czwartek, 23 września 2010

Świat jest wampirem - "Pocałunek Śmierci", Marcus Sedgwick, tłumaczenie: Maciejka Mazan, Nasza Księgarnia 2010

Moda na wampiry trwa w najlepsze. Wydawnictwa dorzynają kurę znoszącą złote jaja z premedytacją godną Kuby Rozpruwacza, serwując czytelnikowi paranormalne romanse z wampirami, wilkołakami, aniołami, sukubami uwodzącymi niewinne dziewczęta łaknące prawdziwej miłości lub sprowadzających ludzkich mężczyzn na manowce. Ciężko znaleźć dzisiaj na księgarnianych półkach książki nie należące do tej grupy, nie wspominając o pozycjach, które mogłyby zainteresować chłopców. Marcus Sedgwick postanowił najwidoczniej wypełnić tę lukę, czyniąc bohaterem Pocałunku śmierci młodego Marka, któremu przyjdzie stanąć oko w oko z tajemniczą wampirzycą, tytułową Królową Cieni. I nie jest to na szczęście spotkanie kończące się miłosnym happy endem między tym dwojgiem.

Pradawne zło, mroczna i niepokojąca Wenecja jako miejsce akcji, piękna sojuszniczka – to świetne składniki na dobrą młodzieżową powieść przygodową. Niestety Sedgwick nie umiał wykorzystać ich na swoją korzyść, czyniąc ze swojej książki zaledwie szkic tego gatunku. Szkoda, ponieważ początek zapowiadał obiecującą fabułę, autor umiejętnie budował niepokojący klimat – tajemniczy fragment listu i wiadomość o zaginięciu ojca głównego bohatera wiodą Marka do Wenecji, miasta przepełnionego nieuczciwością, którego mieszkańcy nie wiedzą co to moralność. Okazuje się, że list wysłała córka tutejszego jubilera, Sorrel Bellini, niewiele starsza od chłopca, i nie jest uradowana z przybycia niedoświadczonego młokosa. Od początku chłodna i wrogo nastawiona zrzuca maskę obojętności, gdy docierają do domu, w którym dziewczyna mieszka razem z szalonym ojcem cierpiącym na chroniczną bezsenność. To właśnie w wyleczeniu Simona Belliniego miał pomóc ojciec Marka, cieszący się dobrą sławą lekarz. Młodzi rozpoczynają śledztwo, które doprowadzi ich do jeszcze mroczniejszych tajemnic miasta. Ich śladami podąża mężczyzna z szablą, znany już z Królowej Cieni Peter.
Dwójka głównych bohaterów to niemal dokładne powielenie postaci z poprzedniej powieści – Marko jest tak samo bezradny, nieśmiały i zdeterminowany jak Peter, a Sorrel podobnie niedostępna i cyniczna, co okazuje się być maską cierpienia, jak Sofia. Sam Peter, tutaj już jako stary i zmęczony ciągłą walką człowiek, jest tylko postacią drugiego planu, podobnie jak Simono Bellini z jego pogłębiającym się szaleństwem. Autor i tym razem nie rozbudował ich osobowości, pozostawiając czytelnikowi zbiór szablonowych cech, co dorosłemu może wadzić, gdyż czyni bohaterów mało wiarygodnymi, nastolatki jednak zapewne nie zwrócą na to uwagi. Prawdopodobnie nie będzie im też przeszkadzała chaotyczna, porwana akcja, gdyż prowadzona jest szybko i nie wymaga dłuższego zastanowienia. Chociaż sama nie przepadam za „molochami” książkowymi liczącymi setki stron, to Pocałunkowi Śmierci nie zaszkodziłoby choćby te pięćdziesiąt stron więcej, na których autor mógłby opisać dokładniej, co czują młodzi ludzie rzuceni w wir wydarzeń, których nie pojmują.

Podobał mi się natomiast sposób pokazania wampiryzmu. W Królowej Cieni mieszkańcy wioski przemieniani byli w prawdziwe bestie powstające z grobów, Sedgwick odwoływał się do wierzeń słowiańskich, zręcznie wplatając je w tempo akcji. Tutaj wampirzyca włada umysłami wenecjan, z jednych czerpiąc siły witalne, innych hipnotyzując tak, że stają się jej wyznawcami. Sorrel, która początkowo nie wierzy w nadprzyrodzone moce władające miastem, twierdzi, że to „świat jest wampirem, który odbiera nam duszę”. Na tle trwających w książce wydarzeń nie sposób nie przyznać jej racji.

Książka bardzo mile zaskoczyła mnie ładną stroną redakcyjną, znalazłam w niej zaledwie kilka błędów i potknięć w tłumaczeniu, dzięki czemu lektura stanowiła całkiem przyjemną, krótką rozrywkę.

Recenzja ukazała się na portalu Katedra.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz