(Tytuł recenzji jest aluzją do jednej z postaci-legend Warszawy. Niestety nie mogłam się pozbyć tego skojarzenia…)
Wierzeniami słowiańskimi interesuję się od dzieciństwa. Moja
ciekawość przeszła w fascynację, kiedy po raz pierwszy zetknęłam się z cyklem
wiedźmińskim Andrzeja Sapkowskiego.
Przygody Geralta z Rivii zainspirowały również Juraja Červenàka do napisania trylogii Czarnoksiężnik, który jednak postanowił umieścić swoją historię w
realiach historycznych wczesnego średniowiecza. O tym wszystkim oraz o kilku
innych rzeczach autor informuje czytelnika w przedmowie do poprawionego wydania
Władcy wilków. Złamałam swoją zasadę i przeczytałam ją, zanim zagłębiłam się w
powieść. Gdyby nie to, być może książka podobałaby mi się bardziej. Przez
autora nie mogłam się jednak powstrzymać przed porównywaniem powieści do cyklu
o wiedźminie. Červenàkowi bardzo, ale to bardzo daleko do stylu i jakości, jaką
dał czytelnikom polski pisarz.
Bohaterem trylogii jest Czarny Rogan, weteran wielu wojen,
pogromca plemienia Awarów. Jego celem tym razem jest nie służba w obronie
królów, ale zemsta na awarskich wojownikach, którzy wymordowali jego rodzinę. W
czasie swojej wędrówki Rogan dowiaduje się, że bogowie wyznaczyli mu jednak
inne zadanie. Tak krótko zarysowuje się fabuła historii, dla której tłem ma być
przeplatanka historycznych wydarzeń, słowiańskich wierzeń i magii. I chociaż
zapowiadało się całkiem ciekawie, to im bardziej zagłębiałam się w lekturę, tym
mniej byłam zainteresowana. Winę za to ponosi przede wszystkim słaby styl
słowackiego autora. Prostacko-poetycki język to kiepskie połączenie, brakuje tu
stylizacji, wszyscy bohaterowie, bez względu na pozycję społeczną, posługują
się tym samym, uczonym językiem rodem z popularnonaukowych książek. We wstępie
autor napisał, że w poprawionym wydaniu unikał rozwlekłych opisów i nadętych
porównań – boję się pomyśleć, jak wyglądała pierwsza wersja, ponieważ w tym
wydaniu od porównań, powtórzeń, tautologii aż się roi. Razi strona redakcyjna,
niepotrzebne przypisy, literówki, zbyt dosłowne tłumaczenie, którego nikt zdaje
się nie poprawił.
Nie przekonują mnie pojawiające się tu postaci. Począwszy od
Rogana, doskonałego łucznika, zbolałego ojca i męża, zatwardziałego w swej
zemście, postępującego jednak lekkomyślnie i zupełnie nie jak na doświadczonego
wojownika przystało. Jego towarzyszka z przypadku, Mirena zwana Osą, irytuje
bezczelnością, zarozumiałością, hipokryzją wobec wiary (wierzy w swoją Chors,
nie w pozostałych bogów), stereotypową postawą wojującej feministki, która nie
ma za sobą głębszej historii; autor nie daje żadnej wskazówki, co mogłoby być
przyczyną jej chłodu, bo przecież każdy człowiek się zmienia; ona wydaje się
taka sama od zawsze. Także Wielimir, pochodzący z Borynia wojak, który po
latach powraca do rodzinnej osady, to tylko prosty chłop, na którym, co dziwne,
okrucieństwa wojny nie wycisnęły żadnego piętna. Jego nagła miłość do pięknej i
młodej starościny Krasy jest przewidywalna i zupełnie nie ma znaczenia dla
opowiadanej historii. Stojący po drugiej stronie awarscy wojownicy, Krwawe Psy,
są wyraziście źli, każdy jeden i wszyscy razem, to maszyny do zabijania,
wykonujący rozkazy swego władcy, kapłana ciemności Jugurrusa. Ich okrucieństwo
nie zna granic, ale ono po prostu jest, nie wzbudza przerażenia czy niepokoju,
chwilami tylko obrzydzenie.
O Władcy wilków
nie mogłabym też powiedzieć, że ma dobre tło historyczne. Są Słowianie, są
Awarowie, wiadomo, że akcja powieści dzieje się ok. IX wieku na terenach dzisiejszej
Słowacji, że w osadach władzę sprawują starostowie. I to wszystko. Autor nie
pokazuje życia normalnych ludzi, ich myślenia, skupia się jedynie na
spustoszeniu, jakiego dokonali Awarowie, ale nie podaje szerszego kontekstu,
nie wiadomo, co się dzieje gdzie indziej, jak z klęską radzą sobie mieszkańcy.
Więcej o tym jest w nocie historycznej zamieszczonej na końcu książki, szkoda,
że autor nie zadał sobie trudu, aby wpleść te informacje w tekst.
Jedynym plusem powieści są fragmenty opisujące bóstwa słowiańskie
i elementy wierzeń. Autor całkiem zmyślnie wprowadził poszczególnych bogów,
subtelnie pokazując ich obecność w świecie śmiertelników, zarysował ich intrygi
i tajemnice, niejednoznaczność. Także Gorywałd, wilk, który stanie się
towarzyszem Rogana, zapowiada się na ciekawą osobowość. I dlatego dam szansę i
przeczytam kolejny tom.
Recenzja ukazała się na portalu Katedra.
Recenzja ukazała się na portalu Katedra.
"Władca..." to jest książka, w której pierwsze kilkadziesiąt stron nawet wciąga, ale im dalej, tym gorzej. Przy końcówce to z trudem powstrzymałem się od uśnięcia.
OdpowiedzUsuń