Zachęcona dobrymi recenzjami na kilku blogach, kupiłam książkę Szalbierz Tomasza Łysiaka. I, cholera, żałuję.
"Lepsze niż Sapkowski" - no dajcie spokój! Co tu w ogóle porównywać?! Łysiak ani swoim pomysłem, ani stylem nie dorasta ASowi do pięty nawet jednej, nie wspominając już o dwóch. Szalbierz to książka nudna jak flaki z olejem. Jak zachwala wydawca, Szalbierz to powieść awanturnicza twardo osadzona w realiach XIII-wiecznej Polski. No cóż, wiadomo, że wydawca usiłuje zareklamować produkt jak najlepiej - ten jednak, kto oczekiwał (ja!) tych realiów, srodze się zawiódł, natrafić można jedynie na kilka wzmianek o ogólnej sytuacji politycznej. Nie jestem historykiem, ale dobrze wiem, bo sama się tym interesuję, że miodów w byle jakich karczmach w XIII wieku nie podawano.
Co do języka - Łysiak dobrze wczuwa się w stylizację, ale nic poza tym. Jego język jest drętwy i nawet najbardziej żywa akcja opowiadana przez niego jest, jakby to był spacerek po lesie.
Bohaterowie są marnie zaledwie naszkicowani, cały szalbierz to człowiek kruchego charakteru, kiepska wersja zbója o dobrym sercu. Jego niekonsekwencja w działaniu jest irytująca, a sarkazm wcale nie zabawny. Pozostałe postacie są równie kiepsko zbudowane psychologicznie.
Czytając książkę, miałam wrażenie, że autor sam nie wie, co chce w niej umieścić i w jaki sposób przedstawić swój pomysł, swoją drogą bardzo odtwórczy i źle zorganizowany.
Książce Łysiaka i ogólnie samemu pisarzowi mówię zdecydowane "NIE!". Powieści awanturnicze wychodziły chyba jedynie Sienkiewiczowi... A szkoda, bo w historii Polski tkwi ogromny potencjał, nie mówiąc już o naszej mitologii i religii.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz