czwartek, 2 kwietnia 2015

"Czy to idący wybiera drogę, czy droga idącego?" - "Lirael", "Abhorsen", Garth Nix, tłumaczenie: Rafał Śmietana (Lirael), Agnieszka Kuc (Abhorsen), Wydawnictwo Literackie 2014 r.

Lirael i Abhorsen to dla mnie jedna powieść podzielona na dwie części, trzeci tom Starego Królestwa nie wnosi niczego nowego w opowieść, jest bezpośrednią kontynuacją wątków z Lirael, dlatego też niniejsza recenzja będzie łączoną.

O ile w Sabriel najbardziej podobał mi się wątek nekromancji, o tyle w Lirael Abhorsenie moje największe uznanie zdobyło rozwinięcie motywu Magii Kodeksu, przedstawionej jako znaków zebranych w tajemniczym Kodeksie, które oplatają przedmioty, osoby i w ten sposób objawiają swoją moc. Może nie jest to oryginalna wizja, ale obrazowy sposób, w jaki Nix opisuje posługiwanie się Magią Kodeksu, przyćmiewa według mnie wiele innych. Ponownie daje się dostrzec logikę i dobrą konstrukcję tego tworu, nie jest on jedynie rekwizytem. Niestety wciąż tajemniczym pozostaje sam Kodeks i sposób, w jaki bohaterowie poznają fundamenty tej wiedzy. W mojej głowie powstało mnóstwo pytań. Czym jest sam Kodeks? W jaki sposób funkcjonuje? Kto się staje Magiem Kodeksu? W jaki sposób ludzie otrzymują Znaki Kodeksu? W jaki sposób adepci uczą się podstaw i kolejnych znaków? I wiele innych, na które ani w Lirael, ani w Abhorsenie nie znalazłam odpowiedzi, ale wciąż mam nadzieję, że je uzyskam.

Obie powieści mają już więcej wątków i skupiają się na większej ilości bohaterów – oprócz Sabriel, Touchstone’a, Moggeta pojawia się Sameth, Ellimere, Lirael, Podłe Psisko (autor ma dziwną tendencję do wybiórczego i zupełnie niezrozumiałego nadawania bezsensownych imion), sytuacja polityczna w Starym Królestwie i Ancelstierre, walka nekromanty Hedge’a z obrońcami Starego Królestwa, dochodzi też motyw widzenia przyszłości i przeszłości. Ponownie daje o sobie znać dbałość o szczegóły w prowadzeniu postaci, aczkolwiek nie wszystkich. Najlepiej i najbardziej wiarygodnie są oczywiście oddani główni bohaterowie – Sameth i Lirael. Sameth jest synem Sabriel i Touchstone’a i podobnie jak matka uczył się w Ancelstierre, miał jednak większą styczność ze Starym Królestwem. Ze względu na okoliczności musi wcześniej zakończyć edukację i wrócić do domu, gdzie ma się przygotowywać do roli Abhorsena i zachowywać się jak na księcia przystało. Chłopiec nie jest zachwycony swoimi obowiązkami, jego pasją jest bowiem nauka Magii Kodeksu i używanie jej w celu tworzenia magicznych przedmiotów. Niksowi udało się wiarygodnie pokazać przemianę Sama z zagubionego dzieciaka, niedojrzałego i nieprzygotowanego do wydarzeń, niepewnego siebie, bojącego się wyznać obawy rodzicom, w młodego mężczyznę, wciąż pełnego wątpliwości, ale potrafiącego stanąć na wysokości stawianych przed nim zadań. Równie dobrze autor nakreślił osobę Lirael, która z niepozornej, nieco irytującej melodramatycznością i pragnieniem przynależności do rodu Clayrów dzikuski wyrasta na zdecydowaną, dojrzałą kobietę, stającą się liderem. Tych dwoje bohaterów wydaje się momentami podobnych do siebie, ale są to pozorne podobieństwa, targają nimi co prawda te same emocje, jednak z innych względów. Zaskakująco dobrze się uzupełniają jako towarzysze podróży.

