Piękna jest najnowsza powieść Jakuba Małeckiego. Jest to jedna z nielicznych książek, w której się z przyjemnością zatapiałam i którą czytałam powoli, uważnie śledząc każde zdanie. Dygot, jak mało która proza, oddaje światy ludzkich dusz, tak różne, jak wielu jest tu bohaterów, skłaniając do wejrzenia we własne wnętrze.
Styl Małeckiego jest odmienny od tego, jaki znam z poprzednich powieści autora, o wiele subtelniejszy, wysmakowany, chociaż wciąż zachowuje tę bezkompromisowość, która może nie uderza, ale daje o sobie znać. Cudowne są tu zdania, nieoczywiste, intrygujące, z puentą w dalszej części tekstu, tworzące rzeczywistość:
Zanim się pobrali, Janek Łabendowicz zbudował wojnę.
Irena popadła w nałóg. Kiedy Janek nauczył ją czytać, rzuciła się na książki z taką żarłocznością (...). Miesiąc później ich bezbarwny syn umarł po raz pierwszy.
Język jest obrazowy, zawiera mnóstwo zaskakujących połączeń, jednak paradoksalnie dzięki temu w mig rozumiałam, czułam wszystkie emocje bohaterów, widziałam dokładnie każdy dom, krajobraz. To język, który pozwalał mi doświadczać świata powieści, nie tylko obserwować. Chociaż z opisu wydawcy można odnieść wrażenie, że będzie to lektura przygnębiająca, dla mnie taką nie była, aczkolwiek nie jest wesoła, jest bardzo ludzka, i dała mi wiele do myślenia o moim własnym życiu.
Trudno tu mówić o jednolitej akcji czy fabule, to raczej chronologicznie ułożone obrazki z życia kilkorga bohaterów. Małecki za ich pomocą pokazuje również polską historię, społeczne tło. W sumie jednak nie potrzeba więcej, żeby książka układała się w całość. Podobnie z kawałeczków poskładani są bohaterowie, autor nie odkrywa ich wszystkich stron, oszczędnie opisuje ich zachowania i myśli, jednak są to żywi ludzie. To zadziwiające, jak dobrze zaledwie kilkoma słowami Jakub Małecki jest w stanie oddać ich emocje, poglądy, wiele kwestii pozostawiając domysłom czytelnika. Często emocje opisywane są przez obserwacje bohaterów świata zewnętrznego – okno już nie to samo, niebo inne… Bardzo to ciekawy, odświeżający i właściwy ze względu na miejsce i czas powieści zabieg. Nie czuję tutaj realizmu magicznego, wydarzenia, których świadkami jest czytelnik, i to, w jaki sposób tłumaczą je sobie ludzie, są całkowicie naturalne i zgodne z ich postrzeganiem świata. Mam wrażenie, że niektórzy taką oceną tej książki bardzo usilnie nie chcą wypuścić Małeckiego z kręgu fantastyki, z której wychodzi coraz więcej młodych, utalentowanych twórców…
Świetnie w opowieść o fikcyjnych bohaterach wplatane są postaci historyczne, człowiek zaczyna się zastanawiać, czy historie z ich udziałem wydarzyły się naprawdę, a potem już się nie zastanawia, tylko przyjmuje. Wsiąka się w ten świat Dygotu, historie są poruszające, ujmują delikatnie i nim się człowiek zorientuje, już jest zakochany w tych opowieściach. Wszystko ma swój naturalny przebieg, losy bohaterów płynnie się ze sobą splatają. To także historia bardzo osobista dla autora, nostalgiczna i widać to w każdym słowie. Wbrew temu jednak nie ma morału, oceniania, nie ma tu pisarza, nadającego wszystkiemu swoją barwę i to stanowi jedną z najcudowniejszych rzeczy w tej książce. Małecki jest w niej opowiadaczem, przekaźnikiem historii.
Książka przykuwa wzrok nie tylko nazwiskiem autora, lecz także niecodzienną okładką. Początkowo byłam sceptycznie nastawiona do grafiki – blady chłopiec w wieńcu?… Gdy jednak zaczęłam czytać, to nie mogłam sobie wyobrazić innej, ta pasuje idealnie. Nieodparcie kojarzy mi się z twórczością Juliusza Słowackiego, jest w niej, jak i w całej powieści, podobna wrażliwość i liryczność, którą cenię w dziewiętnastowiecznym poecie.
Recenzja ukazała się na portalu Katedra.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz