poniedziałek, 27 grudnia 2010

Amerykańskie wilkołaki po polsku - "Wilk", "Wilczyca", Katarzyna Berenika Miszczuk, MUZA 2006, Egmont 2009

Katarzyna Berenika Miszczuk napisała Wilka w wieku lat piętnastu, czyli w 2003 roku, wydała w 2006 roku nakładem wydawnictwa MUZA, Stephenie Meyer pierwszą część cyklu Zmierzch opublikowała w Stanach Zjednoczonych w 2005 roku. W 2009 roku w wydawnictwie Egmont pojawiła się kontynuacja Wilka zatytułowana po prostu Wilczyca, kiedy to już od dwóch lat w sercach polskich nastolatek panowała niepodzielnie wampirza saga Amerykanki. Promocja Wilczycy odbyła się pod znakiem Zmierzchu właśnie, porównaniom nie było końca. Jednak na tle powieści Stephenie Meyer twórczość młodziutkiej wówczas Kasi Miszczuk wypada o wiele lepiej, jest bardziej naturalna i chociaż naiwna, to nie infantylna.

Rzeczywiście i mnie pierwsza część dylogii (na razie, gdyż nie wiadomo, czy autorka nie popełni części trzeciej) już w początkowych zdaniach skojarzyła się z pierwszym tomem powieści Stephenie Meyer – obie książki rozpoczynają się ucieczką bohaterek przed niebezpieczeństwem z tą różnicą, że jedna śni, druga ucieka naprawdę. Nie można też zaprzeczyć, że mają podobny układ – pisane w pierwszej osobie, bohaterki są niemal rówieśniczkami, mieszkają w niewielkich prowincjonalnych miasteczkach, ich obiekty zainteresowania to przystojni (w pojęciu bohaterek), tajemniczy młodzieńcy, którzy początkowo je od siebie odpychają, ale nie mogą się im oprzeć. Obie autorki łączy również mentalność, co w przypadku Meyer żadnym pochlebstwem nie jest, natomiast dla Miszczuk jak najbardziej – w jej książkach odbija się realna, współczesna polska nastolatka (chociaż ma na imię Margo i jest Amerykanką), jej marzenia, światopogląd, uczucia.

Miszczuk nie tylko ukazała wewnętrzny świat nastolatki, udało się jej też całkiem zmyślnie wykpić psychologiczne stereotypy. Margo doskonale zdaje sobie sprawę z własnych zachowań, które są tak charakterystyczne dla dorastających dziewczyn. Nie sprawia to, że bohaterka zachowuje się odmiennie od swoich rówieśniczek, ma jednak do siebie dużo dystansu i nie boi się przyznać sama przed sobą, że zachowuje się co najmniej nierozsądnie. A już całkowitej litości autorka nie ma dla przyjaciółki bohaterki, Ivette, uwielbiającej różowy kolor żywej lalki Barbie, która wbrew wszelkim oczekiwaniom (ale jak najbardziej zgodnie ze schematem konwencji, o czym wie Katarzyna Miszczuk) staje się dla Margo niczym siostra, gotowa pomóc nawet jeśli nie do końca orientuje się w sytuacji. Ivette posiada wszystkie cechy, jakie zapewne drażniły samą autorkę w jej koleżankach i które postanowiła bezceremonialnie wyśmiać: nadmierną beztroskę, którą często można nazwać bezmyślnością, brak zainteresowań poza chłopcami i ciuchami, egzaltację najdrobniejszymi sprawami, uwielbienie dla różowego. Jednak Francuzka o sarnich oczach jest także bezpośrednia, zawsze uśmiechnięta, współczująca, ona jedyna wspiera Margo, dzieli jej radości i smutki. W Wilczycy pojawia się kolejny typ dziewczyny – szkolna intrygantka, piękna i powabna Caroline, która wykazuje nadmierne zainteresowanie chłopakiem Margo, przez co oczywiście dziewczyny się nie zaprzyjaźniają. Ta postać nie jest już przedstawiona w krzywym zwierciadle, to standardowy przypadek młodej niesympatycznej femme fatale.

Natomiast mniej dopracowana i przez to niezbyt prawdziwa jest męska część obsady książek. Max to kliszowy bohater romansów, pociągający swoją odmiennością, tajemniczością, spokojem. W kontakcie z Margo staje się całkowicie bezbronny, oboje zresztą są swoją obecnością skrępowani i uczą się dopiero porozumiewać. Przyjaciel Maxa Aki, który zaczyna podobać się Ivette, to typowy buntownik bez powodu, którego roznosi nadmierna ilość testosteronu, gniewny i nieuprzejmy, ale lojalny i odważny. W drugiej części pojawia się inny adorator Margo, sportowiec Carlos, zupełnie inny od Maxa, ale przekonany o swojej wyższości i zachowujący się jak rycerz na białym rumaku, którego bohaterka nie potrzebuje. Pozostałe postaci, przyjaciele Maxa, nauczyciele, rodzice bohaterów, to jedynie mgliste tło fabuły.

Zarówno w Wilku, jak i Wilczycy prowadzone są dwa główne wątki – miłosny i sensacyjny. W pierwszej części czytelnik obserwuje rozwój uczucia między Margo a uznawanym za metalowca Maxem, który okazuje się tytułowym wilkiem, genetycznie zmodyfikowanym nastolatkiem, który jako dziecko został zainfekowany wirusem wilkołactwa przez naukowców z pobliskiego laboratorium. Druga część to opis już trwalszego uczucia, które przechodzi swój pierwszy kryzys związany nie tylko z pojawianiem się nowych bohaterów (wspomniani wcześniej Caroline, która interesuje się Maxem, i Carlos smalący cholewki do Margo, zbieżność imion nie jest z pewnością przypadkowa), ale także z dalszymi poczynaniami tajemniczego ośrodka medycznego. 

I tu dochodzimy do motywu sensacyjnego. Kasia Miszczuk postanowiła poruszyć kwestię wojskowych eksperymentów na cywilach, ich ofiarą stała się grupa dzieciaków, która od tej pory może przemieniać się w wilki, posiada także ich zmysły, jest zręczniejsza i szybsza. Młodzi ludzie nigdy nie usiłowali się dowiedzieć, dlaczego są inni, przyjęli swoją odmienność zupełnie naturalnie, ale odgrodzili się od pozostałych murem nieufności. W wyniku niebezpiecznych wypadków jedną z nich staje się również główna bohaterka, a o jej zmaganiach z nowym doświadczeniem opowiada Wilczyca. Kwestia medycznego eksperymentu umieszcza obie powieści Miszczuk raczej w kręgu powieści sensacyjnych, młodzieżowych thrillerów z elementem fantastycznym, niż fantasy, a tym bardziej horroru. Przemawia za tym również akcja książek, prowadzona bardzo szybko, przeplatana wieloma nieoczekiwanymi zwrotami wydarzeń, co wpływa na łatwy ich odbiór (obie powieści można przeczytać w jeden wieczór).

Ciężko jest krytykować styl pisania powieści – chociaż ubogie słownictwo, młodzieżowy język wykluczający dbałość o polszczyznę, niedopracowane wątki i ich zakończenia (rozwiązania są najmniej przewidywalne i logiczne) mnie irytowały, to jednak świadomość wieku autorki sprawiała, że nie mogłam oceniać jej tak surowo, jak zrobiłabym to z powieścią dorosłego twórcy, który pisałby w ten sam sposób (tak, mam na myśli Stephenie Meyer, ale nie tylko ją). Ani Wilk, ani Wilczyca nie są powieściami dobrymi pod wyżej wymienionymi względami, ale równoważyły to inne elementy – kpiarski humor, ukazanie schematyczności wątków w krzywym zwierciadle, próby zabawy z  konwencją i prawdziwość emocji bohaterów. Mimo że wolę książki dla młodzieży pisane przez doświadczonych, dojrzałych pisarzy, powieści Katarzyny Miszczuk będę wspominać jako całkiem przyjemny powrót do czasów, kiedy sama miałam piętnaście lat, ciesząc się jednocześnie, że one już nie wrócą.

3 komentarze:

  1. Przeczytałam "Szeptem", przeczytałam 3/4 sagi "Zmierzch" i na więcej tego rodzaju paranormal romance nie mam ochoty. Czy bohaterowie tych książek muszą mieć takie udziwnione imiona? Czy autorzy psują potencjalnie niezłe pomysły na fabułę z premedytacją czy przypadkiem?

    Też nie chciałabym mieć znowu piętnastu lat. Ale osiemnaście - czemu nie?:)

    OdpowiedzUsuń
  2. Masz całkowitą rację, szkoda czasu, ale czasami... dobrze się odmóżdżyć;-) Myślę, że ponieważ książki kierowane są do bardzo młodych odbiorców, często niewyrobionych czytelniczo, to udziwnione imiona spełniają normy (patrz większość romansideł), a i ich autorzy to nie są pisarze, tylko wyrobnicy albo fani takich właśnie opowieści.
    Osiemnastu też bym nie chciała... Najchętniej zatrzymałabym się teraz (wiekiem, nie rozwojem) i tak dotrwała do końca świata i jeden dzień dłużej;-)

    OdpowiedzUsuń
  3. Moim zdaniem imiona idealnie pasują do bohaterów, oddają ich charakter . Książka jest boska ! pierwsza jak i druga część . Mama nadzieję że autorka nie zaprzestanie bo nie mogę się doczekać jej kolejnej wspaniałej powieści ! < Max - najcudowniejszy fikcyjny chłopiec o jakim kiedykolwiek czytałam >
    Dziękuję Ci że napisałaś tę książkę ! wniosła w moje życie blask !

    OdpowiedzUsuń