Sabriel i Touchstone pozostają niestety właściwie niezmienni, chociaż są starsi, mają dzieci (Sameth i Ellimere) i mają nowe zadania, o których czytelnik jest informowany bardzo, bardzo pobieżnie. W rolach rodziców nie sprawdzają się w ogóle, co jest dla mnie nie lada zaskoczeniem i rozczarowaniem. Rodzina królewska jest pokazana jak nie rodzina, a grupa towarzyszy. Matka i ojciec w żaden sposób nie stanowią oparcia dla swoich dzieci i nie jest usprawiedliwieniem, że rodzeństwo jest dorosłe i samodzielne, Sabriel i Touchstone prawdziwą czułość okazują tylko sobie. Nie twierdzę, że powinien być to obraz sielski, żadna rodzina nie jest idealna. Jednak postępowanie rodziców Sametha jest całkowitym odwróceniem tego, co Nix przedstawił w poprzedniej części. Ojciec witający syna uściskiem ręki po wielomiesięcznej rozłące, matka wysyłająca tylko jeden list do Sametha, który wyraźnie potrzebuje jej wsparcia, z czego ona zdaje sobie sprawę, ale tłumaczy się obowiązkami Abhorsena, jest zaprzeczeniem wartości, jakie przekazał jej ojciec, i niekonsekwencją autora.

Ellimere, siostra Sametha, stoi na czele monarchii podczas nieobecność rodziców, jest niestrudzona, zadaniowa, skupiona na swoich obowiązkach wydaje się raczej terminatorem niż człowiekiem i nie budzi sympatii. Także Mogget, który tym razem towarzyszy Samethowi, pozostaje sobą i chociaż autor przekazuje trochę więcej informacji, nie umniejsza to jego tajemniczości, wręcz przeciwnie, jeszcze bardziej pobudza ciekawość. Takiej ciekawości nie powodowało we mnie Podłe Psisko, stworzenie Wolnej Magii i Magii Kodeksu przywołane magią Lirael. Przyjaciel dziewczyny i jej wierny towarzysz także owiany jest pewną dozą tajemniczości, jednak jego usposobienie nie budzi wątpliwości co do motywów nim powodujących. Podobnie jak Mogget, Podłe Psisko wprowadza sytuacje humorystyczne do powieści, ale też ducha przygody, to ono bowiem popycha Lirael do odkrywania zakamarków Biblioteki Clayrów, w której dziewczyna pracuje. W Abhorsenie wreszcie dowiadujemy się, kim są oba stworzenia, szkoda tylko, że tak mało się o nich dowiadujemy w ogóle.

Zgodnie z konwencją serii opozycjonistą Starego Królestwa jest nekromanta, Hedge, który wskrzesza zmarłych na potęgę w jakimś nieznanym bohaterom i czytelnikowi celu. O Hedge’u wiadomo jedynie, że jest bardzo potężny, niebezpieczny i uzbrojony, do pomocy ma nie tylko zmarłych i sieje zamęt nie tylko w Starym Królestwie, lecz także w Ancelstierre. Nie jest znany jego cel ani motywacja. Hedge, tak jak Kerrigor, jest postacią jednowymiarową, złą do szpiku kości, podobnie jak jego pan. Ta jednowymiarowość jednak mnie nie raziła, nie oczekiwałam tutaj czegoś więcej, niż otrzymałam w pierwszym tomie.

W Abhorsenie na bliższy plan wysuwa się jeszcze jedna postać – Nicholas Sayre, przyjaciel Sametha ze szkoły, którego czytelnik poznaje już w Lirael. Zaczarowany przez Hedge’a jest nosicielem potężnego pana nekromanty. Autor poświęca temu wątkowi znacznie więcej miejsca i opisuje losy młodego człowieka w bardzo poruszający sposób. Bogu ducha winny chłopiec staje się ofiarą prowadzoną na rzeź i obserwowanie tego sprawiało mi samej sporą trudność. Doskonale się wczuwałam w bezsilność Sametha i Lirael. Zmagania duchowe młodzieńca, który powoli zaczyna zdawać sobie sprawę z tego, co się dzieje, jego determinacja w celu zachowania resztek siebie, to wszystko autor oddał bardzo wiarygodnie. W trakcie lektury kibicuje się już nie tylko dwójce głównych protagonistów.

Brakuje mi świata w tym świecie. W Sabriel, mniejszej w swej objętości i będącej pierwszym tomem, autor miał jak najbardziej prawo do dawkowania informacji. Jednak po drugim i trzecim tomie spodziewałam się więcej. W Lirael wyobcowanie głównej bohaterki jest dla mnie jego wymówką, aby tylko zarysować społeczność Clayrów, podobnie jak samotność Sametha, dzięki której Nix właściwie nie musiał opisywać życia na dworze królewskim. W obu przypadkach są co prawda wspomniane rytuały i zwyczaje, jednak nie syci to apetytu na obraz świata, całkowicie brakuje tutaj jakiegokolwiek społecznego tła, które w Sabriel było jednak obecne. Ani Lirael, ani tym bardziej Abhorsen nie dają odpowiedzi na coraz bardziej nurtujące pytania. Czym jest Mur i po co został stworzony? Czy dopiero po jego zbudowaniu powstały dwie krainy i nastąpił rozdział na świat magiczny i niemagiczny? Skąd wywodzą się strażnicy Muru – ze Starego Królestwa czy z Ancelstierre? Dlaczego wiedza o istnieniu magii jest wybiórcza wśród mieszkańców Ancelstierre, skoro każdy wie o istnieniu Muru? Po co patrolować tamtejsze okolice, jeśli panuje przekonanie, że po drugiej stronie są ziemie niczyje i można wysyłać tam ludzi? Niewiele wiadomo też o Ancelstierre jako takim poza tym, że w tej krainie zamiast magii jest postęp technologiczny. Nielogicznym i tak naprawdę zbędnym jest dla mnie także wątek polityczny. Wiadomo, że jest jakaś władza, która nie chce współpracować z monarchią Starego Królestwa, ale nie do końca wiadomo dlaczego. Wiadomo, że Hedge szarpie za jakieś polityczne sznurki, nie wiadomo jednak za jakie. Skoro już knuje intrygi, co stoi na przeszkodzie, aby czytelnik, nawet ten młodszy, poznał ich szczegóły? Autor równie dobrze mógł pozostawić go w kompletnej niewiedzy na temat środków podejmowanych do osiągnięcia celu przez nekromantę. Kosztem kilku niewiele wnoszących epizodów z życia Sametha czy Lirael Nix mógł rozwinąć chociaż powyższe wątki, dzięki czemu opowieść byłaby pełniejsza, nie dawała wrażenia marnowanego potencjału. Mimo wszystko braki te rekompensowane są przez wysoki poziom prowadzenia bohaterów, a także samej fabuły w jej prostym zarysie. Autor zaskakuje dbałością o szczegóły w opisywaniu emocji postaci, wydarzeń. Trzeba także Niksowi zaliczyć na plus, że nie szczędzi elementów nieprzyjemnych, realistycznie opisuje bitwy, cierpienia oraz próby, jakim poddawani są młodzi bohaterowie. W „Abhorsenie” akcja nabrała rozpędu, Lirael z Samem muszą przejść naprawdę wiele, są zmęczeni, niewyspani, ale zdeterminowani i odważni. Oboje w pełni już akceptują to, kim się stali, wspierają się wzajemnie i stanowią wzór dla pozostałych.

Obie powieści rozwijają nieco świat Starego Królestwa, z naciskiem na motywy Magii Kodeksu, nekromancji, dodają też kolejne, ciekawe elementy (świat Clayrów, motyw widzenia przyszłości oraz przeszłości). Lirael i Abhorsen to książki o wiele bardziej przygodowe i zróżnicowane niż pierwsza część. W tych powieściach sensu nabiera cytat, będącym swoistym mottem całej serii – Czy to idący wybiera drogę, czy droga idącego? Pojawia się on już w Sabriel, ale to w pozostałych częściach uwydatnia się najsilniej, ponieważ ich esencją jest poszukiwanie drogi i swego przeznaczenia przez dwójkę głównych bohaterów. Przyznam, że zaraz po przeczytaniu ostatniego tomu czułam się rozczarowana, że nie otrzymałam odpowiedzi na wszystkie moje pytania. Główny wątek oczywiście został doprowadzony do końca, dowiedziałam się również, kim jest Mogget i Podłe Psisko, ale to mnie nie satysfakcjonowało. Doszłam jednak do wniosku, że autor doskonale wiedział, co robi i z punktu marketingowego było to świetne posunięcie. Zresztą, właściwie mogę przecież sama sobie wyobrazić własne rozwiązania dla zagadek świata Starego Królestwa i Ancelstierre, a to całkiem spora frajda. Mimo to nadal jestem ciekawa, co o swoim świecie może mieć do powiedzenia autor i z niecierpliwością czekam na Clariel, która ma być prequelem cyklu.

Recenzja ukazała się na portalu Katedra.

1 komentarz:

  1. Zakupiłam Sabriel i czuję, że bardzo mi się spodoba, więc pewnie sięgnę po kolejne tomy!

    OdpowiedzUsuń