czwartek, 15 października 2015

W stylu Gaimana, czyli kameleonem być - "Drażliwe tematy. Krótkie formy i punkty zapalne", Neil Gaiman, tłumaczenie: Paulina Braiter, MAG 2015 r.

Ostatnimi czasy Gaiman kojarzył mi się tylko z opowieściami dla dzieci. Wydanie najnowszego zbioru opowiadań powitałam więc z ogromną radością. Wreszcie coś dla dorosłych! Drażliwe tematy przypomniały mi, jak oryginalnym pisarzem jest Neil Gaiman i jak bardzo lubię jego krótkie formy, do których nie zaglądałam od czasu Rzeczy ulotnych. Chociaż nie wszystkie historie przypadły mi do gustu, to lektura przeważającej większości sprawiła mi dużą przyjemność, wielokrotnie skłaniała do refleksji i często budziła uśmiech. Wszystkie opowiadania dowodzą, jak wielką wyobraźnię posiada Brytyjczyk i że nie można go zaszufladkować do żadnego stylu, ponieważ jego stylem jest zmienność stylu. I ta zmienność jest cudowna, autor bowiem ciągle potrafi zaskoczyć ciekawym pomysłem, formą, odświeżeniem znanego schematu.

Tematem przewodnim zbioru są opowieści „drażliwe”, jak głosi tytuł książki, takie, które powodują, że wypadamy z bezpiecznego, normalnego świata w miejsce znacznie mroczniejsze i mniej gościnne [s. 7]. Z całego tomu mogę wybrać zaledwie kilka takich historii, które mnie do takiego miejsca zabrały, które sprawiły, że czułam się nieswojo, zaniepokojona, wystraszona. Ich klimat jest rzeczywiście mroczny, może wywołać lekki dreszcz, momentami nawet grozę. Taka jest Prawda to jaskinia w czarnych górach…, lekko przewrotna, mroczna historia zemsty z fantastycznym tłem. To jedno z moich ulubionych opowiadań. Na pograniczu grozy i humoru jest Klik-Klak Grzechotka, króciutka dobranocka niezupełnie dla dzieci. Z każdym kolejnym zdaniem czułam się jak jej bohater: chociaż przeczuwałam, co się wydarzy, i tak czytałam, jak zahipnotyzowana… Podobnie niepokój wzbudza Problem z Cassandrą, intrygująca, zabawna i przewrotna opowieść o sile ludzkiej wyobraźni. W tonie lekkiej groteski z dreszczykiem jest utrzymana Moja ostatnia gospodyni opowiadająca o zgryźliwej, wiecznie narzekającej gospodyni, przestrzegającej swoich lokatorów przed niebezpieczeństwami morza. Najbardziej niepokojącą opowieść zawierają chyba Żeńskie końcówki, podtrzymujące napięcie i skupiające uwagę, ponieważ opisywana tu historia nie jest oczywista. Mroczny klimat ma także Śpiąca i wrzeciono, która jest zaskakującym połączeniem dwóch najbardziej znanych baśni. Najlepsza jednak opowieść i moje ulubione opowiadanie w tym zbiorze, będące idealną mieszanką grozy, smutku i chłodu, to Czarny pies z Cieniem z Amerykańskich bogów w roli głównej. Pisana w specyficznym, powolnym tonie powieści sprawiła, że zatęskniłam za tym światem. Pełen spokoju, metodyczny, osadzony w sobie, świadomy dwóch wymiarów Cień jest jednym z ciekawszych bohaterów, z jakimi się zetknęłam.

