piątek, 8 stycznia 2010

4 pory nudy - "4 pory mroku", Paweł Paliński, Fabryka Słów 2009

Nie jestem specjalistką w dziedzinie horroru, do tej pory nie interesowałam się specjalnie tym gatunkiem. Czytałam jedynie Grabińskiego, który horrorem w czystej postaci nie jest, prozę Anne Rice, którą do horroru zaliczyłabym jedynie symbolicznie (The Mummy to raczej paranormal romance, Godzina czarownic czy Servant of the Bones to pozycje też bardziej fantasy niż horror, z książek z cyklu o wampirach przeczytanych przeze mnie jedynie Wywiad z wampirem mógłby do horroru jako takiego pretendować) oraz Księgę jesiennych demonów i Wypychacza zwierząt Jarosława Grzędowicza, przy czym ten ostatni z grozą sensu stricte ma niewiele wspólnego). Ostatnio jednak uznałam, że czas najwyższy na bliższe rozpoznanie. Do przeczytania zbioru opowiadań Pawła Palińskiego skusiły mnie, jakżeby inaczej, okładka oraz opis na jej czwartej stronie. Wnioskowałam z niej, że czeka mnie droga przez grozę dnia codziennego w kingowskim stylu, która „przeraża nieludzką zwyczajnością”. Przyznaję, żadnej książki Stepehena Kinga nie czytałam, więc obędzie się bez jakichkolwiek porównań. Jeśli jednak w określeniu „kingowski po obłęd” i „king po polsku” jest trochę prawdy, to nie mam ochoty czytać powieści amerykańskiego pisarza, bowiem dla mnie 4 pory mroku to zbiór przeciętny. 

Oczekiwałam emocji, strachu, może nawet nocnych koszmarów, a dostałam w większości nudne i niedopracowane historie z fantastycznymi wątkami w tle. Palińskiemu nie można zarzucić braku ciekawych pomysłów, dużo gorzej idzie mu z ich realizacją. W większości opowiadań znaleźć można niepotrzebne dłużyzny (Fair play, Gniazdo os, Zapłacz, a ja cię ukoję, rzekła Śmierć), nie mówiąc już o tym, że naprawdę dobre historie autor potrafi zepsuć przeciąganiem wątku (Wiele lat, wiele przyszłości temu) czy przeładowaniem ich metaforami (Trikkety-traketty-trak, albo ze szczęściem nie ma żartów). Dobry technicznie styl pozbawiony jest lekkości (chociaż nie brakuje tu wisielczego humoru, zabawnego przyznać trzeba), drętwy język zniechęca i odbiera chęć czytania, wywołuje skutek odwrotny do zamierzonego – to treść ma przygnębiać, nie forma.

Niektóre z opowiadań, mimo intrygującego konceptu, rażą brakiem logiki i niedopracowaniem (To dla Lucy Lee, choć Lucy Lee już tu z nami nie ma) lub nagle wprowadzonym i całkowicie zbędnym wątkiem fantastycznym (4 pory mroku). Dwa opowiadania – Krótka ballada o przemienieniu i Judasz z krwi i kości – są całkiem niezłe, głównie ze względu na konsekwentnie i wiarygodnie poprowadzone wątki. Tylko jedno opowiadanie (!) zawładnęło moją uwagą kompletnie i nie mam mu nic do zarzucenia, chodzi mianowicie o Pięć minut przed końcem lata – tutaj Paliński pokazał, że potrafi grać emocjami, powoli i subtelnie budować napięcie opowiadanej historii, by zakończyć nagle i wstrząsająco.

Bohaterami wszystkich opowiadań są mężczyźni, nie zawsze ludzcy, ale wszyscy zmęczeni życiem (czy też nieżyciem), przygnieceni szarą codziennością (czasem dosłownie), nie potrafiący sobie z nią poradzić. Duży udział w tym stanie rzeczy mają, oczywiście, kobiety, przedstawione jako oziębłe, wyrachowane, złośliwe i głupie suki bez względu na wygląd, płeć czy przynależność gatunkową (w tekstach wyraźnie przebija się szowinizm). Takie przedstawienie postaci, wyraziste i schematyczne ich skontrastowanie skutecznie przeszkadzało mi w uwierzeniu w ich problemy. Wspomniana „nieludzka zwyczajność” jest jak najbardziej obecna, przeważnie w ludzkim wydaniu właśnie i to w najgorszym wymiarze. W malowanym ciemnymi kredkami świecie Palińskiego żyją, oprócz nieudaczników i złych kobiet, psychopaci, wampiry, wilkołaki, demony. W uwiarygodnieniu opisów przeszkadza jednak sposób ich przekazywania, który nie pozostawia czytelnikowi możliwości własnej refleksji, narzucając mu metodycznie odautorskie przemyślenia.

4 pory mroku odbierałam z mieszanymi uczuciami. Z jednej strony dobre pomysły i niezły warsztat pisarski, z drugiej niedopracowanie, przerost formy nad treścią i techniki nad emocjami. Paweł Paliński nie powalił mnie na kolana, ani nie olśnił i dużo mu do tego brakuje (wystarczyło za to Łukaszowi Cyganowi, który nazywa autora "perełką polskiej literatury fantasy" i rozpływa się nad nim w orgastycznych niemal pochwałach), chociaż na gruncie polskim stanowi pewne novum i mam na myśli fantastykę ogólnie. Oby dalej było już tylko lepiej.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz