jaki sposób przyciągnąć do siebie czytelnika. Jego opowieści rzeczywiście mają w sobie niepowtarzalny ładunek energetyczny, o którym wspomina Stephen King. Charyzmatyczny bohater ma wszystko, czego pragnie niemal każdy chłopiec/mężczyzna – siłę, odwagę, władzę, sławę, powodzenie u pięknych kobiet. Ach, te kobiety! Niejedna oszalała na punkcie Conana. No bo jakże miałby się nie podobać tym kruchym istotom potężny przywódca, wciąż pozostający barbarzyńcą, który jako jedyny potrafi połączyć dworską mowę z frywolnymi klapsami i gorącymi pocałunkami, które nawet księżniczka przyjmie z wdzięcznością. Ktoś mógłby się przyczepić, że Howard przedstawia kobiece bohaterki jako urocze dodatki do opowieści – zawsze piękne, młode, o gibkich i jędrnych ciałach (co autor notorycznie wręcz podkreślał), padające bohaterowi do stóp. Nic bardziej mylnego. Devi Yasmina z Ludzi Czarnego Kręgu czy psychofanka Conana, Zenobia z Godziny Smoka zdecydowanie należą do odważnych, silnych kobiet, nie wspominając już o Salome z Wiedźma się narodzi. I chociaż nie można powiedzieć, żeby Robert E. Howard był znawcą kobiecych charakterów, udało mu się stworzyć postaci, które zapadają w pamięć.

Proza Amerykanina okazała się dobrze wykonaną rzemieślniczą pracą, może czasami (po prawdzie to całkiem często) irytującą potoczystym językiem, przepełnionym przesadzonymi porównaniami i mnóstwem powtórzeń. Jednak to bogactwo stylu było dla mnie dobitnym świadectwem tego, że autor wiele czasu i uwagi poświęcał opowiadaniom, w czym jeszcze utwierdził mnie dodatek Varia. I chociaż dla mnie opowiadania Howarda są tylko niezłą rozrywką, to nie dziwi mnie, że niektórzy widzą w nich o wiele więcej, jak przekonuje Patrice Louinet w Rodowodzie hyboryjskim. Opowieści o przygodach Conana mogę polecić nie tylko fanom fantasy magii i miecza czy powieści przygodowych, ale też wszystkim tym, którzy pragną spędzić trochę czasu w nieskomplikowanej rzeczywistości zamierzchłej ery hyboryjskiej.

Recenzja ukazała się na portalu Katedra.

niedziela, 11 sierpnia 2013

Czasami lepiej nie ruszać dziecięcych wspomnień - "Świat czarownic", Andre Norton; tłumaczenie: Ewa Witecka, Nasza Księgarnia 2013

Cykl Świat czarownic czytałam lata temu, jako jedenasto-, może dwunastoletnia dziewczynka i wówczas bardzo mi się podobał. Nie zwracałam wtedy uwagi ani na wiarygodną psychikę postaci, ani na świat, ani na logiczność fabuły, o feministycznym wydźwięku nie wspominając. Przez lata miałam głęboki sentyment do chwil spędzonych na lekturze serii. Kiedy Nasza Księgarnia postanowiła ją wznowić, zdecydowałam się sięgnąć po książki Andre Norton, by się przekonać, czy przetrwały próbę czasu i czy spodobają mi się chociaż w połowie tak, jak to było ponad piętnaście lat temu.

Pierwszy tom cyklu od razu wrzuca czytelnika w wartki nurt akcji. Poznajemy bohatera, Simona Tregartha, który ucieka przed niejakim Hansonem. Wiemy, że wpadł w poważne tarapaty, nie wiemy dlaczego. Nagle zjawia się tajemniczy wybawiciel, doktor Petronius, który oferuje mężczyźnie ucieczkę w nieznany świat, gdzie nie dorwą go zbiry. Nasz bohater postanawia skorzystać z okazji i przenosi się do magicznego miejsca, w którym od razu staje się herosem – ratuje kobietę uciekającą przed konną obławą. Szybko się dowiaduje, nie znając tamtejszej mowy i zwyczajów, że owa kobieta jest czarownicą, która chociaż nie rozumie jego języka, nie ma problemów z pojmowaniem jego myśli. To ona prowadzi go do swego kraju, Estcarpu, gdzie Simon w tempie ekspresowym staje się członkiem tamtejszej armii i jednym z lepszych wojowników, a że Estcarpianie szykują się na wojnę z wrogim Kolderem, każda para rąk się przyda. Tak mniej więcej przedstawia się główna oś fabuły powieści. Drugi wątek jest związany ze śliczną, uroczą, aczkolwiek temperamentną i nieposłuszną swemu ojcu lady Loyse, która w męskiej zbroi ucieka przed wybranym dla niej przeznaczeniem. Przypadkiem jej losy wiążą ją ze Strażniczką, tą samą czarownicą, którą na swojej drodze spotkał Simon. Wszyscy razem ruszają przeciwko wrogim siłom.

