Bardzo czekałam na ten film. Uwielbiam grę, o czym może kiedyś
napiszę w oddzielnym wpisie, więc spodziewałam się po jej ekranizacji
tego, czego spodziewa się każdy fan – dobrej zabawy. Rzeczywiście, była
dobra, jednak bawili się na niej wyłącznie twórcy i małe dzieci.
Najmilej zaskoczył mnie odtwórca tytułowej roli, Jake Gyllenhaal,
do którego od początku byłam nastawiona sceptycznie. Wydawał mi się
zbyt… chłopięcy do tej postaci. Nadal uważam, że nie jest idealnym
Dastanem, jednak nie oceniam go już tak surowo. Postarali się o to
specjaliści od kostiumów i charakteryzacji (wygląd księcia wzorowany
jest na bohaterze Warrior Within, nie na Sands of Time,
co wypada na korzyść obrazu), a także sam aktor, który intensywnie
trenował do roli na kilka miesięcy przed rozpoczęciem zdjęć. Tę
zwinność, tak charakterystyczną w grze, widać także w filmie, chociaż
efekty są dużo mniej spektakularne. Gyllenhaal dał Dastanowi naturalną
bezpretensjonalność, łobuzerskość, o ile mogę się tak wyrazić. Tylko
trochę przesadził - nie potrafił pogodzić humoru z dramatycznością
postaci, co spowodowało, że nie czuło się jego cierpienia. Podobała mi
się również współpraca Dastana z Taminą (w tej roli urocza Gemma Arterton),
a raczej ich antypatia i wzajemnie czynione złośliwości. Twórcom
widocznie zależało na damskiej części widowni, gdyż więcej tutaj tych
przepychanek niż akcji, co osobiście mam im za złe, także Dastan biega
częściej pół nagi niż Tamina, czego nie mam za złe. Gemma, chociaż
kompletnie nie pasuje urodą do Farah, doskonale poradziła sobie z rolą
godnej, wyniosłej, ale też odważnej i niemożliwie irytującej
księżniczki, zupełnie jak jej pierwowzór z gry. Niezawodny jak zwykle Ben Kingsley,
zaufany brat króla i czarny charakter, nie wychodził poza swoją funkcję
i niczym ciekawym się nie wyróżniał. Pozostałych aktorów, między innymi
Alfreda Molinę jako szejka Amara wykazującego lekko niepokojącą miłość do strusich wyścigów, ledwie się zauważa.
Niestety scenarzyści i reżyser nie zmusili aktorów do wysiłku w
pogłębienie psychologii postaci, która większa jest w grze niż w tym
obrazie. Twórcy postanowili zrobić ze swojego dzieła komedię przygodową,
ale im nie wyszło. Mało scen walk, na których przecież gra tyle
zyskuje, wymuszony i ograny humor sytuacyjny, a także łopatologicznie
potraktowany morał sprawiał, że
film nudzi i jego oglądanie nie sprawia większej przyjemności. To
puszczanie oka do widza niezmiernie mnie irytowało – bardzo lubię i
cenię grę z konwencji, ale w tym przypadku wypadło to żałośnie; czułam,
że twórcy obrażają moją inteligencję marnymi gagami. Obraz nie trzyma w
napięciu, widz doskonale orientuje się w tym, kto jest zły, a kto
lepszy, nie mówiąc już o tym, że od początku wie, jakie będzie jego
zakończenie. Widać też, z dużą szkodą dla filmu, że został on
dostosowany do oglądania przez młodszych widzów – ta plastikowa oprawa
przypominała mi nieudanego Wolverine’a.
Film różni się od gry wieloma pobocznymi wątkami, co oczywiście nie
byłoby złe, gdyby nie fakt, że komputerowa wersja jest znacznie bardziej
urozmaicona, zarówno w kwestii przygodowej, jak i przedstawienia
bohaterów. W historię oryginalnego księcia dużo łatwiej uwierzyć niż w
bajkę (specjalnie i z całą złośliwością używam tego słowa) pokazaną na
ekranie kinowym.
Także efekty specjalne nie imponują. Są dobre, dopracowane, sceny
walk urealniono, a wyczyny księcia nie różnią się wiele od popisów
choćby słynnych Yamakasi czy też ich żywych odpowiedników, czyli traceur,
ale wydają się jedynie marnym odwzorowaniem gry. Zachwycają natomiast
przepiękne zdjęcia średniowiecznych miast Persji, oczywiście uzyskane za
pomocą techniki komputerowej, ale zapierające dech w piersi. W oprawie
wizualnej ładnie wkomponowuje się muzyka autorstwa Harry’ego Gregsona-Williamsa, bazująca na tej komputerowej.
Film sprzedał się całkiem nieźle, zapewne powstanie kontynuacja, na
którą być może się wybiorę, o ile nie będzie takim love story, a twórcy
skupią się na akcji i postaci Dastana i, wybaczcie, dzieci, że to piszę,
będzie miał wyższą kategorię wiekową.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz