poniedziałek, 15 grudnia 2008

Na pograniczu horroru - "Wypychacz zwierząt", Jarosław Grzędowicz, Fabryka Słów 2008

Lubię prozę Jarosława Grzędowicza, właściwie znajduje się on obecnie na drugim miejscu moich ulubionych twórców. Ciekawa i niebanalna tematyka, poetycki styl, świetnie wyważony i inteligentny, z lekkim poczuciem humoru i pewnym dystansem, ale też refleksyjny, prawdziwy - to główne zalety tego pisarza. Dlatego nie zastanawiałam się długo nad kupnem Wypychacza zwierząt.

To zbiór opowiadań bardzo nierównych, jeśli chodzi o formę, bo są króciutkie, jak Hobby ciotki Konstancji, średnie (Weneckie zapusty) i mikropowieści, jak Buran wieje z tamtej strony. Pisane są również na różne tematy, zresztą to w końcu zbiór opowiadań, które znalazły się w różnych antologiach. I mam wrażenie, że tam powinny pozostać. Wydawanie takiego zbiorku czytelnik może zrozumieć jako "the best of" albo zwykłą komplilację i niestety lekko się zniechęcić. Na całe szczęście Grzędowicz zamieścił Posłowie, w którym przedstawia genezę poszczególnych opowiadań. Warto przeczytać, żeby wiedzieć, co dla kogo i po co zostało stworzone, albo co zainspirowało autora.

Ogólnie rzecz biorąc zbiorek całkiem mi się spodobał. Nie pochłonęłam jednak wszystkich opowiadań jednego po drugim, jak to było w przypadku Księgi jesiennych demonów. Zostały mi do przeczytania jeszcze 2 z 13 - Farewell Blues (to zaczęłam, ale ze względu na ciężką tematykę dałam sobie spokój, dość mam wojny, komunizmu i wizji państwa opiekuńczego, przynajmniej na jakiś czas) oraz Wilcza zamieć.

1. Hobby ciotki Konstancji - to krótkie, zwięzłe opowiadanko z zabawną i zaskakującą puentą.

2. Zegarmistrz i łowca motyli - nawiązujące do teorii "Efektu motyla". Jedno z moich ulubionych w tym zbiorze. Historia została przedstawiona interesująco, akcja płynie nieprzerwaną strugą, że nie można się znudzić, niebanalne zakończenie.

3. Nagroda - kolejne krótkie i ciekawe opowiadanko. Choć opowiada zdarzenie zupełnie nieprawdopodobne, odniosłam wrażenie, że wcale tak nie musi być. Ten kto się nie dostosuje do wymogów korporacji, źle kończy - taki wniosek niesie ze sobą "Nagroda" (tytuł jakże ironiczny). Być może nie zwróciłabym na to większej uwagi, ale jakiś czas temu przyjaciółka opowiedziała mi, że jej koleżanka została zwolniona, bo nie poświęcała się swojej firmie, nie zostawała po godzinach, nie integrowała się z kolegami z pracy i wolała czas poświęcać swojej rodzinie (była samotną matką dwójki dzieci). I jak tu nie odnieść wrażenia, że Grzędowicz ma rację...

4. Buran wieje z tamtej strony - ciekawie napisana mikropowieść, odwołująca się do konwencji historii alternatywnej i naszej prawdziwej historii w dość nietypowy sposób. Niestety od połowy czytałam już, żeby przeczytać. Autor powinien trzymać się albo krótkiej formy, albo powieści, średniawki bowiem niezbyt mu wychodzą - robi się za ciężko i niestrawnie od ilości refleksji na ten sam temat na tak małej przestrzeni.

5. Obrona konieczna - zdecydowanie numer 1 w całym zbiorze! Krótkie, zabawne i zaskakujące. Zakończenie wgięło mnie w poduszkę (uwielbiam czytać w łóżku;)). Więcej takich opowiadań!

6. Pocałunek Loisetty - w stosunku do tego opowiadania mam mieszane uczucia. W sumie mi się podobało, ale... No właśnie, nie potrafię nawet wyrazić, jakie "ale" mam do niego. Czegoś mi w nim brakuje, być może za mało jest dopracowane, naprawdę nie wiem...

7. Specjały kuchni Wschodu - takie sobie opowiadanko kulinarne, które może zniechęcić do sushi, albo wręcz odwrotnie, jak się nad tym zastanowić...

8. Weneckie zapusty - niezbyt mi się podobało, być może ze względu na wmieszanie wątku Casanovy. Facet jako wieczny łowca, nigdy nie zaspokojony seksualnie, który musi zaliczać kolejne panienki a i tak nigdy nie zazna satysfakcji. Przykre, chociaż może tak właśnie czują się ludzie uzależnieni od seksu? I znowu mam wrażenie, że gdyby autor bardziej się przysiadł i dopracował opowiadanie i wątek samego bohatera, wyszłoby by z tego coś porządniejszego.

9. Wypychacz zwierząt - nie wiem czy taki był cel autora, ale mnie przeraziła ta żona i córka głównego bohatera, które potrafiły wywrzeć na nim taką presję (żaden z niego facet tak po prawdzie i byłam trochę zniesmaczona jego postawą), że kazał wypchać ich ukochanego kotka wypychaczowi zwierząt, byleby tylko od niego nie odeszły.

10. Weekend w Spestreku - kolejna po Buranie... wizja zawoalowanego komunizmu i epoki PRL-u. Wyznam szczerze, że niezbyt podobają mi się te ciągłe aluzje autora do przeszłości, ale to tylko odczucie. A może to nie aluzja? Może Grzędowicz uznał za stosowne przed czymś ostrzec? Weekend... wzbudził we mnie pewien niepokój i jednak swoistą ulgę, dzięki czemu cieszę się z tego co jest i co mam i co mogę. Wolność to naprawdę fajna sprawa i trzeba ją doceniać.

11. Trzeci mikołaj - bardzo fajne opowiadanko świąteczne, takie... prawdziwe, jeśli chodzi o tego Mikołaja z zielonymi oczami. Bo cała reszta jest zbyt słodka jak na mój gust, tak jak cała polityka świąt zresztą...

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz