środa, 20 października 2010

W hołdzie Wergiliuszowi - "Lawinia", Ursula K. Le Guin, tłumaczenie: Łukasz Nicpan, Książnica 2009

Literatura starożytna kojarzyła mi się zawsze z opowieściami o wielkich wojownikach, Odyseuszu, Achillesie, Herkulesie… Autorzy wychwalali ich boskie czyny, kazali im walczyć z potworami, szukać złotego runa, rzucali w wir największych wojen, z bogami i przeciw bogom. Kobiety, jeśli w ogóle występowały, stanowiły najczęściej nagrodę bohatera, zdobywaną w trakcie przygód lub będącą uwieńczeniem wędrówki. Zafascynowana tym światem Ursula K. Le Guin postanowiła dać jednej z nich głos – tytułowa Lawinia opowiada o świecie bohaterów ze swojego punktu widzenia. Opowiada urzekająco i lepiej niż niejeden starożytny poeta. 

Przyszłą żonę Eneasza czytelnik poznaje w tym samym dniu, kiedy Lawinia pierwszy raz zobaczyła Trojańczyka u brzegów swego kraju. Dziewiętnastoletnia wówczas dziewczyna wie już, że to właśnie jemu została przeznaczona, wie też, że to z nich narodzi się nowy lud. Nie powiedzieli jej tego jednak bogowie, a tajemniczy mężczyzna w magicznych lasach Albunei, Poeta, który, chociaż bohaterka nigdy nie wypowiada jego imienia, powołał ją do życia na kartach swego największego dzieła – Wergiliusz, autor Eneidy. I to właśnie spotkanie z Poetą odmieniło los Lawinii i stało się punktem wyjścia jej opowieści. O czasach, w jakich przyszło jej żyć, o bogach, których czciła, o wojnach, których była świadkiem, o mężczyźnie, którego podziwiała i kochała. Ursula Le Guin doskonale i w sposób barwny oddała realia epoki. Pisarka nie odbiega specjalnie od fabuły eposu, urozmaica wydarzenia dodatkowymi opisami, z Wergiliusza czyniąc przewodnika, który zdradza Lawinii fragmenty przyszłości jej i Eneasza. Co więcej, dopisuje własne zakończenie poematu, które przekazuje czytelnikowi bohaterka. Zupełnie inaczej podchodzi również do przedstawienia sił nadprzyrodzonych. O ile za wydarzeniami, które opisał Wergiliusz w Eneidzie, stali bogowie, a biorący w nich udział ludzie to kukiełki w ich intrygach, o tyle autorka przedstawia wydarzenia w sposób świecki, bogowie przedstawieni są tutaj jako lokalne bóstwa, opiekunowie miast, którzy czasem objawiają się wybranym śmiertelnikom; to ludzie są kowalami własnych losów, choć posłusznymi boskim wyroczniom.

Potraktowana przez Wergiliusza jako tło, w powieści Le Guin Lawinia zyskuje ciało i duszę. Wnikliwe studium psychologiczne postaci, prowadzone wciągającym stylem pisarki bez popadania w przydługie refleksje, pozwala wyobrazić ją sobie w pełni – jako godną córę królewską, rozważną władczynię przodków Rzymian, oddaną i kochającą żonę Eneasza, troskliwą matkę przyszłego władcy i wreszcie niezależną, świadomą siebie kobietę tamtych czasów, której charakter wcale tak daleko nie odbiega od wizerunku współczesnych mieszkanek rzeczywistego świata. Prowadzona w pierwszej osobie narracja pozwala wierzyć, że Lawinia żyła naprawdę, chociaż ona sama przekonana jest, że to życie dał jej Poeta:
O ile wiem, właśnie on nadał mi w ogóle jakąś postać. Zanim zabrał się do pisania, byłam tylko cieniem cienia, zaledwie imieniem w rodowej historii.
Wrażenie, że jest tylko bohaterką eposu, a nie żywą osobą, i wątpliwości z tym związane nie opuszczają Lawinii przez całe jej istnienie:
Wiem, kim byłam, mogę wam opowiedzieć, kim mogłabym być, lecz teraz istnieję tylko w tych linijkach pisma. Nie jestem pewna jakości własnego istnienia i zdumiewa mnie, że w ogóle piszę.
Nie powstrzymuje jej to jednak od czerpania z życia wszystkiego, co jej ono oferuje, z pokorą i radością. Nawet wiedza, jaką obdarzył ją Poeta, nie pozbawia Lawinii cieszenia się każdą chwilą. Poznanie przyszłości swojej, a zwłaszcza bolesna świadomość przyszłości ukochanego, nie wpływają na jej decyzje, nie wywołują gniewu na Poetę czy bogów, chociaż rodzą krótkie chwile zwątpienia. Jednak Lawinia nie stara się zmienić swego losu, nie dzieli się też brzemieniem wiedzy z Eneaszem, odwodzi ją od tego silna wiara w bogów i moc słów Wergiliusza.

Chociaż to Lawinia jest główną postacią powieści, a Eneasz opisywany z jej perspektywy, to Ursula Le Guin, podobnie jak Wergiliusz, oddaje wojownikowi niemal boską cześć, choć czyni go bardziej ludzkim niż zrobił to rzymski poeta – jej Eneasz to sprawiedliwy i mądry wódz, którego jednak przytłacza ciężar wojennych czynów. Sam siebie nie uważał za bohatera, ale zdawał sobie sprawę, że nie wolno okazywać słabości nawet najbliższym. Swoją zbroję wojownika nosił całe życie, nawet jeśli ta prawdziwa wisiała w honorowym miejscu, obnażony stawał jedynie przed Lawinią, z nią dzielił się swoimi wątpliwościami i wyrzutami sumienia. To żona okazuje się być opoką, najpierw dla swego ojca, później dla Eneasza, wreszcie dla ich syna Sylwiusza. Tę siłę wyczuwa się w jej postaci bezwiednie, Le Guin nie opisuje bowiem swojej bohaterki jako półbogini lepszej od mężczyzn, można wręcz czasem odnieść wrażenie, że wręcz przeciwnie - że jej postawa jest bierna i nadmiernie pokorna.

O samym poecie Lawinia wypowiada się zawsze z miłością i szacunkiem, powieść jest wszakże swoistym hołdem amerykańskiej pisarki złożonym Wergiliuszowi, o czym Le Guin pisze w posłowiu. Ta miłość, a także bogaty język autorki, plastyczne opisy epoki, emocjonalność, z jaką o swoim życiu opowiada bohaterka, sprawiają, że książkę czyta się z prawdziwą przyjemnością (której nie psują sporadyczne wpadki translatorskie i korektorskie), nie mogąc się od niej oderwać, a jednocześnie nie chcąc dotrzeć do ostatniej strony.

Mniej entuzjastyczna, ale bardzo ciekawa recenzja Elenoir.

2 komentarze:

  1. O! Właśnie kończę czytać "Lawinię". :)

    Zaczęłam z miłości do antyku, kończę... z obowiązku. Ujęła mnie forma i w ogóle pomysł, ale sama postać Lawinii wkurza mnie niemożebnie. Eneasz - jeszcze bardziej. Mierzi mnie robienie na siłę negatywnego bohatera z Turnusa. Myślałam, że książka le Guin będzie dla mnie lekarstwem na chorobliwą niechęć do Eneasza po "Eneidzie" - nie jest. :(

    Niemniej cieszy mnie, że "Lawinia" jest czytana. Ochoczo przyklaskuję każdej formie popularyzowania antyku, choćby mi osobiście jakieś dziełko akurat nie przypadło do gustu. :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. A mi bardzo się książka podobała, co zresztą widać; to pierwsza książka Le Guin, która mnie nie znudziła;-)

      Usuń