Na początku tego roku zachwycałam się filmową adaptacją
przygód Sherlocka Holmesa w reżyserii Guya Ritchiego. Niedawno chwaliłam
literacki oryginał. Zostałam fanką słynnego detektywa i nie sądziłam, że
ktokolwiek może dorównać wizerunkowi, jaki stworzył Robert Downey Jr. Nie
wyobrażałam sobie również innej scenerii dla przygód Sherlocka niż XIX wiek.
Jeśli myślicie podobnie, to powinniście obejrzeć najnowszy serial BBC.
Pierwszy sezon Sherlocka ma zaledwie trzy odcinki, ale nie
jest to zwykły serial, bowiem każdy z odcinków trwa około dziewięćdziesięciu
minut. Otrzymujemy więc film telewizyjny, jakością dorównujący
produkcjom kinowym, często je nawet przewyższający. Rolę główną otrzymał, mało znany u nas (to kwestia czasu), brytyjski aktor Benedict Cumberbatch, który z
miejsca został moim idolem numer jeden. Cumberbatch pokazał Holmesa w jeszcze
bardziej zintensyfikowany sposób niż zrobił to Downey Jr. Jego detektyw jest
równie bliski oryginałowi literackiemu, twórcy serialu poszli jednak jeszcze
dalej i wyostrzyli jego cechy. Dostajemy więc neurotycznego, niesamowicie
inteligentnego człowieka, który swoim umysłem zdolny jest przenikać przez
innych ludzi jak Superman wzrokiem przez ściany. Sherlock Holmes jest
ekscentrykiem, egoistą, geniuszem, który nieustannie potrzebuje rozplątywać
najgorsze zagadki, inaczej jest niewymownie znudzony. Skupiony na sobie
uwielbia się popisywać, dlatego współpracuje z londyńską policją, dlatego lubi
towarzystwo Johna Watsona, który nie ukrywa podziwu i akceptuje
wszelkie dziwactwa Sherlocka. Charyzma, stanowczość, brawura i niezwykła
inteligencja czynią go intrygującym socjopatą, żyjącym na granicy. On nie
pomaga policji z pobudek altruistycznych czy dla pieniędzy, nie liczą się dla
niego takie fakty, jak zagrożenie ludzkiego życia czy państwowe bezpieczeństwo.
Najważniejsza jest tajemnica, a im bardziej skomplikowana, tym lepiej.
Holmes przede wszystkim zachwyca, fascynuje, ale przy
bliższym poznaniu można dostrzec w nim pewną rysę, której nikomu dotąd nie
udało się pokazać, o której być może nie wiedział nawet Arthur Conan Doyle. Ciężko
wytrzymać z taką osobowością, przytłaczającą, absorbującą całkowicie i
doszczętnie. A mimo wszystko zarówno widz, jak John Watson, trwają w tej
przedziwnej relacji. Przyjaźń tych dwóch mężczyzn jest doprawdy niezwykła.
Podobnie jak u Ritchiego, tak i w serialu John Watson nie jest przybocznym
Sherlocka, ale oddzielną postacią. Martin Freeman grający Watsona również
idealnie do tej roli pasuje. I tutaj kolejna niespodzianka w przedstawieniu
postaci-symbolu – weterana wojennego. Ranny podczas misji w Afganistanie Watson
musi wrócić do Anglii, ale nie może sobie poradzić z przystosowaniem się do
rzeczywistości. Fakt, prześladują go wizje przeszłych wydarzeń, krwawe obrazy
bitew, chodzi do psychologa, który zaleca mu rozpoczęcie pisania bloga (jak
nowocześnie!) w celu uporania się ze wszystkim, co go spotkało. Traktowany jak
chory budzi współczucie, którego jednak nie potrzebuje. Watson nie potrzebuje
też normalnego, cichego życia. Wbrew pozorom i schematowi lekarz wojskowy
tęskni za wojenną zawieruchą, za akcją, adrenaliną, za tym, że był komuś
potrzebny. Spotkanie z Holmesem jest więc dla niego wybawieniem i przede
wszystkim dlatego toleruje bałaganiarstwo, dziwne, czasami dziecinne zachowania
kompana. Obaj doskonale się uzupełniają.
Także postaci drugoplanowe są rewelacyjne: Rupert Graves
jako detektyw Lestrade, Una Stubbs w roli Pani Hudson czy urocza Loo Brealey
jako Molly. Rozczarował mnie jedynie Moriarty. Wiadomo, że w przyrodzie musi
istnieć równowaga, chociaż w tym wypadku nie można mówić o opozycji Dobra i
Zła, ponieważ Holmes nie jest Dobrym. Jednak jeśli chodzi o postać
Moriarty’ego, to wyobrażałam go sobie jako mężczyznę o większej klasie.
Chociaż czytałam dopiero pierwsze opowiadanie z Sherlockiem
Holmesem, jestem przekonana, że serial ma mnóstwo nawiązań przynajmniej do
najważniejszych i najbardziej znanych utworów z cyklu Doyle’a. Już w A Study in
Pink aż iskrzy od aluzji do A Study in Scarlet, zdarzają się nawet bardzo
podobne cytaty. Poszukiwanie tych „smaczków” daje dodatkową przyjemność i
sprawia, że filmy można oglądać wielokrotnie. Akcja wciąga od pierwszych minut
i trzyma w napięciu do ostatnich chwil, w ogóle nie czułam tych
dziewięćdziesięciu minut „odcinka” i w jedną noc obejrzałam wszystkie trzy
filmy. Każdy jest rewelacyjny, oddaje klimat powieści i prawdziwego kryminału.
Serial nie pozbawiony jest poczucia humoru, subtelnej (lub mniej) ironii,
zwłaszcza w scenach interakcji Holmesa z innymi ludźmi. Człowiek tak
spostrzegawczy, zwracający uwagę na najdrobniejsze szczegóły związane ze
śledztwami, zdaje się nie dostrzegać, co się dzieje wokół niego, przez co rani
ludzi. Mam wrażenie, że nie do końca jest takim nieczułym człowiekiem, że
doskonale ukrył swoje emocje. Serial pokazuje to, czego nie widzieliśmy w
żadnym innym filmie, czego można nie dostrzec w książkach. Pokazuje, jak
osamotniony musi być człowiek tak całkowicie inny od większości, jak ciężko
musiał znosić dzieciństwo, jaką musiał wytworzyć w sobie odporność wobec
traktowania go jak wynaturzenie. Momentami Sherlock przypominał mi serialowego Dextera z pierwszego sezonu.
Serial jest również
dopracowany pod względem scenografii, wspaniałych zdjęć Londynu, rewelacyjnych
kostiumów (tu mam na myśli głównie Sherlocka, którego strój jest zawsze
nienaganny i który, wybaczcie mi to, wygląda powalająco w idealnie skrojonych
garniturach czy świetnym płaszczu). Tła dopełnia klimatyczna muzyka, mam
wrażenie, że nawiązująca do filmu Ritchiego, w kompozycji Davida Arnolda
(naczelny kompozytor ścieżki dźwiękowej do filmów o Jamesie Bondzie) i Michaela Price'a (spec od muzycznego nastroju we Władcy Pierścieni). Czy są
jakieś wady? Owszem, największą jest przeciągnięte zakończenie, które nie
trzyma w niepewności co do przyszłych wydarzeń. Pozostałe to już „wadki”,
drobiazgi, które nie wpływają na przyjemność oglądania. Sherlock to pozycja obowiązkowa dla fanów Holmesa, ale również
dla wszystkich, którzy lubią dobry kryminał i nieprzeciętnych bohaterów. Drugi
sezon dopiero w przyszłym roku, ale warto czekać.
Tak, serial ma mnóstwo nawiązań - chociaż Doyle'a nie czytałem już z dziesięć lat, to i tak sporo z nich wyłapywałem... albo wiedziałem, że gdzieś dzwoni.
OdpowiedzUsuńNa podobieństwo Dextera i Sherlocka bym nie wpadł. Skojarzenie pewnie dlatego, że obaj są jednostkami niezsocjalizowanymi, ale jednak Sherlock jest bardziej ludzki - chociaż jednocześnie nie nosi maski, więc bardziej się w oczy rzuca.
Czy ja wiem, czy jest bardziej ludzki? Ostatni odcinek jakoś mało o tym świadczy. Z tym, że nie nosi maski, też bym się spierała, może mniejszą, ale jednak wśród niektórych osób ją zakłada - jak przy dawnym koledze ze studiów w The Blind Banker. Między Dexterem a Sherlockiem jest zasadnicza różnica - pierwszy to psychopata, drugi socjopata;-)
OdpowiedzUsuńWidziałem fragment tego serialu na fakultecie, ale jakoś do mnie nie przemówił. wole noe-noirowego Sherlocka od Warner Bros.
OdpowiedzUsuńTeż tak mówiłam... dopóki nie obejrzałam jednego całego odcinka;-)
OdpowiedzUsuńA mnie - z opisu powyższego, bo filmu nie widziałam - nasunęło się skojarzenie z Housem. Doktorem. Czy słusznie?
OdpowiedzUsuńSuper!! Na pewno chętnie zobaczę ten serial! No i uwielbiam wspomnianego przez Ciebie aktora :)
OdpowiedzUsuń@Agnes
OdpowiedzUsuńJa wiem, czy słusznie, jak obejrzysz, to sama stwierdzisz. Dla mnie jednak bardziej Dexter, House mimo wszystko nie jest psychopatą ani socjopatą, to po prostu bardzo nieszczęśliwy facet;-)
@Fuzjo
Polecam serial. A jakie jeszcze role Cumberbatcha polecasz?
Skojarzenie z House'm jest bardzo słuszne, ponieważ słynny doktor jest wzorowany na Holmesie, co przyznali twórcy. Obaj mieszkają w mieszkaniach numer 221B, są ironicznymi dupkami i mają pozornie totalnie do siebie nie pasujących przyjaciół. Zwróćcie też uwagę na pogobieństwo brzmienia nazwisk : Holmes-House, Wilson-Watson.;)
OdpowiedzUsuńWiele osób to zauważa, jednak niewiele z nich wie, że ich przypuszczenia są słuszne.
Polecam oba seriale (chociaż odkąd odkryłam Holmesa - jest moim numerem 1 :D )
JK
Jednak największą wadą Homesa jest długie oczekiwanie na kolejny sezon. Jednak może to i dobrze, że twórcy się nie spieszą, przynajmniej nie przesadzą i nie zrobią z takiego świetnego serialu hollywoodzkiego ścierwa pełnego melodramatyzmów.
OdpowiedzUsuńOczekujcie czerwca 2013r, Sherlock wróci;)
JK
ponieważ kinowa wersja filmu o sherlocku strasznie mnie wkurzyła poprosiłam o prezent pod choinkę wszytstkie książki sherlocka (właściwie wyszło takie wydanie w jednej mega księdze)nawet niedrogie). chciałam sprawdzić na ile kaskaderskie wyczyny z filmu są nie na miejscu. Nagle się okazało że Sherlock ma mnostwo wad, to nieprzecietna inteligencja, narkotyki ... ku mojemu zdziwieniu miał do czynienia z boksem... jest cholernie irytujący jak house. dlugo nie mogłam sie przekonać co do przeniesienia Holmesa w nasze czasu, właśnie obejrzałam 1 odcinek i jest świetny_ szczególnie przez nawiazania do książki! bałam się że zrobią kolejny amerykański serialik o detektywie, a tu proszę Sherlock !!! świetnie ujęty....aczkolwiek kochanie polecam książki albo audiobooki (szczególnie czytane przez Rocha Siemianowskiego, człowiek który wie co czyta i robi to świetnie w porównaniu do innych )...
OdpowiedzUsuń