Wypatrzyłam recenzję tej książki na blogu Śmietanki, pożyczyłam i... jestem bardzo zadowolona, że przeczytałam.
Tę książkę powinien przeczytać każdy, kto uważa baśnie za bzdurne, wyzute z treści i moralizatorskie opowiastki wyłącznie dla dzieci, a także każdy, kto interesuje się baśniami, a nie prenumeruje Zwierciadła. To też książka dla rodziców, którzy uważają, że nie należy czytać dzieciom prawdziwych wersji baśni braci Grimm czy Andersena i karmią swoje pociechy uładzonymi wersjami:
Część ludzi boi się skonfrontować dziecko z okrucieństwem bajki. Tak jak z prawdą, z życiem niepolukrowanym. Jednak oni czytają bajki z perspektywy bycia dorosłym, ale nie dojrzałym. Wtedy to wszystko wydaje się okropne, te bebechy, krew. Tymczasem dziecko tego tak nie widzi. Dla niego okrucieństwo bajkowe ma wymiar symboliczny, nie realny.
I jeszcze:
Baśnie są właśnie po to, by nauczyć dzieci radzić sobie z takimi tematami, nastrojami, strasznymi stanami psychicznymi. Pokazują, jak sprostać temu, co przychodzi wraz ze świadomością, że matka czy ojciec nie są tylko dobrzy, że świat nie jest na nasze usługi, a rzeczywistość nie głaszcze po głowie - wymaga trudnych rzeczy, często zbyt trudnych.
To w zasadzie zapis rozmów, jakie Tatiana Cichocka przeprowadziła z wybitną psycholog Katarzyną Miller, obejmujący omówienie psychologiczne najważniejszych i najbardziej znanych baśni. W zasadzie role obu pań są tutaj jasne - Miller opowiada o baśniach od strony psychologicznej, socjologicznej, Cichocka głównie zadaje pytania, stara się doprecyzować, czasem wtrąca coś od siebie. Są tutaj więc rozmowy na temat Kopciuszka, Śpiącej Królewny , Małej Syrenki, Dziewczynki z zapałkami, Jasia i Małgosi, Kota w Butach, ale też o Szewczyku Dratewce, Głupim Jasiu, Sinobrodym (osobiście nigdy tej bajki nie czytałam, a szkoda, może uchroniłaby mnie przed wieloma błędami, jakie zdążyłam popełnić w życiu).
Okazuje się - i udowodniła to psychologia - że baśnie odczytujemy podświadomie. Nawet gdy świadomie nie wiemy, co znaczą, nie rozumiemy ich, nie jesteśmy w stanie ich zinterpretować, to ich głębsze znaczenia trafiają bezpośrednio do naszej podświadomości. Dzieci przecież nie potrafią interpretować, ale intuicyjnie odbierają przekazy zawarte w baśniach. Dla mnie było to odkrycie, że jeśli jest jakaś baśń, którą w dzieciństwie czytałaś wielokrotnie [...] to znaczy, że właśnie w niej został uchwycony twój proces rozwojowy.
Od zawsze wiedziałam, że baśń to o wiele więcej, niż magiczna opowieść dla najmłodszych, nie sądziłam jednak, że w każdej mieści się aż tyle informacji o człowieku! Dzięki tym rozmowom uświadomiłam sobie, jak bardzo wielowymiarowa jest baśń, ile w każdej można odnaleźć o sobie samym, o własnych lękach, wątpliwościach, jak mocno kształtują one nasze życie (jeśli ktoś oczywiście je czytał lub były mu czytane w dzieciństwie; żal mi tych, którzy nigdy baśni nie czytali lub czytali wersje okrojone). Omawianie poszczególnych baśni daje autorkom pretekst do rozprawienia się z wieloma stereotypami, przede wszystkim kobiet, ale także mężczyzn i dzieci. Momentami miałam wrażenie, że ciągną temat na siłę, żę za bardzo odbiegają od tematu, jednak ogólne odczucia miałam pozytywne. Czytając Bajki rozebrane, dowiedziałam się wiele o sobie samej, chociaż nie była omawiana żadna z moich ukochanych baśni (Żelazne trzewiczki, Trzynaście miesięcy), ale teraz już mam klucz do chociażby częściowego ich przeanalizowania.
Bajki przecież konfrontują nas z lękami. Uczą nas te lęki oswajać. Śmierć istnieje. Ale się jej boimy. Zło istnieje. Przemoc istnieje. Możemy udawać przed sobą i dziećmi, że to nieprawda, że świat jest różowy i słodki jak lukier, ale tak nie jest. I dziecko prędzej czy później się o tym przekona. Nie mówiąc o tym, że zwykle bardzo nie doceniamy własnych dzieci. Wyobraźnia dziecka bywa bujna, tworzy czasem takie obrazy i takie strachy, które przekraczają wszystko, co napisano.
A Wy jakie baśnie lubiliście czytać w dzieciństwie?
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz