Kiedy kilka lat temu obejrzałam Lara Croft: Tomb Raider urzekł mnie krajobraz Angor Wat w Kambodży. Dzięki książce Jacka Pałkiewicza wiem, że Angkor Wat to jedna, chociaż największa, z całego kompleksu świątyń khmerskich położonych na granicy Kambodży i Tajlandii. Natomiast zdjęcia do Tomb Raidera kręcono w Ta Prohm, jednej z lepiej zachowanych, ale i nowszych świątyń należącej do Angkor. "Angkor" to po khmersku "Miasto" i kilkaset lat temu znajdowała się tam siedziba jednego z najpotężniejszych ludów Azji.
Nie zamierzam jednak opisywać historii Khmerów ani jak powstały kolejne świątynie, tego dowiedzieć się można z książki Pałkiewicza. Niestety mam wrażenie, że podróżnik nie jest jednak świetnym historykiem, a co gorsza, nie ma talentu opowiadacza. Z mojej głowy ulatywały jego słowa w chwilę po przewróceniu kartki na drugą stronę. Zachwyciły mnie natomiast wspaniałe fotografie olbrzymiego kompleksu, niemal całkowicie pokonanego przez tamtejszą dżunglę. Zdjęcia są w większości wykonane przez Pałkiewicza i w tej dziedzinie nie można odmówić mu talentu. Pokazał Angkor jako miejsce doprawdy pełne magii i swoistej świętości, a jednocześnie w tych obrazach wyczuwa się pewien niepokój i wcale nie jest on związany z niebezpieczną sytuacją w tamtejszych rejonach.
Jeśli ktoś, tak jak ja, chciał dowiedzieć się więcej o historii i religii starożytnych Khmerów, to z pewnością książka Pałkiewicza takiej wiedzy mu nie da. Nie pozostawi w nim także głębszych przeżyć, chyba żeby wziąć pod uwagę jedynie przecudowne zdjęcia. Mniej więcej w jednej trzeciej książki zdałam sobie sprawę, że czytam już bez zainteresowania, suche fakty i nudne przeżycia samego autora. Nic więcej. Żadnych ciekawostek związanych z pobytem Pałkiewicza w tamtym rejonie, żadnych przydatnych informacji dla kogoś (np dla mnie) gdzie pojechać, od czego zacząć, jak się przygotować. Wiem, ta książka to nie przewodnik, jednak autor nie sądził chyba pisząc ją, że ludzie kupią ją wyłącznie po to, by dowiedzieć się, że to piękne miejsce i jak bardzo on je ukochał. Wydawało mi się, że chciał w ten sposób przekonać czytelników, że warto tam pojechać i warto walczyć o zachowanie takich zabytków. To, niestety dla niego, wiedziałam, zanim kupiłam Angkor.
Książka mnie rozczarowała. Sądziłam, że taki podróżnik, ktoś o takiej renomie na świecie, ma większą wrażliwość słowa i będzie potrafił przekazać mi swoje uczucia właśnie przez nie. Nie udało mu się zdecydowanie. Więcej nawet, gdyby nie fakt, że Angkor zainteresowało mnie już dawno, wręcz zniechęciłby mnie do odwiedzenia tego miejsca. Angkor należy traktować jak album pięknych fotografii niezwykłego miejsca i nic poza tym. Ten kompleks świątynny sam w sobie jest pełen magii i właśnie zdjęcia pozwalają to jeszcze bardziej dostrzec. Najlepiej więc na słowa nie zwracać uwagi i cieszyć oczy cudownymi krajobrazami. A ja kiedyś, za kilka lat, sama tam pojadę i przeżyję to na miejscu, a wtedy żadne inne uczucia nie będą się dla mnie liczyły.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz