niedziela, 13 września 2015

Polcon 2015

Chociaż Polcon trwał od czwartkowego popołudnia do popołudnia niedzielnego, to dla mnie były to dwa intensywne pod względem spotkań dni. Czy pod względem wrażeń? Raczej nie, wyjechałam z Poznania z myślą, że te zjazdy nie sprawiają mi już takiej radości, jak dawniej. Sam konwent, organizacja nie są tego przyczyną, chociaż jest jeden duży minus, który mnie do tych zjazdów zniechęca – marne przygotowanie prowadzących punkty programów. W ciągu tych dwóch dni byłam na kilku różnych spotkaniach i zaledwie trzy z nich mogę uznać za naprawdę ciekawe. Mam wrażenie, że z każdym rokiem poziom merytoryczny prowadzonych prelekcji spada, prowadzący albo nie potrafią swojej wiedzy przekazać w sposób zrozumiały i interesujący, albo ich wiedza jest zbyt powierzchowna. Do tego często dochodzi trema przed publicznymi wystąpieniami, która w porównaniu ze słabym przygotowaniem daje negatywne efekty.

Organizacyjnie Polcon był dobrze przygotowany – w czwartek zero kolejek do akredytacji, mimo sporej ilości osób na niewielkiej powierzchni Politechniki Poznańskiej nie odczuwałam ścisku, większość sal całkiem duża. Słabo było z oprawą żywieniową konwentu, na terenie Politechniki dwa punkty, w pobliżu jeden pseudopub z tanim, niezbyt dobrym alkoholem, i chyba trzy fastfoodownie, z czego jedną była bardzo źle zarządzana pizzeria. Sensowny posiłek można było zjeść na szczęście w pobliskiej Malcie. Swoją drogą, zabawnie było obserwować konwentowiczów, często poprzebieranych za postacie z komiksów, mang, filmów, książek, wśród „zwyczajnych” kupujących. Zwłaszcza w centrum handlowym robi wrażenie ten silny kontrast.

Najlepszą częścią konwentu były oczywiście spotkania ze znajomymi. Z niektórymi nie widziałam się bardzo długo, dobrze było odświeżyć kontakt. Poznałam też kilka nowych osób. Rozmowy, żarty, poczucie akceptacji i bycia na miejscu jest nieocenioną wartością.
Co do prelekcyjnej części konwentu, to moim planem w tym roku było wzięcie udziału w spotkaniach w tematach, na które dotąd nie chodziłam. Jak wyszło? Moje wrażenia poniżej.
Plan wyglądał następująco:
Czwartek
  • 17-19 - Dla tych, co zaczynają przygodę z RPGami
  • 18-19 - Gamifikacja/Grywalizacja
  • 20-21 - Teleportacja, telepatia, komputery kwantowe

Piątek
  • 10-12 - Horror dawny i współczesny
  • 12-15 - Warsztaty malarstwa sumi-e
  • 13-14 - Teoria archetypów dla piszących
  • 14-16 - Warsztaty tańców celtyckich, angielskich i dawnych
  • 16-18 - Spotkanie autorskie z Joe'em Abercrombiem
  • 18-19 - Psychoakustyka
  • 19-20 - Muzyczna matematyka od podstaw
  • 20-21.30 - Cosplay w pigułce dla początkujących

Sobota
  • 12-13 - Niechrześcijańskie dzieje Europy
  • 13-14 - Czego się bali Słowianie? Elementy horroru w opowiadaniach ludowych
  • 14-15 - Przewidywanie przyszłości
  • 15-16 - Kosmiczne zderzenia: źródło życia, śmierci i legend
  • 15-16 - O starych filmach - klasyka kina fantasy i SF
  • 16-17 - Jak działają sztuczne sieci neuronowe
  • 18-19 - Bąki nauki popularnej
  • 20-22 - Gala Polconu

W czwartek po południu teren politechniki świecił jeszcze pustkami, o 16.00 nie było nawet kolejki do akredytacji. I to była jedyna konwentowa akcja w tym dniu. Po odbiorze niezbędnych gadżetów, z których pozostawiłam sobie jedynie program i identyfikator, udaliśmy się ze znajomymi na rozpoznanie okolicznych alkopojów, a ponieważ hipsterski klimat (wystroju i cen) Kontenerów nie zachęcał do pozostania, skończyliśmy tradycyjnie na poznańskiej starówce i tam też spędziliśmy wieczór.

