Córki dancingu to ciekawa, tragikomiczna wersja baśni o małej syrence Andersena, zmiksowanej z mitologicznym wizerunkiem syren. Srebrna, ani tym bardziej Złota, nie przypomina w niczym disnejowskiej Arielki. Motyw baśniowy i gra z konwencją urzekły mnie najbardziej, syreny to w końcu krwiożercze, bezwzględne istoty, mamiące swym głosem ogłupionych mężczyzn. Magnetyzm sióstr pokazany jest bardzo wiarygodnie. Jest to z pewnością film oryginalny, dobre i odważne połączenie musicalu (folkowe teksty piosenek są cudowne) i groteski, nawet z elementami gore i świetną charakteryzacją.
Córki dancingu to jednak bardziej pokaz formy niż treści. Relacje bohaterów przedstawione są powierzchownie i schematami: dwie siostry - mroczna i łagodniejsza, o czym zresztą mówią ich imiona, romans Srebrnej z przystojnym Basistą, seksualna rozwiązłość wszystkich w oparach absurdu nocnych warszawskich klubów disco z lat 80. Schemat by mi wcale nie przeszkadzał, gdyby chociaż został wiernie oddany przez aktorów. Niestety tylko Marta Mazurek i Kinga Preis miały w sobie naturalność i prawdziwość. Jakub Gierszał, którego zwykle podziwiam na ekranie nie tylko ze względu na aparycję, tutaj jest pustym, sztucznym chłopcem. Michalina Olszanska stara się tak bardzo uwodzić i być tajemniczą, że ośmiesza tym swoją bohaterkę. Oniryczność, barwność tła filmu oraz brak logiki w wielu scenach skupiły niemal całą moją uwagę tak, że nie bardzo widzę, aby w Córkach dancingu było coś więcej nad spektakl kreatywności. Jest to jednak mocny debiut i z pewnością zainteresuję się kolejnym filmem Agnieszki Smoczyńskiej.
Za możliwość obejrzenia filmu dziękuję dystrybutorowi Kino Świat.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz