Kiedy się dowiedziałam, że do kin wejdzie Powstanie Warszawskie, film będący zbeletryzowanym
montażem archiwalnych filmów z sierpnia 1944 roku, wiedziałam, że muszę to
obejrzeć. Zastanawiałam się, czy twórcom uda się stworzyć spójną historię, jak
będzie wyglądał ten niezwykle oryginalny film. Zastanawiałam się też, w jaki
sposób do niego podejdę – wiedziałam, że nie będę w stanie oceniać go jak każdej
innej produkcji, przecież tutaj nie chodzi o akcję, głębię i wiarygodność
psychologiczną bohaterów. Stwierdziłam więc, że pójdę do kina z taką właśnie
ciekawością, bez oczekiwań. I wyszłam kompletnie oszołomiona.
Nie da się ukryć, że Powstanie Warszawskie to rzecz zupełnie
wyjątkowa. Ekipa Muzeum Powstania Warszawskiego, dźwiękowcy, montażyści, nawet
specjaliści od koloryzacji wykonali solidną pracę, dzięki której udało się przenieść
widzów w wojenną rzeczywistość. Chociaż filmy kręcone były przez działaczy
propagandy AK, to jednak w produkcji nie czuć pompy ani nacisku na patriotyzm. Nie znajdziecie tutaj pytań - czy było warto, czy był sens, tym bardziej nie znajdziecie na te pytania odpowiedzi - jesteście świadkami faktów, zdarzeń z przeszłości; oceny, pytania i odpowiedzi oraz wnioski będą tylko Wasze.
Powstanie Warszawskie pokazuje tę codzienność powstańców i cywili, której nie
widać w żadnym innym filmie fabularnym – jak przygotowywali się do walk, jak
przemykali się zbombardowanymi ulicami, gdzie i co jedli, jak się ubierali, z
czego się śmiali, jak chowali bliskich, jak się kochali. Chociaż większość ujęć to nie wojenna zawierucha, okropieństwo walk czuć w każdym momencie. Mnie uderzyły te właśnie zwyczajne sytuacje, zrobiło mi się wstyd, że tyle narzekam, że ciągle wydaję pieniądze na niepotrzebne rzeczy, że marnuję swoje życie... Jak traktuję swoje dziedzictwo, swój kraj? Ten film jak żaden inny każe się cieszyć teraźniejszością i walczyć o lepsze jutro - banalnie, najlepiej zacząć od siebie.
Pięknie zmontowane
projekcje podobały mi się nawet w kolorze, chociaż pokazano też oryginalne,
czarno-białe ujęcia. Do filmu przygotowano również dobry scenariusz, dubbing wcale
nie przeszkadzał, czego obawiałam się najbardziej, momentami było naprawdę
zabawnie. Jedyne, co mnie irytowało, to Agnieszka Kunikowska w roli Joanny – jej
płaczliwy, piskliwy głos zagłuszał mi niepokój postaci o męża. Michał Żurawski i Maciej Nawrocki jako bracia Karol i Witek byli świetni. Dopełnieniem obrazu
jest wspaniała, idealnie wkomponowana muzyka, za którą odpowiada Bartosz
Chojdecki.
Powstanie Warszawskie to nie jest film, to 90-minutowy
kawałek naszej historii, którą każdy powinien zobaczyć. Najlepiej jeszcze w
kinie i to z bliższych rzędów, gdyż obraz nie jest pokazywany na całej rozpiętości ekranu.
O wiele ciekawiej o produkcji napisał Patryk Karwowski, zachęcam do przeczytania jego wrażeń.
Całkowicie się z Tobą zgadzam. Po obejrzeniu tego filmu przez jakiś czas nie mogłam dojść do siebie. Wiesz tylko, czego mi brakowało? W niektórych ujęciach mogli na dole, małymi literami umieścić nazwę ulicy, myślę, że to mogłoby zmienić postrzeganie na współczesne ulice warszawskie
OdpowiedzUsuńPrawda, też mi tego momentami brakowało, bo nie wszystkie ulice byłam w stanie rozpoznać:-)
Usuń