Trylogia Piratów z
Karaibów podobała mi się, mimo że głównym wątkiem były miłosne perypetie
Williama Turnera i Elizabeth Swann, czyli Orlando
Blooma, którego tolerowałam, i Keiry
Knightley, która przyprawia mnie o mdłości za każdym razem, gdy pojawia się
na ekranie. Ale te trzy części urzekały mnie zabawnymi dialogami i scenami,
przerysowaną, ale orzeźwiającą wizją piratów, przygodami, do których się tęskni, a przede
wszystkim ciągłością każdego z filmów i ilością przeplatających się wzajemnie
aluzji jednego filmu do drugiego, tak że ponowne obejrzenie sprawiało nową
frajdę.
Tego brakuje w najnowszej, niezależnej historii zawartej w Piratach z Karaibów: Na nieznanych wodach.
Film męczy, nie tylko techniką 3D, ale także zgranymi kliszami i nawet Jack
Sparrow (Johnny Depp) ani kapitan
Barbossa (Geoffrey Rush), moje
ulubione postaci, nie śmieszą. Miałkie dialogi nie zawierają w sobie nic, co by
sprawiło, że widz się wzruszy albo na chwilę chociaż zaduma. Lekkość przekazu
jest sztuczna i powtarzalna, ot taka sobie plastikowa bajeczka o złych piratach
i dobrych piratach, poszukujących źródła wiecznej młodości. Zachwycają natomiast,
jak zwykle, przepiękne krajobrazy i doskonałe efekty specjalne.
W przeciwieństwie do znanych już bohaterów, którzy mnie
rozczarowali, przyjemnie zaskoczyli mnie nowi – zwłaszcza Penélope Cruz, piękna i wiarygodna jako córka pirata
o anielskim imieniu (Angelica Malon) nijak mającym się do jej osobowości, bowiem
to niezależna i umiejąca zadbać o siebie kobieta; Cruz pasowała do roli i
rozwiała wszelkie moje obawy co do swojego udziału w tym filmie, po prawdzie to
w głównej mierze dzięki niej i chemii między nią a Deppem nie okazał się on kompletną klapą. Podobał mi się także
Czarnobrody (Ian McShane), pirat zły
do głębi duszy, której nie można uratować. Jest groźny, wyrachowany i
egoistyczny i taki pozostaje do samego końca, podobnie np. jak lord Blackwood w
Sherlocku Holmesie.
Angelica Malon - ta pani ma charakterek |
Na nieznanych wodach jest próbą restartu serii po niezbyt udanej, napompowanej patosem i
przesłodzonej Na krańcu świata i jest
rzeczywiście od niej lepsza. Ci jednak (w tym ja), którzy już oddychali z ulgą
z powodu nieobecności Williama i Elizabeth, rozczarują się sromotnie – zamiast nich
jest pastor Philip Swift (Sam Claflin),
przystojniejszy wprawdzie od Willa, ale tak samo jak on mdły jak flaki z
olejem, oraz syrena Serena (Astrid
Berges-Frisbey), piękniejsza niż Elizabeth, ale tak samo przezroczysta. Trzeciej
części nie pobije jednak w ścieżce dźwiękowej, komponowanej jak zwykle przez Hanza Zimmera, który w Na krańcu świata dał popis wirtuozerii i
oryginalności, Na nieznanych wodach to powrót do znanych schematów z Klątwy Czarnej Perły i Skrzyni Umarlaka.
Kurcze, już się gdzieś odgrażałem, że muszę w końcu napisać swoja recenzję. Wady widzę podobne - 3D, pocięta historia i mało humoru. Ale dodam jedną - Penelope Cruz - nie lubię jej i popsuła mi seans...
OdpowiedzUsuńTeż za nią nie przepadam, ale w Piratach naprawdę mi się podobała:-)
OdpowiedzUsuńTo się właściwie zgadzamy. Poza niechęcią do Keiry, bo ja ją akurat lubię ;) Penelope i Jack ratowali cały film, Czarnobrody wypadł nieźle, ale było go za mało, no i co to za film o Piratach, który nie dzieje się niemal wcale na morzu? ;))
OdpowiedzUsuńWłaśnie, tego morza mało, żadnej bitwy...;-)
OdpowiedzUsuńTak właśnie czułam, że to nie będzie to samo... Ja jednak wolę ciągłość. A Sparrow, bądźmy ze sobą szczerzy, nawet Wróbelkiem można się w końcu przejeść X']
OdpowiedzUsuńPozdrawiam :)
Ano, co racja to racja, Depp zresztą zarzeka się, że "Na nieznanych wodach" to ostatnia część, w jakiej zagra, ale kto go tam wie, skoro nawet Sapkowski po tylu latach myśli o powrocie do "Wiedźmina"...
OdpowiedzUsuńRozumiem, że są błędy, niedociągnięcia, ale i tak obejrzę :)
OdpowiedzUsuńNie, to po prostu słaby film;-)
OdpowiedzUsuńA mnie z kolei nie podobała się poprzednia trylogia:) Też nie trawiłam Blooma i KnightleyXD Poszłabym na 4 część, ale odstrasza mnie to nachalne 3D... W Avatarze było świetnie zrealizowane, w innych filmach prawie zawsze jest tylko zagrywką, aby wyciągnąć kasę z publiki;/
OdpowiedzUsuńTrochę mnie zmartwiłaś tym, że mamy syrenę i pastora jako odpowiedniki Blooma i Knightley. Ale może mimo to wybiorę się na to do kina.