Uwielbiam tę książkę, to jedna z moich ukochanych, a składa się na to kilka powodów. Przede wszystkim jej bohaterem jest mój ulubiony faraon, Ramzes II Wielki, jeden z największych i najmądrzejszych władców Egiptu. W swojej książce Anne Rice przedstawia go właśnie takim - jako potężnego króla, godnego, od którego bije aura siły i boskość; pisarka dała mu także boskie ciało, którego opis przyprawia o dreszcze i przejrzyste niebieskie oczy, magnetyzujące nie tylko damskie spojrzenia. I nieśmiertelność, która jest jego przekleństwem (jak zresztą we wszystkich książkach Rice).Takiego Ramzesa zawsze sobie wyobrażałam, dlatego całkowicie poddałam się jego sugestywnemu opisowi u Rice.
Tłem fabuły jest XIX-wieczny Egipt, którego klimat w pełni oddają krótkie, ale treściwe opisy autorki. Można poczuć żar słońca, ciepły piasek pod stopami, chłód piramid, smród targowisk... Miejsca, które odwiedzają bohaterowie, tchną jeszcze mistycyzmem, który zanikł wraz z rosnącym przemysłem turystycznym. Kiedy czytam The Mummy, zanurzam się w ten świat całkowicie...
To, za co cenię powieści Rice, to przejrzysty, obrazowy i niezwykle nastrojowy język i styl. Widać, że pisarka całkowicie oddaje się swojej powieści i stworzonym bohaterom. Dlatego o niebo lepiej czytać jej książki w oryginale, zwłaszcza że Rebis wprowadza spolszczenia imion postaci, co strasznie mnie wkurza.
Klimat i postać samego Ramzesa przyćmiewają schematyczną budowę bohaterów - Julie to typowa panna z dobrego, angielskiego domu, znudzona swoim życiem i nie potrafiąca się zdecydować; jej narzeczony Alex to typowy angielski dżentelman, słodki chłopaczek, bez pamięci zakochany w Julie, nudny ponad wszelkie wyobrażenie; więcej ikry ma jego ojciec Elliot, który jest drugą po Ramzesie interesującą postacią; kuzyn Julie, Henry to świetnie skrojony "bad gay", który budzi we mnie odrazę i pogardę, i któremu Rice wymierza przewrotną karę (jeden z jej najlepszych pomysłów, moim zdaniem). Rewelacyjnie Rice przedstawiła też Kleopatrę - to owładnięta namiętnością i żądzą życia szalona kobieta (szaleństwo jest skutkiem podania eliksiru nieśmiertelności po śmierci mózgu), nie panująca nad własnymi potrzebami, a przy tym nie mająca żadnych zahamowań.
To co mnie najbardziej zraża w powieściach Rice, to jej sposób przedstawiania wątku miłosnego - silny, władczy, niesamowicie przystojny, no po prostu prawdziwy mężczyzna, zakochuje się w bladej, kruchej i niezbyt rozgarniętej panience. On ją uwodzi cierpliwością i spokojem, ona dość słabo się mu opiera... Nie wprowadza to żadnego napięcia, tym bardziej, że czytelnik doskonale przeczuwa już od pierwszego zdania, czym się to wszystko skończy - mdłym happy endem. Da się jednak spokojnie te fragmenty omijać, bez szkody dla fabuły książek, i tak też czynię.
The Mummy przeczytałam już trzy razy i z pewnością jeszcze niejeden raz zajrzę do tej książki. Co mnie bardzo zaintrygowało, to informacja (w angielskim i także polskim wydaniu) o kontynuacji powieści, jednak Rice najwyraźniej nie zabrała się za nią, a teraz, kiedy się nawróciła, poświęci się już całkowicie pisaniu o życiu Jezusa... Szkoda.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz