czwartek, 3 listopada 2016

Boleśnie schematyczny - Suicide Squad, scenariusz i reżyseria: David Ayer, 2016 r.

Przyznaję, był moment, w którym interesowałam się premierą Suicide Squad. To było wtedy, kiedy zobaczyłam krótki trailer z Jaredem Leto w roli Jokera. Później jednak okazało się, że chociaż Jokera widać bardzo na plakatach i w trailerach, w filmie pokazuje się on epizodycznie, co spowodowało, że moje zainteresowanie spadło znacznie. Którejś niedzieli postanowiłam jednak pójść do kina. I właściwie uznaję Suicide Squad za jedno z moich większych rozczarowań filmowych roku 2016, przy bardzo niskich oczekiwaniach.

Zacznę jednak od rzeczy dobrych, bo kilka takich się filmowi przytrafiło. Przede wszystkim Suicide Squad ma świetny soundtrack, którego słucham od czasu obejrzenia filmu i jeszcze mi się nie znudził.

Tak jak oczarowała mnie i rozłożyła na łopatki postać Furiosy w Mad Max: Fury Road, tak tutaj kompletnie zachwyciła mnie Harley Quinn. Margot Robbie dała tej postaci złożoność, której się nie spodziewałam. Doskonale wtóruje jej także Jared Leto, szkoda, że na tak krótko pokazuje się w filmie. Leto jest wręcz idealnym Jokerem - przerysowanym, nieobliczalnym, groźnym.

Tyle o rzeczach dobrych.

Dużo rozczarowania przyniosła mi postać Enchantress i nie jest temu winna piękna Cara Delevingne, a realizacja i sztampowość tej bohaterki, której potencjał w ogóle nie został wykorzystany. Jej osoba boleśnie przypomina Apocalypse z ostatnich X-Menów czy Ronana z Guardians of the Galaxy. Najbardziej jednak irytował mnie Will Smith, który w ogóle się nie starał do, jakby nie było, złożonej roli. Próbuję sobie przypomnieć, kiedy widziałam jego aktorstwo, a nie gwiazdorstwo i ciężko mi idzie... Viola Davis dostała chyba rolę Amandy dzięki swojej grze w How to Get Away with Murder, jednak jej postać w ogóle mnie nie przekonuje, zbyt dużo w niej zadęcia, zbyt mało wyrachowania, które jest widoczne w czynach, ale nie w oczach. O wiele bardziej wiarygodnie postać Amandy Waller oddaje Cynthia Addai-Robinson z serialu Arrow. I piszę to z całą moją sympatią dla Davis, która aktorką jest dobrą.

Do znudzenia już powtarza się schemat fabularny, oklepane żarty nie śmieszą (chyba że wypowiada je Harley, która stała się moją nową idolką i chętnie zobaczyłabym ją w samodzielnym filmie). Niestety, nie mogę powiedzieć, że pomysł miał w ogóle potencjał, bo historia to zwykła sieczka.

Hitch? Bad Boys?...

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz