czwartek, 7 stycznia 2016

Najwyższy czas na Annę Kańtoch, nie Anię – Anna Kańtoch, „Światy Dantego”, Uroboros 2015

Odważny, intrygujący, wciągający, różnorodny – to cechy najnowszego zbioru opowiadań jednej z najlepszych autorek polskiej fantastyki. Nie prenumeruję żadnego z czasopism, nie kupuję tematycznych zbiorów opowiadań (chyba że są o kotach), nie mam czytnika, dlatego cieszę się, że wydawnictwo Uroboros zdecydowało się wydać tom złożony z opowiadań Anny Kańtoch. Dzięki temu mogłam poznać kolejne strony twórczości tej niezwykle utalentowanej pisarki. Anna Kańtoch pokazała już, że nie boi się eksperymentować w żadnym aspekcie pisarskim, czy to fabularnym, czy w budowaniu postaci, czy też stylu. Ten zbiór utrwala jej wizerunek jako nietuzinkowej pisarki.

Światy Dantego zawiera w sobie nie tylko tytułowe opowiadanie, lecz także osiem innych tekstów, każdy inny pod względem tematu, bohaterów, pomysłu i jego rozwinięcia. Smykałkę do eksperymentów widać moim zdaniem najbardziej w Człowieku nieciągłym i Oknie Myszogrodu. Pierwsze to intrygujące, budzące niepokój opowiadanie z wątkiem niespójności czasu i przewrotnym zakończeniem. W Oknie Myszogrodu również pojawia się temat czasu i jego płynności. Chociaż pomysł wydawał mi się ciekawy, to jakby w jego realizacji coś przygasło i nie poruszyła mnie opowiadana tutaj historia. Plusem natomiast jest cudowna wizja dawnego Krakowa, jakby XIX wiecznego miasta, którego atmosfera kładła się subtelną mgłą na fabule. Autorka ma prawdziwy dar w oddawaniu klimatu retro, co też doskonale zrobiła w mrocznym Cmentarzysku potworów. To dla mnie jedna z najlepszych opowieści w tym zbiorze, idealne połączenie niepokojącej historii pewnego iluzjonisty wplątanego w rodzinną tajemnicę z umiejętnie dozowanym napięciem i akcją wymagającą pełnej uwagi czytelnika. Na pierwszym miejscu postawiłabym Światy Dantego. Wizja piekła, jaką stworzyła tutaj Kańtoch, sprawia, że bardzo mnie cieszy, że nie wierzę w żadne piekło (poza tym ziemskim). Zaszczytne, trzecie miejsce zajmuje u mnie opowiadanie Duchy w maszynach, które zawiera jedno z lepszych pierwszych zdań, z jakimi spotkałam się w literaturze. Swoim stylem i wątkiem przypomina mi lekko trylogię o Przedksiężycowych. Przedstawiony tutaj świat, pełen szamanów, obcych, wskrzesicieli, duchów karmiących się krwią martwych ludzi, spokojnie nadaje się na rozwinięcie w osobną powieść.

Mimo różnorodnej tematyki widać w dalszym ciągu, że to, w czym Anna Kańtoch czuje się najlepiej, to specyficzne pomieszanie grozy i tajemnicy. Te opowiadania mają o wiele brutalniejszy wydźwięk niż to, co do tej pory czytałam tej autorki. Kańtoch pokazuje, że doskonale radzi sobie w każdym stylu i potrafi go dostosować do opowieści. Jest też mistrzynią w budowaniu napięcia, zmusza do ciągłej uwagi. Tym często mnie irytuje, bo odwleka rozwiązanie, karmi mnie drobnymi szczegółami i gdy już mi się wydaje, że rozgryzłam zagadkę, dostaję element wywracający całą moją koncepcję. Chociaż taki klimat mają właściwie wszystkie historie, najpełniej tę atmosferę oddają opowiadania Miasteczko, Rodzina w lustrze, Za siedmioma stopniami i Szczęścia i wszelkiej pomyślności. W Miasteczku i Szczęścia… to napięcie i groza układają się we wspaniałe historie z dreszczykiem. Zwłaszcza Szczęścia i wszelkiej pomyślności, gdzie dochodzi do tego świetnie oddany wątek rodzinny. Za siedmioma stopniami wydawało mi się doskonałym przykładem na igranie autorki z czytelnikiem, które nie pozwoliło mi się oderwać od lektury. Jednak rozwiązanie całej tajemnicy rozczarowuje, jest zbyt proste, jak na tak skrupulatnie zbudowaną intrygę. Najmniejsze wrażenie w całym zbiorze wywarło na mnie, o zgrozo!, opowiadanie z Domenikiem Jordanem. Uwielbiam historie w Zabawki diabła i Diabeł na wieży, często do nich wracam. Rodzinę w lustrze z trudem doczytałam do końca. Chociaż jest utrzymane w klimacie zbiorów sprzed dziesięciu lat, to wydaje mi się wymuszone, jakby autorka nie bardzo chciała wracać do tego bohatera. Przyczyną może być też fakt, że zagadka właściwie rozwiązuje się sama i Domenic jest tylko „popychaczem” akcji, sam nie ma w tym specjalnego udziału. Byłabym jednak niesprawiedliwa, gdybym nie pogratulowała autorce nie tylko zachowania stylu, ale też wiarygodnego przedstawienia niedoświadczonego w tematyce śledztwa i demonów bohatera (to jego pierwsza sprawa).

Tak jak szeroki jest wachlarz tematów autorki, tak wiele potrafi ona stworzyć postaci, a każdy będzie inny. Dzieci, młodzież, młodzi, dojrzali, starsi, kobiety, mężczyźni, nie ma to znaczenia - każdego Anna Kańtoch potrafi wiarygodnie przedstawić, o wielu chciałoby się poczytać więcej. Autorka szczególnie w tych opowiadaniach pokazuje, że jest świetnym obserwatorem społecznym i umiejętnie przelewa te obserwacje na papier, pokazując ludzi w rzeczywistych sytuacjach, nawet jeśli nie opisuje akurat rzeczywistego świata. Doskonale tutaj widać, że usiłuje przeniknąć przez ludzkie umysły, dotrzeć do genezy ich zachowań, zwłaszcza tych kontrowersyjnych, nie boi się wnikać głębiej, pod skórę, w te najdalsze i najohydniejsze zakątki ludzkiego mózgu. Uwielbiam jej dziecięcych i nastoletnich bohaterów. Wydaje mi się, że jest to jedna z niewielu pisarek, która tak świetnie potrafi zobrazować dziecięcą psychikę. Dzieciaki nie są tu pokazane jako niewinne, nieświadome istoty, za jakie są jednak nadal uważane w naszym społeczeństwie. Przedstawiając portrety swoich nieletnich bohaterów, Kańtoch skłania do zastanawiania się, co tak naprawdę myślą dzieci i zachęca do traktowania ich jak równych dorosłym, bo przecież często są mądrzejsze tą nieskażoną, pierwotną mądrością.

Zbiór jest opatrzony wstępem i posłowiem autorstwa Jakuba Ćwieka. Pisarz popełnił także krótkie wstępy do każdego z opowiadań. Zgodnie z moją tradycją czytałam wszystko po lekturze opowiadań i byłam zaskoczona, jak zbieżne są moje odczucia z emocjami, którymi podzielił się autor do każdej z historii. Moim zdaniem zbiór nie potrzebował tej oprawy, zbyt sentymentalnej jak na mój gust i przedstawiającej autorkę jako Anię, koleżankę po piórze, niepozorną, zamkniętą, która siedzi sobie w kąciku i coś tam pisze, co zaskakująco okazuje się dobrą literaturą… A to jest Anna Kańtoch, proszę państwa, dojrzała pisarsko, wciąż doskonaląca swój dobry warsztat pisarka i najwyższy czas, aby Anią była już tylko prywatnie.

Recenzja ukazała się na portalu Katedra.

3 komentarze:

  1. Od dawna mam ochotę sięgnąć po twórczość tej autorki, ale jakoś do tej pory się to nie stało... A zbiór zainteresował mnie już w okolicha premiery i szkoda, że nadal go nie kupiłam. Bardzo zaciekawiły mnie też motywy zawarte w Przedksiężycowych, an któych też się kiedyś czaiłam, ale nie wyszło... Jestem ciekawa, która książka Kańtoch najbardziej mi przypadnie do gustu.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Myślę, że ten zbiór to dobre miejsce, by zacząć, to dobry przegląd pomysłów i stylów Kańtoch:)

      Usuń
  2. A ja się zaopatrzyłam w Przedksiężycowych :)

    OdpowiedzUsuń