niedziela, 11 sierpnia 2013

Czasami lepiej nie ruszać dziecięcych wspomnień - "Świat czarownic", Andre Norton; tłumaczenie: Ewa Witecka, Nasza Księgarnia 2013

Cykl Świat czarownic czytałam lata temu, jako jedenasto-, może dwunastoletnia dziewczynka i wówczas bardzo mi się podobał. Nie zwracałam wtedy uwagi ani na wiarygodną psychikę postaci, ani na świat, ani na logiczność fabuły, o feministycznym wydźwięku nie wspominając. Przez lata miałam głęboki sentyment do chwil spędzonych na lekturze serii. Kiedy Nasza Księgarnia postanowiła ją wznowić, zdecydowałam się sięgnąć po książki Andre Norton, by się przekonać, czy przetrwały próbę czasu i czy spodobają mi się chociaż w połowie tak, jak to było ponad piętnaście lat temu.

Pierwszy tom cyklu od razu wrzuca czytelnika w wartki nurt akcji. Poznajemy bohatera, Simona Tregartha, który ucieka przed niejakim Hansonem. Wiemy, że wpadł w poważne tarapaty, nie wiemy dlaczego. Nagle zjawia się tajemniczy wybawiciel, doktor Petronius, który oferuje mężczyźnie ucieczkę w nieznany świat, gdzie nie dorwą go zbiry. Nasz bohater postanawia skorzystać z okazji i przenosi się do magicznego miejsca, w którym od razu staje się herosem – ratuje kobietę uciekającą przed konną obławą. Szybko się dowiaduje, nie znając tamtejszej mowy i zwyczajów, że owa kobieta jest czarownicą, która chociaż nie rozumie jego języka, nie ma problemów z pojmowaniem jego myśli. To ona prowadzi go do swego kraju, Estcarpu, gdzie Simon w tempie ekspresowym staje się członkiem tamtejszej armii i jednym z lepszych wojowników, a że Estcarpianie szykują się na wojnę z wrogim Kolderem, każda para rąk się przyda. Tak mniej więcej przedstawia się główna oś fabuły powieści. Drugi wątek jest związany ze śliczną, uroczą, aczkolwiek temperamentną i nieposłuszną swemu ojcu lady Loyse, która w męskiej zbroi ucieka przed wybranym dla niej przeznaczeniem. Przypadkiem jej losy wiążą ją ze Strażniczką, tą samą czarownicą, którą na swojej drodze spotkał Simon. Wszyscy razem ruszają przeciwko wrogim siłom.

Sama w sobie historia jest całkiem znośna, ale brak jej pełni, pełnokrwistych postaci i dobrze odzwierciedlonego świata, który autorka ledwie zarysowuje (nie chodzi mi o geografię, bo tę czytelnik otrzymuje na mapie). Denerwował mnie również patos obecny w każdym, nawet najmniej istotnym dialogu i opisie, dodatkowo uwypuklony przez zbyt dosłowne tłumaczenie. Bohaterowie są – i tyle o nich można powiedzieć. Kierują się, owszem, emocjami, mają za sobą nawet traumatyczne przeżycia, jednak Norton dosyć niezgrabnie oddaje ich przemyślenia, przez co stają się jeszcze mniej wiarygodni. Domyślam się, że jak na lata 60. była to powieść dość nowatorska pod jednym względem – Estcarpem rządzą wszak kobiety, władające mocą czarownice, którym służą dzielni mężczyźni. Jednak dzisiaj mało kogo już to dziwi, a feminizm bohaterek przejawia się dość łagodnie (może poza Loyse), więc młodszy czytelnik raczej nie doszuka się tu głębszego kontekstu bez czyjejś pomocy. Świat czarownic mogłabym teraz polecić właśnie młodszym, zaczynającym przygodę z fantastyką. Starszym odbiorcom powieść może się wydać nudna i mało satysfakcjonująca, chyba że szukają lekkiej książki przygodowej na jeden wieczór.

Recenzja ukazała się na portalu Katedra.

7 komentarzy:

  1. Nawet z tym jednym wieczorem może być trudno, ja przez 10 godzin przeczytałem 100 stron, tak opornie to szło. ;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Mnie też szło ciężko, ale jak się zawzięłam, to już tekst leciał sam po oczach;-)

      Usuń
  2. Ja tylko chciałabym sprostować, że Loyse jest jednak przez większość społeczeństwa uważana za brzydką, a nie śliczną.;)

    Niemniej, mimo ze właśnie to wydanie było pierwszym, z którym się zapoznałam (wcześnie próbowałam czytać to starsze, ale w bibliotecznym egzemplarzu brakowało 40 stron, więc wymiękłam), wydało mi się całkiem sympatyczną opowieścią. Tyle że kluczowa dla mojej oceny była świadomość, że "Świat Czarownic" ma już blisko 50 lat i czytałam go raczej dla sprawdzenia, jak to się drzewiej pisało.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. I tak nawet, podchodząc do książki w ten sposób, można stwierdzić, że jest wiele lepiej napisanych powieści fantastycznych z owych czasów lub wcześniejszych. Sama Norton pisała lepiej, tylko nie mogę sobie teraz przypomnieć tytułu tej powieści...

      Usuń
  3. Ja przeczytałam po raz pierwszy dopiero teraz. Skusiła mnie cena - 10 zł. Zgadzam się w zupełności z tym co napisałaś. Ciężko się czyta tę powieść, po iluś tam przeczytanych książkach fantastycznych, ale też nie jest najgorsza. Jak drugi tom też mi się trafi za tą cenę, to kupię :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. W takim razie daj znać, jakie wrażenia. Ja już nie chcę sięgać po kolejne tomy.

      Usuń
  4. Miałam okazję przeczytać tę książkę. Niestety nie sprostała moim oczekiwaniom. Po kolejne tomy nie zamierzam już sięgać.

    OdpowiedzUsuń