Literatura starożytna kojarzyła mi się zawsze z opowieściami o
wielkich wojownikach, Odyseuszu, Achillesie, Herkulesie… Autorzy
wychwalali ich boskie czyny, kazali im walczyć z potworami, szukać
złotego runa, rzucali w wir największych wojen, z bogami i przeciw
bogom. Kobiety, jeśli w ogóle występowały, stanowiły najczęściej nagrodę
bohatera, zdobywaną w trakcie przygód lub będącą uwieńczeniem wędrówki.
Zafascynowana tym światem Ursula K. Le Guin postanowiła dać jednej z nich głos – tytułowa Lawinia opowiada o świecie bohaterów ze swojego punktu widzenia. Opowiada urzekająco i lepiej niż niejeden starożytny poeta.
Przyszłą żonę Eneasza czytelnik poznaje w tym samym dniu, kiedy
Lawinia pierwszy raz zobaczyła Trojańczyka u brzegów swego kraju.
Dziewiętnastoletnia wówczas dziewczyna wie już, że to właśnie jemu
została przeznaczona, wie też, że to z nich narodzi się nowy lud. Nie
powiedzieli jej tego jednak bogowie, a tajemniczy mężczyzna w magicznych
lasach Albunei, Poeta, który, chociaż bohaterka nigdy nie wypowiada
jego imienia, powołał ją do życia na kartach swego największego dzieła –
Wergiliusz, autor Eneidy. I to właśnie spotkanie z Poetą
odmieniło los Lawinii i stało się punktem wyjścia jej opowieści. O
czasach, w jakich przyszło jej żyć, o bogach, których czciła, o wojnach,
których była świadkiem, o mężczyźnie, którego podziwiała i kochała.
Ursula Le Guin doskonale i w sposób barwny oddała realia epoki. Pisarka
nie odbiega specjalnie od fabuły eposu, urozmaica wydarzenia dodatkowymi
opisami, z Wergiliusza czyniąc przewodnika, który zdradza Lawinii
fragmenty przyszłości jej i Eneasza. Co więcej, dopisuje własne
zakończenie poematu, które przekazuje czytelnikowi bohaterka. Zupełnie
inaczej podchodzi również do przedstawienia sił nadprzyrodzonych. O ile
za wydarzeniami, które opisał Wergiliusz w Eneidzie, stali
bogowie, a biorący w nich udział ludzie to kukiełki w ich intrygach, o
tyle autorka przedstawia wydarzenia w sposób świecki, bogowie
przedstawieni są tutaj jako lokalne bóstwa, opiekunowie miast, którzy
czasem objawiają się wybranym śmiertelnikom; to ludzie są kowalami
własnych losów, choć posłusznymi boskim wyroczniom.
Potraktowana przez Wergiliusza jako tło, w powieści Le Guin Lawinia
zyskuje ciało i duszę. Wnikliwe studium psychologiczne postaci,
prowadzone wciągającym stylem pisarki bez popadania w przydługie
refleksje, pozwala wyobrazić ją sobie w pełni – jako godną córę
królewską, rozważną władczynię przodków Rzymian, oddaną i kochającą żonę
Eneasza, troskliwą matkę przyszłego władcy i wreszcie niezależną,
świadomą siebie kobietę tamtych czasów, której charakter wcale tak
daleko nie odbiega od wizerunku współczesnych mieszkanek rzeczywistego
świata. Prowadzona w pierwszej osobie narracja pozwala wierzyć, że
Lawinia żyła naprawdę, chociaż ona sama przekonana jest, że to życie dał
jej Poeta:
O ile wiem, właśnie on nadał mi w ogóle jakąś postać. Zanim zabrał się do pisania, byłam tylko cieniem cienia, zaledwie imieniem w rodowej historii.
Wrażenie, że jest tylko bohaterką eposu, a nie żywą osobą, i
wątpliwości z tym związane nie opuszczają Lawinii przez całe jej
istnienie:
Wiem, kim byłam, mogę wam opowiedzieć, kim mogłabym być, lecz teraz istnieję tylko w tych linijkach pisma. Nie jestem pewna jakości własnego istnienia i zdumiewa mnie, że w ogóle piszę.
Nie powstrzymuje jej to jednak od czerpania z życia wszystkiego, co
jej ono oferuje, z pokorą i radością. Nawet wiedza, jaką obdarzył ją
Poeta, nie pozbawia Lawinii cieszenia się każdą chwilą. Poznanie
przyszłości swojej, a zwłaszcza bolesna świadomość przyszłości
ukochanego, nie wpływają na jej decyzje, nie wywołują gniewu na Poetę
czy bogów, chociaż rodzą krótkie chwile zwątpienia. Jednak Lawinia nie
stara się zmienić swego losu, nie dzieli się też brzemieniem wiedzy z
Eneaszem, odwodzi ją od tego silna wiara w bogów i moc słów Wergiliusza.
Chociaż to Lawinia jest główną postacią powieści, a Eneasz opisywany z
jej perspektywy, to Ursula Le Guin, podobnie jak Wergiliusz, oddaje
wojownikowi niemal boską cześć, choć czyni go bardziej ludzkim niż
zrobił to rzymski poeta – jej Eneasz to sprawiedliwy i mądry wódz,
którego jednak przytłacza ciężar wojennych czynów. Sam siebie nie uważał
za bohatera, ale zdawał sobie sprawę, że nie wolno okazywać słabości
nawet najbliższym. Swoją zbroję wojownika nosił całe życie, nawet jeśli
ta prawdziwa wisiała w honorowym miejscu, obnażony stawał jedynie przed
Lawinią, z nią dzielił się swoimi wątpliwościami i wyrzutami sumienia.
To żona okazuje się być opoką, najpierw dla swego ojca, później dla
Eneasza, wreszcie dla ich syna Sylwiusza. Tę siłę wyczuwa się w jej
postaci bezwiednie, Le Guin nie opisuje bowiem swojej bohaterki jako
półbogini lepszej od mężczyzn, można wręcz czasem odnieść wrażenie, że
wręcz przeciwnie - że jej postawa jest bierna i nadmiernie pokorna.
O samym poecie Lawinia wypowiada się zawsze z miłością i szacunkiem,
powieść jest wszakże swoistym hołdem amerykańskiej pisarki złożonym
Wergiliuszowi, o czym Le Guin pisze w posłowiu. Ta miłość, a także
bogaty język autorki, plastyczne opisy epoki, emocjonalność, z jaką o
swoim życiu opowiada bohaterka, sprawiają, że książkę czyta się z
prawdziwą przyjemnością (której nie psują sporadyczne wpadki
translatorskie i korektorskie), nie mogąc się od niej oderwać, a
jednocześnie nie chcąc dotrzeć do ostatniej strony.
Mniej entuzjastyczna, ale bardzo ciekawa recenzja Elenoir.
O! Właśnie kończę czytać "Lawinię". :)
OdpowiedzUsuńZaczęłam z miłości do antyku, kończę... z obowiązku. Ujęła mnie forma i w ogóle pomysł, ale sama postać Lawinii wkurza mnie niemożebnie. Eneasz - jeszcze bardziej. Mierzi mnie robienie na siłę negatywnego bohatera z Turnusa. Myślałam, że książka le Guin będzie dla mnie lekarstwem na chorobliwą niechęć do Eneasza po "Eneidzie" - nie jest. :(
Niemniej cieszy mnie, że "Lawinia" jest czytana. Ochoczo przyklaskuję każdej formie popularyzowania antyku, choćby mi osobiście jakieś dziełko akurat nie przypadło do gustu. :)
A mi bardzo się książka podobała, co zresztą widać; to pierwsza książka Le Guin, która mnie nie znudziła;-)
Usuń