Kupiłam książkę, bo spodobała mi się okładka - dobrze zrobiona, intrygująca, zachowująca świetnie wyważone proporcje i, jak się później okazało, pasująca idealnie do fabuły. Piszę o tym, bo coraz rzadziej zdarzają się takie okładki, tutaj należą się pochwały dla Pawła Zaręby.
Zaciekawił mnie również angielski tytuł, którego wydawnictwo postanowiło nie tłumaczyć i bardzo dobrze. Główną bohaterką powieści jest detektyw Harper Blaine, która w czasie wykonywania swojej pracy została poturbowana przez typa spod ciemnej gwiazdy i... umarła na dwie minuty. Jak się później dowiadujemy, ludzie, którzy przeżyli śmierć kliniczną zmieniają się, zaczynają dostrzegać rzeczy niewidzialne dla zwykłych śmiertelników - mianowicie widzą, czują Szarość, taki międzyświat pomiędzy światem realnym, a światem duchów; mogą nawet w nim przebywać, chociaż nieprzygotowani odczuwają silne tego, bardzo nieprzyjemne, konsekwencje. Tak również dzieje się z Harper, pragmatyczną realistką. Stała się "Szarołazem" lub inaczej, "Chodzącą w Szarości" (przyznacie, że obie nazwy jako polski tytuł byłyby nietrafione, pierwsza śmieszna, druga zbyt patetyczna, przypominająca Tańczącego z wilkami). Richardson poradziła sobie całkiem wprawnie z przedstawieniem psychologicznym tej postaci, nie zaniedbała jej wątpliwości, dała jej czas na oswojenie się z nowym życiem (podejrzewam, że Harper oswaja się z tym do tej pory;. W pogodzeniu się z losem i w przygotowaniu do tego nowego życia pomaga Harper małżeństwo Danzingerów - Ben, filozof, fascynujący się magią, ale tak naprawdę w nią nie wierzący, oraz Mara, współczesna czarownica. Tutaj autorka jedynie naszkicowała oboje, a szkoda, bo różnice między nimi warte były głębszego opisania, co dodałoby książce większej realności, zachowując jej lekkość.
Po swojej przemianie Harper otrzymuje dziwne zlecenie - od niejakiego Siergiejewa, któremu bardzo zależy na odzyskaniu paskudnych organów, twierdząc, że jest to pamiątka rodzinna. Bohaterka musi również rozwiązać zagadkę zniknięcia syna jednej z klientek, Camerona Shadley'a. Kiedy go odnajduje, okazuje się, że Cameron jest... wampirem i prosi Harper o pomoc. Dopiero wówczas zaczyna się prawdziwa akcja. Richardson prowadzi fabułę w sposób przemyślany, jednak nie gwałtowny i bez większych zwrotów akcji. Większości czytelnik może się spokojnie domyślić, zanim o tym przeczyta, nie wpływa to jednak na gorszy odbiór powieści. Pojawia się również wątek miłosny - jednak, na szczęście!, nie wysuwa się on na pierwszy, a nawet na drugi plan, dzięki czemu Richardson uniknęła posądzenia (przeze mnie przynajmniej, nie wiem jak inni) o napisanie czytadła dla pań. Bardzo podobało mi się zakończenie, zaskakujące, ale pasujące do fabuły. Dosyć ciekawie pisarka przedstawiła wampirzy klan, ale korzystając wyłącznie z wcześniejszych stereotypów. Trochę szkoda, bo wampiry to interesujący temat i wydaje mi się, że jeszcze niewyczerpany. Co ciekawe, przywódcą wampirów z Seattle jest wampir Edward - czy komuś się ktoś kojarzy?...
W powieści pojawia się duży wątek nekromancji, niestety przedstawiony bardzo chaotycznie - wyraźnie widać, że autorka coś na ten temat wie, ale jest to zbyt mało, żeby wydało się wiarygodne. Tutaj również poszła utartym torem, nic nie wnosząc od siebie.
Co do kwestii technicznych, styl Kat Richardson idzie strawić, książkę całkiem przyjemnie się czyta. Mnie dość mocno raziły kolokwializmy i nieumiejętność wybrnięcia z wątpliwych tematów - słowa, takie jak "jakoś", "coś jakby" itp w przeróżnych konfiguracjach ścieliły się gęsto niemal na każdej ze stron. Samo miasto Seattle nie zostało opisane bardzo szczegółowo, moim zdaniem ze szkodą dla powieści; nie mogłam wczuć się w jego mroczny klimat. Podobało mi się natomiast poczucie humoru, nie było nachalne ani wymuszone, kilka dialogów naprawdę rozbawiło mnie do łez:
Cameron wyjaśnia Harper, dlaczego w bagażniku (gdzie sypiał) ma ziemię:
- A próbowałeś spać bez niej?
- Skąd. Boję się próbować. A jak zmienię się w popiół? Nie jest to może najlepsze życie - czy też nieżycie, jak wolisz - ale jedyne jakie mam. I chciałbym nieżyć jakiś czas, jeśli nie masz nic przeciwko temu.
I, oczywiście, strona redakcyjna - sporo potknięć w tłumaczeniu, masa małych błędów: literówki, brak kropek, znaków zapytania itp. To dość niepokojące, zwłaszcza, że na stopce redakcyjnej pojawiają się aż trzy nazwiska - jedno redaktorki, dwa korektorek.
Mimo tych kliku ważnych potknięć widać, że Richardson ma potencjał na dobrą pisarkę fantastycznych kryminałów. Mam nadzieję, że jej pozostałe książki z tej serii (na razie na amerykańskim rynku pojawiły się Poltergeist, Underground, na sierpień 2009 zapowiedziana jest Vanished) ukażą się także w Polsce. A może poszukam angielskich wydań...
A to strona pisarki.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz