Tak bardzo ostatnio wychwala się kryminały szwedzkie i duńskie, że
pomyśleć by można, że gatunek ten nie jest dobrze reprezentowany przez
polskich autorów. Niniejszym pragnę poinformować, że kryminał ma się w
Polsce coraz lepiej i śmiało może konkurować z zagranicznymi
bestsellerami. Przykładem na to jest najnowsza książka Bartłomieja Rychtera, Złoty wilk,
utrzymana w XIX-wiecznej stylistyce opowieść o tajemniczych zbrodniach w
sennym Sanoku. To klasyczny kryminał retro łączący w sobie także
powieść społeczną i historyczną o tamtych czasach, które nam w
literaturze kojarzą się przede wszystkim z pozytywizmem.
XIX wiek widać nie tylko w sugestywnych opisach miasta, ale także, a
może przede wszystkim, w mentalności jego mieszkańców, pochodzących z
różnych kultur i zmuszonych do wspólnej egzystencji. Jednak
różnokulturowość nie pociąga za sobą tolerancyjności. Tutaj obok siebie
mieszkają Polacy, Austriacy i Żydzi i autorowi udało się doskonale
pokazać różniące ich cechy, które powodują wzajemne antypatie nie tyle
ze względu na sytuację polityczną, co na odmienne światopoglądy.
Podziały na grupy widać także wewnątrz środowisk, są bogaci i bardzo
biedni, wyraźne są różnice w pozycji między mężczyznami a kobietami,
które nie istnieją bez męskich opiekunów. Czytelnik ma również
świadomość, w jakim okresie historycznym dzieje się akcja powieści –
Rychter z dystansem zaledwie kilkoma wtrąceniami informuje, że Polska
jest pod zaborami, Sanok znajduje się pod kuratelą Austrii, pobrzmiewają
tu też echa rodzącego się komunizmu. Podane są historyczne fakty, bez
nacechowania emocjonalnego.
Rychter prowadzi akcję swojej powieści niespiesznie, wątek kryminalny
toczy się jakby obok, czytelnik otrzymuje szczątkowe informacje o
kolejnych mordach, na pierwszym planie jest miasto i jego mieszkańcy.
Chociaż bohaterowie tworzeni są na podstawie schematów, to stworzeni są
dobrze, dzięki czemu nie są papierowi, każdy kryje w sobie jakieś
tajemnice, mniej lub bardziej mroczne. Kolejne bestialskie morderstwa
potęgują strach, nie sprawiają jednak, że ludzie stają się sobie
bardziej pomocni, wręcz przeciwnie – wzrasta nieufność i uprzedzenie do
innych. Zagadkę usiłuje rozwiązać nie tylko austriacki komisarz policji,
Ludwik Witchenbacher, ale na własną rękę próbuje to zrobić ubogi
nauczyciel Borys Pasternak ze zdolnościami paranormalnymi we współpracy z
Joachimem Augustem Hildenbergiem, profesorem medycyny uzależnionym od
środków odurzających. W tle mamy romans między Borysem a młodą Żydówką
Aliną, a także rozważania o śmierci kilkunastoletniej uczennicy Borysa,
Laury Zaleskiej, chorej na białaczkę i z tego powodu nad wiek dojrzałej,
której postać stała się dla mnie szczególnie bliska. Barwny styl autora
dodaje każdej z tych postaci indywidualnych rysów, nie zapomina on
również o bohaterach drugiego planu – wystarczy mu kilka zdań, aby
umiejętnie oddać ich charakter.
Bartłomiej Rychter zadbał także o stylizację powieści – bohaterowie
rozmawiają w sposób charakterystyczny dla tamtych czasów, także narracja
prowadzona jest na wzór powieści pisanych w XIX wieku. Historia
przedstawiona jest na kilku planach, nie tylko ludzkich – pewne
wydarzenia obserwujemy bowiem z perspektywy czarnego kota z białą łatą
na łbie… Uznanie należy się autorowi również za skrupulatność w opisach
samego Sanoka, niewielkiego miasteczka na „krańcu świata”, jego brudnych
i mrocznych uliczek tonących w jesiennych słotach, co składa się na
groźny klimat powieści.
Wprawnie budowane napięcie sprawia, że od książki z trudem można się
oderwać. Akcja zapętla się i wije coraz bardziej tak, że nie sposób
domyślić się zakończenia, które psuje lekko całokształt powieści właśnie
dlatego, że nie da się go w żaden sposób przewidzieć, nawet po
przeczytaniu książki po raz drugi. Nie rozwiązanie zagadki jest tu
jednak najważniejsze i nie pozbawia przyjemnego wrażenia po dotarciu do
ostatniej strony książki.
Pochwalić wypada także wydawcę i to za kilka rzeczy. Przede wszystkim
za to, że wydaje książki Bartłomieja Rychtera. Po drugie, za
intrygującą okładkę jak najbardziej oddającą niepokojący klimat
powieści. Po trzecie, za dbałość o stronę redakcyjną książki – nie obyło
się wprawdzie bez drobnych błędów, które policzyć można na palcach
jednej ręki, ale to nic w porównaniu z „bykami”, jakimi grzeszy wielu
polskich wydawców. Po czwarte wreszcie, za zgodny opis na czwartej
stronie okładki. Dzisiaj naprawdę rzadko zdarza się, że blurb ma
cokolwiek wspólnego z treścią książki, a tutaj miłe zaskoczenie – opis
nie tylko wzbudza ciekawość, ale również rzetelnie zarysowuje fabułę, a i
w nazwaniu Złotego wilka znakomitym połączeniem kryminału retro i mrocznego thrillera nie ma przesady.
Recenzja ukazała się na portalu Katedra.
Recenzja ukazała się na portalu Katedra.