piątek, 6 marca 2015

Prawdziwe przerażenie budzi nie potwór, a czekanie na niego - "Polaroidy z zagłady", Paweł Paliński, Powergraph 2014 r.

Na najnowszą powieść Pawła Palińskiego czekałam z pewną dozą niecierpliwości, przede wszystkim dlatego, że miała być wydana pod znakiem Powergraphu. To wydawnictwo z godną podziwu wytrwałością dba o wysoką jakość polskiej fantastyki, dostarczając czytelnikom produkty najlepszego sortu. Byłam też ciekawa, jak rozwinęła się twórczość Palińskiego, którego opowiadania mnie intrygowały, ale do końca nie pozwalały wciągnąć się w opowieść. Okazało się, że historia opowiedziana w Polaroidach z zagłady zadziałała podobnie.

Początkowo fabuła mnie zainteresowała, tym bardziej, że nie wiadomo było do końca, co się tak naprawdę dzieje w mieście S. i reszcie świata. Za ciekawe i odświeżające w dobie młodych, silnych i odważnych pogromców życia uznaję wyznaczenie 60-kilkuletniej, zwyczajnej kobiety na główną bohaterkę, która zadziwia wytrwałością. Akcja książki rozwija się bardzo powoli, prawie wcale, główną osią są przemyślenia Teresy, jej zabiegi w celu zachowania życia w opuszczonym mieście, w którym pozostała tylko ona, psy i Bierni. Nie wiadomo, co się wydarzyło, dlaczego ludzie zaczęli się zmieniać i czy komukolwiek udało się przetrwać. Czytając pierwsze strony, zastanawiałam się nad tym, obserwując poczynania bohaterki z niepokojem. Jednak po jakimś czasie metodyczność i obojętność Teresy udzieliła się także mnie i kontynuowałam lekturę, nie przeżywając specjalnie kolejnych wydarzeń, nie wczuwając się kompletnie w dalsze losy kobiety i jej samotność; nie zastanawiałam się nad zakończeniem powieści, nie mówiąc już o tym, że nie przejęłam się wizją takiej apokalipsy, jaką przedstawił autor. Może dlatego, że bardzo wątpię w to, że zaczniemy się nagle zmieniać w Zombie, czy inne bezwolne istoty, ten motyw nigdy nie przemawiał do mojej świadomości. Trudno mi też wyobrazić sobie i przyjąć na wiarę taki obraz świata, w którym zostaną zdziesiątkowane miliardy, a pozostanie zaledwie garstka ludzi, mniej lub bardziej szalonych. Styl językowy w dużej mierze przeszkadzał mi w zaangażowaniu się w powieść, jak dla mnie okazał się zbyt wyszukany, zbyt wiele było w nim metafor i filozofii, żebym mogła poczuć prawdziwe piekło, jakim jest taka samotność, bez szans na ratunek. Przyznam, że ciekawym zabiegiem było umieszczenie w książce narratora, spodziewałam się wręcz, że okaże się nim jakiś ukryty obserwator, znający myśli Teresy i wówczas stylistyka byłaby dla mnie do przyjęcia. Motto powieści sugeruje raczej, że to bohaterka pełni tę rolę i tutaj już poetycka wymowa straciła dla mnie sens.

Jedyne, nad czym się zastanawiałam, i to dość intensywnie, to dlaczego Teresa nie popełniła samobójstwa albo nie szukała pomocy. Denerwowałam się, że ta kobieta nie żyje, ona wegetuje. Dni spędza na sprawdzaniu bezpieczeństwa domu, lustrowaniu okolicy, spaniu, wydalaniu, czasami jedzeniu i piciu, rzadko na myciu się. Nie miała przecież żadnej nadziei na lepsze jutro, doskonale zdawała sobie sprawę, że ratunek nie nadejdzie, że będzie coraz słabsza, bardziej głodna... Dlaczego więc nie podcięła sobie żył, nie powiesiła się? Co ja bym zrobiła w takiej sytuacji? Co wy byście zrobili? Niedawno doszłam do wniosku, że jej chęć przetrwania, potrzeba życia musiała być ogromna i że nawet tak jałowe, samotne życie jest lepsze niż jego brak. W dobie promowania aktywnego trybu życia, pełnego wyzwań, pasji, ciekawości, haseł, że nie można marnować ani chwili, bo życie mamy tylko jedno, taka koncepcja wydaje się już na tyle obca i dziwna, że ją odrzuciłam. Jednak dzięki Polaroidom z zagłady uzmysłowiłam sobie, że każdy ma prawo do takiego życia, jakie sobie wybrał, każdy decyduje o sobie samym, tylko o sobie i o tym, ile mu z tego życia wystarcza.

I w tym tkwi dla mnie siła powieści Palińskiego. Może nie jest to najlepsza powieść, jaką czytałam, może poetycka stylistyka zbytnio mnie irytowała, może brak akcji był męczący... Jednak pozostawiła mnie z przemyśleniami i została w głowie na długo (skończyłam czytać pięć miesiący temu), sprawiła, że zmieniłam swoje postrzeganie kilku spraw, zmieniłam się więc ja. I, o dziwo, przyznaję, że chętnie sięgnę po kolejną książkę tego autora.

Recenzja ukazała się na portalu Katedra.

1 komentarz:

  1. Nad tym, czemu Teresa nie skończyła ze sobą, też się zastanawiałam. Bo rozważała taką ewentualność.
    Wiesz, o czym to świadczy? Że skłonne jesteśmy wybierać łatwiejsze rozwiązania.

    OdpowiedzUsuń