Sama w sobie historia jest całkiem znośna, ale brak jej pełni, pełnokrwistych postaci i dobrze odzwierciedlonego świata, który autorka ledwie zarysowuje (nie chodzi mi o geografię, bo tę czytelnik otrzymuje na mapie). Denerwował mnie również patos obecny w każdym, nawet najmniej istotnym dialogu i opisie, dodatkowo uwypuklony przez zbyt dosłowne tłumaczenie. Bohaterowie są – i tyle o nich można powiedzieć. Kierują się, owszem, emocjami, mają za sobą nawet traumatyczne przeżycia, jednak Norton dosyć niezgrabnie oddaje ich przemyślenia, przez co stają się jeszcze mniej wiarygodni. Domyślam się, że jak na lata 60. była to powieść dość nowatorska pod jednym względem – Estcarpem rządzą wszak kobiety, władające mocą czarownice, którym służą dzielni mężczyźni. Jednak dzisiaj mało kogo już to dziwi, a feminizm bohaterek przejawia się dość łagodnie (może poza Loyse), więc młodszy czytelnik raczej nie doszuka się tu głębszego kontekstu bez czyjejś pomocy. Świat czarownic mogłabym teraz polecić właśnie młodszym, zaczynającym przygodę z fantastyką. Starszym odbiorcom powieść może się wydać nudna i mało satysfakcjonująca, chyba że szukają lekkiej książki przygodowej na jeden wieczór.

Recenzja ukazała się na portalu Katedra.

piątek, 2 sierpnia 2013

Zapowiedzi na sierpień

Kiedy w połowie lipca sprawdzałam zapowiedzi sierpniowe, nie było w nich ani jednej książki, która by mnie zainteresowała. Dzisiaj postanowiłam przejrzeć je ponownie i chociaż nie ma w nich tej, na którą czekam najbardziej (gdzie trzeci tom Przedksiężycowych?!), to i tak znalazłam kilka pozycji wartych mojej uwagi. W kinie też trzy filmy wzbudziły moją ciekawość. Nie jest źle.

KSIĄŻKI

Tytuł: Odwrotniak
Autor: Jakub Małecki
Wydawnictwo: W.A.B.
Data premiery: 14 sierpnia 2013 r.

Wszystkie książki Kuby Małeckiego są dla mnie wydarzeniem. W jego prozie jest pewna świeżość, bezkompromisowość i dojrzałość. Przemytnik cudu oraz opowiadania w tomie Zaksięgowani były bardzo ciekawe, pozostałe książki tego autora jeszcze na mnie czekają, a do nich dochodzi najnowsza.
Narracja oparta na dwóch historiach, które dzieją się równocześnie. Przeskoki z jednej opowieści w drugą następują w momencie, kiedy jakiś przedmiot lub wydarzenie łączy obie historie. Powieść zaskakująca, przewrotna, trzymająca w napięciu.

Czy losy dwojga ludzi żyjących w różnych czasach mogą splatać się i przenikać nawzajem? Czy ze strachu przed światem można żyć tak, jakby się nie żyło? I czy miłość i nienawiść to na pewno dwa różne uczucia?

Izabela Grycz poczuła, że żyje, dopiero wtedy, gdy w 1946 roku poznała malarza z kulą w głowie. Teraz, u schyłku życia, za wszelką cenę próbuje wygrzebać ze szwankującej pamięci wspomnienie tego, jak zgasł tamten płomienny romans.
Tytuł: Modlitewnik amerykański. Luizjański blues. Viator
Autor: Lucius Shepard
Wydawnictwo: MAG
Data premiery: 16 sierpnia 2013 r.

Ten zbiorek umieszczam raczej ku pamięci niż z niecierpliwego oczekiwania. Nadal nie mogę się przekonać do Smok Griaule, do którego podchodziłam już trzy razy…
Modlitewnik amerykański

Od pierwszych scen „Modlitewnika amerykańskiego” Lucius Shepard wyraźnie zaznacza swoją obecność w klasycznej amerykańskiej tradycji pamiętnikarskiej. Wardlin Stuart jest amerykańskim mesjaszem, człowiekiem, który (jak się wydaje) ma bezpośrednią łączność z Bogiem – jeśli jednak jest to prawda, to jest to bóstwo zupełnie inne od wszystkich, do jakich się w przeszłości modliliście. Historia Stuarta zaczyna się od zabicia mężczyzny w barze i dziesięcioletniego wyroku za zabójstwo. W więzieniu Stuart zaczyna pisać – tworzy utwory prozatorskie, wiersze i modlitwy, które jednak nie są kierowane do żadnego rozpoznawalnego boga. Za cel stawia sobie osiąganie drobnych sukcesów, nie marzy o cudach, lecz – i to już zakrawa na cud – jego prośby się spełniają, bez względu na to, czy prosi o dziewczynę dla siebie, czy o specjalne przywileje dla współwięźniów. Szybko zostaje uznany za prawdziwego szamana, z więzienia wychodzi w glorii sławy – i sława ta popycha go do konfliktu i nieuniknionej konfrontacji z fanatycznym kaznodzieją. Tymczasem wszystko wskazuje na to, że bóg, do którego modli się Stuart, przybrał postać materialną i zstąpił na ziemię…

Luizjański blues

Witajcie w luizjańskim Grail – mieścinie leżącej tuż poza granicami rzeczywistości, gdzie plemienny szaman spotyka się z Jezusem, a miejscowi modlą się do nich obu. Posępna historia odsłania przed czytelnikiem mroczne głębie psychologii Grail i motywacji jego mieszkańców. W „Le Bon Chance” panna Sedele przyrządza zielone cocktaile zwane „cryptoverde”; Vida Dumars, właścicielka „Moonlight Diner”, zagląda w otchłanne przepaście dusz swoich klientów jak przez szeroko otwarte okna; miejski duch, Dobry Szary Człowiek, obiecał Grail powodzenie – pod warunkiem, że będzie wierne odwiecznej tradycji. Mroczna, wciągająca opowieść odsłania przed nami fantastycznie ekscentryczne serce i duszę miasteczka.
Viator
Czterej mężczyźni, zakwaterowani na pokładzie Viatora (frachtowca, który przed dwudziestu laty wbił się w ląd na odludnym odcinku alaskańskiego wybrzeża) i zatrudnieni do oceny jego wartości jako źródła surowców z odzysku, po pewnym czasie zaczynają się dziwacznie zachowywać. Ich domniemany szef, Thomas Willander, trapiony niepokojącymi snami, dochodzi do wniosku, że źródło ekscentrycznych zachowań załogi znajduje się na pokładzie Viatora. Zwraca się o pomoc do mieszkanki pobliskiej wioski Kaliaska i wspólnie zaczynają badać przeszłość statku, próbując ustalić – między innymi – jak to się stało, że wpadł na mieliznę, i kim jest tajemniczy człowiek, który wynajął całą czwórkę. Tymczasem podwładni Willandera, których dziwactwa zaczynają zakrawać na obłęd, uwiedzeni upiornym urokiem Viatora nie zamierzają porzucać swojego nowego domu. Na domiar złego zbliża się zima, las otaczający statek pulsuje złowieszczymi dźwiękami i światłem, a sny Willandera zaczynają się spełniać…
Tytuł: Świat Jonesa
Autor: Philip K. Dick
Wydawnictwo: Rebis
Data premiery: 27 sierpnia 2013 r.

Oj, już kilka pozycji z tej niesamowitej serii mi się uzbierało do zdobycia. Może będzie jakaś promocja w stylu 5 za 1…
Floyd Jones, ponury, nieco szalony niedorajda, w krótkim czasie przeistacza się z jarmarcznego jasnowidza we wstrząsającego całą planetą przywódcę mas. Dar prekognicji ułatwia mu wprawdzie drogę na szczyty władzy, nie jest jednak przyczyną wyniesienia nowego mesjasza.

Jones daje doświadczonej przez wojnę jądrową ludzkości coś więcej, coś, czego ona pragnie najbardziej – Marzenie. I mimo że doprowadzi ono świat na skraj zagłady, zastępy wyznawców Jonesa będą rosły…
Tytuł: Holocaust F
Autor: Cezary Zbierzchowski
Wydawnictwo: Powergraph
Data premiery: 30 sierpnia 2013 r.
Znajomi mówią, że warto czytać Zbierzchowskiego. Wydaje go moje ukochane wydawnictwo. Nie potrzebuję więcej argumentów.
Końce świata mają w fantastyce malowniczą tradycję. Co jednak, kiedy rozpadają się nie tylko światy, ale też sensy, społeczeństwa, systemy metafizyczne i ontologie?

„Holocaust F” Cezarego Zbierzchowskiego to ambitna hard sf w nowoczesnym stylu, kreśląca kształt nieubłaganej przyszłości, opowiadająca o wojnie, w której akcje militarne same w sobie są dziełami sztuki. Jakie tajemnice kryją się w kołysce cradlera? Co w bezmiarze kosmosu odkrył tunelowiec „Heart of Darkness”, który – zapętlony w czasie i przestrzeni – po raz kolejny zbliża się do ziemskiej orbity? Czym jest plazmat, który opuścił Ziemię, a czym freny, które na niej pozostały? Jak walczyć z Szarańczą, zmodyfikowanymi „wampirami” czy zmieniającym rozkład prawdopodobieństwa morożenoje? Czy warto ocalić świat, jeśli przeminęło w nim wszystko, o co warto było walczyć?

„Holocaust F” to dynamiczna mieszanka energii Strossa, rozmachu wizji Stephensona, pesymizmu Wattsa i więcej niż szczypty szaleństwa Dicka. Takie książki zdarzają się niezwykle rzadko, ale kiedy już się ukazują, niezmiennie stają się wielkim czytelniczym świętem.
FILM
Tytuł: Śnieżka
Scenariusz: Pablo Berger
Reżyseria: Pablo Berger
Data premiery: 9 sierpnia 2013 r.

Film jest czarno-biały. To po pierwsze. Trailer jest intrygujący. To po drugie. Tak swoją drogą Królewna Śnieżka braci Grimm to chyba najbardziej wdzięczna baśń do interpretacji dla filmowców, cały czas noszę się z napisaniem jakiegoś wpisu na ten temat, może wreszcie się przysiądę.
Gotycki melodramat inspirowany słynną baśnią braci Grimm. Bohaterką jest córka znanego torreadora.
Tytuł: Elizjum
Scenariusz: Neill Blomkamp
Reżyseria: Neill Blomkamp
Data premiery: 16 sierpnia 2013 r.

Na ten film czekam odkąd się dowiedziałam, że Neill Blomkamp go kręci. Bardzo jestem ciekawa, czy ten obiecujący reżyser po rewelacyjnym Dystrykcie 9 nie sprzedał się i zrobił co najmniej tak dobry film jak debiutancki. Ponownie będziemy mieli okazję oglądać niesamowitego Sharlto Copleya, chociaż już nie w głównej roli niestety.
W roku 2159 obok siebie żyją: bardzo bogaci ludzie na sztucznej stacji Elysium i reszta na przeludnionej, zniszczonej Ziemi. Sekretarz Rhodes /Jodie Foster/ za wszelką cenę chce zachować luksusowy styl życia obywateli stacji. Ziemianie podejmują próby przedostania się na Elysium. Jeden z nich Max /Matt Damon/ zgadza się podjąć niebezpieczną misję, która może nie tylko ocalić jego życie, ale także wprowadzić równowagę na świecie.
Tytuł: Blue Jasmine
Scenariusz: Woody Allen
Reżyseria: Woody Allen
Data premiery: 23 sierpnia 2013 r.

Nie jest to fantastyka, ale to film Woody’ego Allena, w końcu inny gatunkowo od ostatnio przez niego kręconych (O północy w Paryżu jest rewelacyjne, ale wcześniejsze komedyjki to… no właśnie, komedyjki). I gra w nim cudowna Cate Blanchett.
Przechodząca kryzys gospodyni domowa przeprowadza się z Nowego Jorku do San Francisco, gdzie ponownie nawiązuje kontakt ze swoją siostrą.