Piątek rozpoczęłam od warsztatów malowania chińskim tuszem. Z ciemnej salki przenieśliśmy się na dwór. Przyznam, że po godzinnej próbie malowania bambusów poczułam się nawet zrelaksowana, bardziej jednak byłam znudzona, a kilka wzmianek o genezie techniki sumi-e nie motywowało do pozostania. Ruszyłam więc na obchód stoisk, co trwało jakieś 5 minut, żadna z rzeczy nie wzbudziła mojego większego zainteresowania oprócz pięknych (i zbyt drogich, jak na mój ówczesny budżet) ręcznie malowanych map. Autorką tych cudowności jest właścicielka strony Hekaterium. Były też tańsze produkty. Chciałam wybrać sobie ręcznie robioną zakładkę do książek, ale żadna nie mówiła „kup mnie”. Może kiedyś sprezentuję sobie jakąś mapę na specjalne zamówienie…

Kolejnym przystankiem była prelekcja Elżbiety Żukowskiej – Teoria archetypów dla piszących. Tu już było o wiele bardziej ciekawie, prowadząca lekko i z humorem przedstawiła najważniejsze archetypy bohaterów i postaci towarzyszących, które pisarze wykorzystują od wieków w swoich pracach. Oto one:
  • Bohater - bohater ma spowodować utożsamienie z czytelnikiem, musi wyjść z sytuacji, w której do tej pory przebywał, musi przejść przemianę duchową. Bohater musi posiadać wady i skazy. W archetyp bohatera wpisuje się też antybohaterów - cyników i tragików.
  • Zwiastun - postać, zdarzenie, wizja, figura senna zapowiadająca zmianę. Może być pozytywny, negatywny, neutralny.
  • Mentor - nauczyciel, mistrz, ktoś mądrzejszy, czarodziej dający bohaterowi dary pomagające mu w zwycięstwie. Typy mentorów: mroczny, upadły, powracający, komiczny, szamański; wspiera bohatera w motywacji. Nie musi być to postać ani książka, może być to mentor wewnętrzny bohatera (Kodeks, zasady).
  • Strażnik progu - przeszkoda i wyzwanie; obsesje, uzależnienia, strażnik jest dobry i zły jednocześnie, bohater musi si z nim zmierzyć; bohater konfrontuje się tutaj ze sobą, strażnik zmusza go do działania.
  • Zmiennokształtny - najczęściej jest to kobieta, postać, która oszukuje, jest nieprzewidywalna; jest przeciwieństwem bohatera, działa zupełnie inaczej, dzięki czemu bohater dochodzi do wniosku, że świat nie jest taki jak on, i akceptuje, że sam może być inny.
  • Cień - wróg, antagonista. Fabuła jest tak dobra, jak konstrukcja głównego złoczyńcy. On jest tym wszystkim, czym boi sie być bohater. Bardzo często Cień mówi bohaterowi, że są tacy sami. Inicjuje poważny konflikt. Jest pociągający, silny. Może łączyć się z innymi archetypami - mentorami, strażnikiem progu. Musi mieć pozytywna cechę, nie może być po prostu zły.
  • Sprzymierzeniec - często niezauważany, ale niezbędny w rozwoju bohatera; zadaje bohaterowi pytania czytelnika.
  • Trickster - zabawny kompan, kpiarz, kłamca, wywołuje zdrowy śmiech odbiorcy, dystansuje, prowokator; wyśmiewa bohatera, komentuje z ironią.

Lista książek wspomnianych na spotkaniu:
  • Joseph Campbell – Bohater o tysiącu twarzy, Potęga mitu
  • Christopher Vogler – Podróż autora. Struktury mityczne dla scenarzystów i pisarzy (Żukowska w szczególności polecała tę książkę jako dobre streszczenie pozostałych)

Warsztaty tańców celtyckich wypadły z programu, co dało mi sporo czasu na przerwę obiadową. Następne w kolejce było spotkanie autorskie z Joe’em Abercrombiem. Zapowiadało się ciekawie i przyjemnie dla uszu (autor ma cudowny, brytyjski akcent) i dla oczu (autor jest bardzo przystojny). Niestety przeszkodą okazał się prowadzący, zadający tendencyjne pytania, tłumaczący (nie najlepiej) swoje pytania i odpowiedzi autora. Sam Abercrombie sprawiał wrażenie lekko znudzonego i poirytowanego, ale starał się nie dawać tego po sobie znać. Zrejterowałam po niecałej pół godzinie.

Na dalsze spotkania przeszła mi ochota, wolałam spędzić ten czas ze znajomymi w pobliskim pubie.

Sobotę zaczęłam od panelu dyskusyjnego o stałej cenie książki, który okazał się bardzo ciekawy i dyskusja dała mi wiele do myślenia. Najwięcej kontrowersji wzbudziła obecność jednego z lokalnych polityków, którego prawnicza gadanina nie wniosła niczego, a pokazała jedynie ignorancję w odniesieniu do rynku książki. Mam nadzieję, że dyskusja otworzyła oczy chociaż kilku osobom, co się tak naprawdę za nią kryje (i nie jest to dobro czytelnika i dbałość o jego kieszeń). Po tym burzliwym spotkaniu postanowiłam się zrelaksować na prelekcji Czego się bali Słowianie? Elementy horroru w opowiadaniach ludowych. Zapowiadane jako dwugodzinne w programie spotkanie trwało zaledwie godzinę. Szkoda, bo prowadząca opowiadała ciekawie, w jej przykładach było wiele nieznanych mi opowieści. Niestety materiału wybranego było zbyt wiele jak na tak krótki czas i prelekcja sprowadziła się głównie do przedstawienia listy i króciutkich fragmentów bez specjalnego wnikania w próby wyjaśnienia, dlaczego te akurat wątki były popularne wśród naszych przodków.

Kolejnym, nieplanowanym panelem dyskusyjnym był Dobry zły bohater, który jednak przez swoją chaotyczność pozostawił we mnie nieprzyjemne uczucie zmęczenia. Ponadto dyskutanci niewiele wnieśli w temat, nawet nie potrafili uporządkować i podsumować wypowiedzianych spostrzeżeń. Miałam nadzieję, że prelekcja Jak działają sztuczne sieci neuronowe okaże się bardziej interesująca. I mogło to być jedno z ciekawszych spotkań, być może nawet było dla tych, którzy tematem się interesują i mają już jakąś wiedzę. To był naukowy wykład, na którym definicje tłumaczone były przez kolejne definicje. Dopiero po półgodzinie tego szumu zaczęło się robić interesująco, a wtedy okazało się, że najciekawsze będzie w kolejnej godzinie, co było już ponad moje siły. Skorzystawszy z przerwy, wyszłam poszukać czegoś do jedzenia, a następnie udałam się z powrotem do sali Naukowej na prelekcję Bąki nauki popularnej. Okazało się, że to spotkanie również z programu wypadło – o tym wypadnięciu nie było jednak żadnej informacji. Postanowiłam się pocieszyć prelekcją o tym, czy Lara Croft jest nadal królową popkultury. I oprócz panelu o książkach i prelekcji Żukowskiej uważam to za najlepsze spotkanie tego konwentu. Prelekcja okazała się całkiem fajnym przeglądem historii gry i wpływu Tomb Raidera na świat gier, zwłaszcza dla kogoś kto lubi tę serię, ale nigdy się nie interesował jej historią. Nawet ja kilku faktów nie znałam. Prowadzący był przygotowany, widać było, że posiadał sporą wiedzę o temacie, prowadził spotkanie w tempie, z humorem.


To był ostatni punkt, w którym tego dnia wzięłam udział. Nie poszłam już na galę, wolałam odsapnąć w zaciszu hotelowego pokoju. Następnego ranka ruszyłam do Warszawy. Podsumowując - gdyby nie tylu fajnych znajomych, to dla mnie konwent byłby stratą czasu. Chyba czas zrobić sobie kilkuletnią przerwę w konwentach albo spędzać na nich tylko jeden dzień, może w przyszłym roku tak zrobię z Pyrkonem.

5 komentarzy:

  1. Żądna wrażeń, choćby cudzych, chciwie przeczytałam na komórce.
    Zamordowałam sobie oczy. Czerwone tło, białe litery - dlaczego?

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ha, stary szablon sprzed wieków, pardon! Zobacz teraz i daj znać, czy oczy zmartwychwstały;)

      Usuń
  2. A tak swoją drogą, tak mało zachęcająco wypad ten Polcon w Twoich oczach. Nie trafiłam na inne relacje.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ja po prostu chyba już się nie nadaję do imprez kilkudniowych non stop :) sama impreza nie była zła, organizacyjnie naprawdę dobrze, a wiadomo - to zależy na czym Tobie zależy :) natomiast zdecydowanie polecam Pyrkony, duża impreza, mnóstwo atrakcji dla całej rodziny, a tłumów się nie odczuwa;)

      Usuń