czwartek, 10 listopada 2016

Przychodzi diabeł do terapeuty - Lucifer, sezon I, 2016 r.

Polubiłam ten serial. Może dlatego, że trochę przypomina mi Castle'a, jest oparty o podobną formułę i główny bohater dostarcza sporo humoru. Lucifer to serial w sam raz na ponure jesienne wieczory, nie trzeba przy nim myśleć, jest na kogo popatrzeć, jest się z czego pośmiać. Mnie bawi przede wszystkim gra z konwencją postaci diabła. I soundtrack jest cudowny! Prawdziwa kopalnia utworów, nie tylko w diabelskiej tematyce.

Lucyfer to postać z cyklu komiksowego o Sandmanie, który ma też swoją serię komiksów. Nie wiem na ile serialowy diabełek jest podobny do komiksowego. Do Sandmana przymierzam się od lat, jest to jedyny element twórczości Neila Gaimana, z którą się nie zapoznałam. Kiedy przyjdzie odpowiedni moment, być może porównam serial z komiksem.

Jest kilka elementów, które mi w serialu nie pasują. Największym jest relacja Chloe Decker z Lucyferem. Naprawdę trudno jest mi uwierzyć, że pani detektyw nic kompletnie nie czuje do Lucyfera poza niechęcią, która przeradza się w przyjacielską sympatię. A może to Lauren German nie potrafi dobrze sprzedać swoich emocji. Aktorka z jednej strony pasuje mi do roli, z drugiej strony nie jest do końca wiarygodna. Tomowi Ellisowi idzie całkiem nieźle pokazanie mieszanych odczuć, jakie ma w stosunku do swojej partnerki, zaskoczenia swoim własnym zachowaniem. Drugim drażniącym elementem jest pojawianie się co jakiś czas zdrobnienia imienia Lucyfer do Luci, którym głównego bohatera raczy jego brat Amenadiel. 

To, co najbardziej mi się podoba, to komediowa forma i sposób przedstawienia samego diabła. Lucyfer nie kryje się ze swoją osobowością, wręcz się z nią obnosi i nikt mu nie wierzy, dopóki nie zobaczy na własne oczy lub nie doświadczy na własnej skórze. Jak wspomniałam, Tom Ellis dobrze oddaje charakter swojej postaci. Jego zaskoczenie i fascynacja własną przemianą jest całkiem wiarygodna. Zwłaszcza w momentach, w których zupełnie nieświadomie pomaga innym i nagle orientuje się, co uczynił. Jednak Lucyfer jest bardziej ludzki niż diabelski czy demoniczny. To taki zepsuty, próżny chłopak, zbuntowany przeciwko ojcu i jego planom. Z drugiej strony jego cierpienie wynikające z roli, na jaką skazał go ojciec, powoli się zaznacza i mam nadzieję (jakkolwiek to dziwnie nie zabrzmi), że ten element będzie bardziej widoczny w drugim sezonie. Koncepcja Lucyfera jako kata, wykonawcy kar na ludziach popełniających zło, ale nie jako istoty namawiającej do zła, nie jest może specjalnie oryginalna, ale żywo przemawiająca.

Z drugiego planu najlepszą postacią jest pani psycholog, grana przez Rachael Harris. Obserwowanie zmiany dynamiki jej relacji z Lucyferem stanowi jedno z moich głównych źródeł rozrywki w tym sezonie. Pozostali są zbyt drugoplanowi, żeby przykuwali moją uwagę. Przez chwilę myślałam, że ciekawą bohaterką będzie Mazikeen grana przez Lesley-Ann Brandt, ale nie wyszła ze swojego schematu. Przynajmniej na razie.

Całe szczęście sezon I ma trzynaście odcinków, nie zdążyłam się nim zmęczyć i z ciekawością czekam na kolejny.

1 komentarz:

  1. Początkowo postać Lucifera wywoływała we mnie niechęć i sporą irytację. Pierwsze odcinki oglądałam z kwaśną miną, myśląc sobie: rany, co za głupek. Potem coś jednak drgnęło i serial zaczął mnie bawić :) Pod koniec sezonu mogłam już powiedzieć, że bardzo lubię Lucyfera i jego sposób bycia - bawił mnie :)
    Teraz oglądam drugi sezon, jest ciekawiej i chyba nawet zabawniej niż w pierwszym. Może świadczyć o tym fakt, że "Lucifer" przestał być serialem 'do kotleta' (t.j. oglądanym podczas jedzenia obiadu) i awansował do kategorii seriali wieczornych, oglądanych w skupieniu i z dużą przyjemnością :)

    OdpowiedzUsuń