Jeszcze kilka lat temu nazwisko Zajdel kojarzyło mi się tylko z nagrodą przyznawaną twórcom fantastyki. Po lekturze zbioru Relacja z pierwszej ręki Janusz A. Zajdel przestał być dla mnie panem od nagrody, a znalazł się w czołówce pisarzy, których twórczość zaczęłam doceniać. Nie mogę tego powiedzieć w kontekście wszystkich opowiadań tam zawartych, ale znalazło się kilka, które mnie naprawdę zachwyciły i rozbudziły moją ciekawość.
Zbiór sam w sobie jest… za duży. Trzydzieści trzy opowiadania, nawet tak krótkie (najdłuższe liczą sobie trzydzieści kilka stron), to stanowczo za wiele jak na jeden tom. Być może ktoś, kto czytać będzie kilka raz na jakiś czas, nie poczuje się zmęczony, ale mi czytanie się dłużyło. Tym bardziej, że spośród wszystkich historii tylko jedenaście mogę uznać za naprawdę dobrych, większość jest przeciętna, kilka w ogóle nie trafiło do mojej wyobraźni. Wszystkie opowiadania jednak cechuje równy styl, lekko staroświecki, bardziej przypominający mi książki z lat czterdziestych niż sześćdziesiątych czy siedemdziesiątych. Tematyka fantastyczna jest jedynie „łatką” dla opowieści o człowieku, współczesnym świecie, nieustających zmianach. I chociaż staram się nie porównywać pisarzy, to nie mogłam się oprzeć wrażeniu, że Janusz A. Zajdel w sposobie postrzegania rzeczywistości podobny jest Philipowi K. Dickowi.
Największą zaletą Zajdla jest umiejętność przekształcania prostych, właściwie niewiele znaczących elementów rzeczywistości w rewelacyjne historie z zaskakującą puentą. Jak sam napisał w Iluzycie, skądinąd jednym z najsłabszych opowiadań:
Coraz trudniej, niestety, zaskoczyć czytelników czymś naprawdę ciekawym. Rzeczywistość depcze fantastom po piętach. Klasyczne tematy zostały wyeksploatowane. A w tym gatunku literatury najważniejszy, niestety, jest pomysł. Tu nie można się wyłgać samą formą albo intelektualnym dziwaczeniem. (s. 275)
Takie właśnie, pomysłowe, zaskakujące, rewelacyjne w swej prostocie, są Studnia (pokazuje, że okrutna ironia losu dosięga człowieka w najmniej oczekiwanych chwilach), Uranografia (i kosmici, i ludzie mają podobne problemy), Egipski kot (lekko niepokojące połączenie konwencji egipskiej i teorii spiskowych), Ogon diabła (odwołuje się do starej prawdy, jak to diabeł potrafi ogonem nakryć) czy Skorpion (prześmiewcza wizja pogoni ludzi za najnowszymi zdobyczami techniki i władzach, które usiłują kontrolować postęp). O wiele większą finezją autor wykazał się w historiach Dokąd jedzie ten tramwaj (gorzka satyra na chęć posiadania wykształcenia na papierku z pominięciem prawdziwej wiedzy), Prognozja (rewelacyjne połączenie amnezji i jasnowidztwa), Ten piękny dzień (przewrotna historia biblijna o stworzeniu i wieczności), Wyższe racje (opowiadanie wyśmiewające cenzurę, propagandę i władze totalitarne, niestety aktualne i dzisiaj). Największe wrażenie wywarły na mnie jednak dwa – …et in pulverem revertis i Relacja z pierwszej ręki. Chociaż bardzo różne od siebie pod względem fabuły, to łączy je podobna przewrotność, ironia i genialna wręcz umiejętność gry z konwencją – w pierwszym wypadku ekologiczną, w drugim biblijną.
To, co mnie najbardziej ujęło w twórczości Zajdla, to fakt, że potrafi on jednym zdaniem podsumować całą opowieść, wywołując zaskoczenie, śmiech, żal. Tematyka jego opowiadań nie traci na aktualności, mówi nie tylko o ekspansji człowieka w kosmosie i tego, co może być po drugiej stronie, lecz także globalizacji internetu, relacji międzyludzkich. Sporo miejsca poświęca literaturze, wiedzy, sposobach jej zdobywania i wykorzystywania – jak w opowiadaniach Bunt, Dyżur, Wszystkowiedzący, Dowód czy Raport z piwnicy. Nie braknie tutaj również historii o obcych, ukazywanych w pozornej opozycji do ludzi, których obraz jest jednak skrzywionym odbiciem naszego gatunku.
Z reguły Zajdel nie popisuje się swoją wiedzą, nie „paćka” opowiadań technicznym słownictwem, wręcz przeciwnie. Doświadczenia zawodowe potrafi przekształcić w przyjemną podróż po zagadnieniach swego naukowego świata. Udało mu się to całkiem wdzięcznie w Ekstrapolowanym końcu świata, Towarzyszu podróży, Blisko słońca, w których porusza problematykę postępu technicznego, przestrzeni czasowych, równoległych światów, schizofrenii. Pozytywnie zaskoczyła mnie historia ze Chrztu bojowego – zwyczajną i schematyczną opowieść o treningu młodego żołnierza, mającego bronić Ziemi przed inwazją Obcych, uratowała puenta udowadniająca, że są różne prawdy. Podobnie Jad mantezji, początkowo nudne przekształciło się w złośliwą przestrogę dla tych, którzy pragną do władzy i sławy dojść na skróty. Również Metodę dr. Quinna można zaliczyć do udanych opowiadań, to taki minithriller w lekko psychodelicznym tonie, w którym głównym motywem jest obecność obcych wśród ludzi. Niezłe okazało się Poczucie winy, postapokaliptyczne opowiadanie, drwiące z prawa Darwina, oraz Gra w zielone, ośmieszające mit równości i sprawiedliwości na świecie. Przyjemną odskocznią była Felicitas, zabawna historyjka miłosna o grze w przeznaczenie.
Zupełnie mi się natomiast nie podobał Diabelski młyn – autor sięgnął po bohatera z rewelacyjnej Studni i po tematykę eksperymentów genetycznych, jednak nawet jego ironiczny ton nie był mnie w stanie przekonać do prezentowanej historii. Podobne odczucia miałam wobec opowiadań Wyjątkowo trudny teren, Iluzyt, Sami i 869113325. Pierwsze to nieciekawa wizja sztuki przejmowania ciał ludzi przez obcych, drugie… w ogóle nie pamiętam, podobnie jak 869113325. Sami początkowo intrygowało (okazuje się, że Zajdel wymyślił Matrix na długo przed braćmi Wachowskimi), ale przerodziło się w filozoficzno-religijny bełkot. Nie rozumiem też, jak w zbiorku mogło się znaleźć tak marne opowiadanko jak Satelita, będące krótką satyrą na zachowanie młodzieży, które udowadnia jedynie, że w każdych czasach młodzież jest taka sama. Większych emocji nie wzbudziła we mnie opowieść w Psy Agenora. Prawdopodobnie miało być dramatycznie i przygnębiająco, a wyszło nijako i nudno.
Podsumowując, Relacja z pierwszej ręki to całkiem ciekawy przekrój twórczości Janusza A. Zajdla, pokazujący przede wszystkim jego wszechstronność, stanowiący dobry początek dla czytelnika na zapoznanie się z barwnym, wciągającym językiem i interesującymi historiami. Szkoda tylko, że wydawnictwo nie poddało opowiadań ponownej korekcie i pozostawiło mnóstwo irytujących literówek.
Recenzja ukazała się na portalu Katedra.
Odświeżyłabym sobie Zajdla... W zamierzchłych czasach czytałam jakieś jego opowiadania i to było moje pierwsze zetknięcie z fatnastyką. A ja dziecięciem byłam naiwnym. Tym niemniej bardzo mi się wówczas podobały, ze wzgledu właśnie na ten element zaskoczenia.
OdpowiedzUsuńNo proszę, a ja dopiero niedawno odkryłam jego twórczość i na opowiadaniach nie zamierzam poprzestać.
UsuńJestem zachwycona powieściami Janusza Zajdla. "Paradyzja" to dla mnie nadal numer jeden. Opowiadań nie znam - jeszcze nie znam. W tamtym roku przeczytałam 5 jego powieści. Na pewno jeszcze wrócę do jego twórczości. Na razie potrzebuję krótkiej przerwy ;)
OdpowiedzUsuńTeż słyszałam, że powieści są świetne. "Paradyzja" będzie pierwsza na mojej liście:-)
UsuńPolecam, a ulubiony tytuł mojego męża to Limes Inferior.
UsuńWłaściwie zapomniałem już te opowiadania. Czytałem je ostatecznie dobre 20 lat temu :) Dobrze jest czasem powracać do naprawę niezłej fantastyki. Dzięki za przypomnienie.
OdpowiedzUsuńCo najciekawsze, to tematy wciąż aktualne, przynajmniej większość i to jest piękne:-)
UsuńAle bym sobie kupiła te opowiadania. Powieści uwielbiam, zwłaszcza słuchać. Koniecznie przeczytaj "Limes"! I resztę, hehe.
OdpowiedzUsuń