Wiele opowieści cechuje absurdalne, specyficzne gaimanowskie poczucie humoru, jak Przygoda, pokręcona, zdecydowanie zbyt krotka opowieść o pewnej przygodzie, jaka przydarzyła się ojcu głównego bohatera, a którą bardzo chaotycznie opowiedziała bohaterowi jego matka. Autor doskonale uchwycił zdolność ludzi do pokrętnego opowiadania historii, w której miesza się wiele faktów i z której w sumie niewiele można zrozumieć… Także Pomarańcz jest prześmieszną historią w ciekawej formie rządowego kwestionariusza, która zasadza się na skutkach przedawkowania samoopalacza do ciała. Absolutnym popisem humoru Gaimana jest natomiast I zapłaczę jak Aleksander, które podaje bardzo proste uzasadnienie, dlaczego niektóre pomysły rodem z science fiction nie zostały zrealizowane. Mniej zabawna, ale też posiadająca pewien urok, jest baśń dla dorosłych Brylanty i perły: baśń, być może inspirowana baśnią Wróżki Perraulta, uwspółcześniona i nie kończąca się szczęśliwie. Piękne językowo, przyjemne i z lekkim humorem jest opowiadanie o czasie i przestrzeni zatytułowane Inwokacja indyferencji. Podobnie Godzina Nic, będąca wyrazem uwielbienia Gaimana do Doktora Who, łączy w sobie elementy serialowego humoru, absurdu oraz lekkiej grozy.

Są także historie smutne, jeśli nie w całości, to w dużej części, jak wspomniany już Czarny pies czy Prawda to jaskinia w czarnych górach…. Najmocniej chyba w te emocje bije jednak W bezsłoneczną morska toń, krótka, ale idealnie wymierzona historia ogromnej rozpaczy i bezbrzeżnego smutku po stracie, który prowadzi w szaleństwo. Filozoficzne i budzące wiele refleksji jest opowiadanie Powrót Chudego Białego Księcia, w którym bohater zastanawia się, czy to, że gdzieś wiecznie gonimy oznacza, że uciekamy od czegoś, czy do czegoś zmierzamy. Podobnie „Jerozolima” sprawia, że człowiek zaczyna się zastanawiać nad tym, co ważne w życiu, jacy naprawdę są ludzie, czym jest wiara. Filozoficzna jest także historia Śmierć i miód z Sherlockiem Holmesem w roli głównej. To utrzymana w klimacie rewelacyjnego Studium w szmaragdzie niespieszna i klimatyczna opowieść o starym detektywie, który ostatnie lata życia spędza na rozwiązaniu największej zagadki ludzkości. Obok Czarnego psa jest to najlepsze opowiadanie całego tomu.

Godna podziwu jest umiejętność Gaimana do tworzenia opowieści na błahej podstawie, jak choćby otwierające zbiór Robienie krzesła. Wstęp, w którym autor opisuje genezę swoich opowiadań, pokazuje w jak niezliczonej ilości różnych projektów bierze on udział i że jego mozg dosłownie co chwila „wyrzuca” pomysły. Zwieńczeniem jednego z takich projektów jest kompilacja historyjek zawarta w Opowieści kalendarzowej, po jednej na każdy miesiąc roku. Najbardziej podobały mi się z nich Opowieść marcowa, zawierająca w sobie echo pirackich przygód, Opowieść czerwcowa, która udowadnia, że wieczna niezgoda w związku nie musi oznaczać braku miłości, piękna jest też Opowieść sierpniowa o ogniu, popiołach i ludzkiej zarozumiałości, a także Opowieść październikowa  będąca romantyczną baśnią o spełnianiu życzeń i dawaniu. 

Dużo w tych opowiadaniach samego Gaimana. Krótkie formy są o wiele bardziej osobiste niż jego powieści. Drażliwe tematy to nie jest zbiór doskonały, niektóre historie w ogóle mnie nie poruszyły, wypadły z mojej głowy tuż po ich przeczytaniu. Jednak warto było sięgnąć po ten pięknie wydany tom dla tych kilkunastu historii. Z pewnością nie tylko fani autora znajdą tutaj coś dla siebie.

Recenzja pierwotnie ukazała się na portalu Katedra.

1 komentarz:

  1. Zbiór według mnie genialny. W pełni zgadzam się z tobą, aczkolwiek "Przygodę" odebrałam zupełnie inaczej. Dla mnie to było opowiadanie o przywiązywaniu zbyt małej wagi do rzeczy ważnych [przygodzie ojca] i skupianiu się na codziennych błahostkach - nie pamiętam dokładnie, ale opowiadanie kończy się anegdotką matki "kogo to ona dzisiaj nie spotkała" [czy coś w tym klimacie]. Jak widać świetny utwór może być interpretowany na wiele sposobów, ale wciąż się podobać :)
    miedzysklejonymikartkami.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń