niedziela, 14 listopada 2010

O filantropach

Philantropic people lose all sense of humanity.
Oscar Wilde, The Picture of Dorian Gray, Bounty Books 2005

piątek, 12 listopada 2010

Młodość i piękno jego przekleństwem – „The Picture of Dorian Gray”, Oscar Wilde, Bounty Books 2005

Powieść Oscara Wilde’a to klasyka literatury będąca również jedną z najważniejszych pozycji w kanonie fantastyki. Jednak podobnie jak pozostałe dzieła powstające w XIX wieku rys grozy jest tu tylko pretekstem do pokazania czegoś innego, głębszego – w wypadku Portretu Doriana Graya jest to przemiana tytułowego bohatera i jego zmagania z samym sobą, pokazanie powolnej degradacji człowieka, który stracił duszę na rzecz wiecznej młodości.

Książka, jedyna w dorobku angielskiego twórcy, nie jest jednak wyłącznie historią o Dorianie Gray’u, znajdziemy tu rozważania o życiu, poglądy samego autora na wiele tematów, głównie związanych z ukazaniem wyższości mężczyzn nad kobietami, ale także jego pojęcie sztuki, moralności, piękna. To idealna skarbnica cytatów, niejednokrotnie zresztą wykorzystywanych w licznych zbiorach aforyzmów (sporo znajduje się też na moim blogu). Wilde, umieszczając w powieści część siebie, zaprzeczył jednak sam sobie – na samym początku można przeczytać, że:
An artist should create beautiful things, but should put nothing of his own life into them.
Portret Doriana Graya bezwzględnie obnaża prawdę o epoce, w której powstał, pełnej hipokryzji żyjącej wówczas arystokracji, ujawnia mroki londyńskiego życia, które kryją się nie w ciemnych uliczkach biedoty, ale w domach wysoko urodzonych mieszkańców. Czytając już pierwsze strony, można zrozumieć, dlaczego powieść wzbudziła kontrowersje wśród ówczesnych czytelników, chociaż wtedy bardziej zarzucano autorowi umieszczenie wątku homoseksualnego niż jego szyderstw o angielskiej socjecie. Dzisiaj Portret… nie bulwersuje z powodu opisanych w nim relacji między głównymi bohaterami, wydają się wręcz subtelne w porównaniu ze współczesną literaturą poruszającą motyw związku dwóch mężczyzn. Urażone mogą się czuć jedynie niektóre kobiety jawnymi obelgami, jakich nie szczędzi autor rodzajowi żeńskiemu. Chociaż o kobietach Wilde nie wyraża się niemal ani razu pozytywnie (wyjątkiem jest hrabina Gladys, którą bohaterzy wyraźnie podziwiają za umiejętność grania wedle obowiązujących reguł jednocześnie bez rezygnacji z własnego charakteru), niejednokrotnie są to trafne obserwacje – kobiety, nawet dzisiaj, dobrowolnie poświęcają osobowość i ambicje dla mężczyzny. Najdobitniej pokazuje to na przykładzie Sibyl Vane, w której zadurzył się Dorian. Aktorka o niezwykłej urodzie i talencie w chwili, kiedy postanowiła wyjść za mąż za Graya, zdecydowała się też zrezygnować z kariery i całkowicie oddać się ukochanemu. Oczywiście obraz kobiet i nieukrywana pogarda wobec nich to spojrzenie subiektywne Wilde’a wyniesione z jego własnych, niezbyt udanych doświadczeń z płcią przeciwną. Myślę jednak , że żaden mężczyzna w tamtych czasach (ani wielu w każdych czasach) nie zadał sobie trudu, by zobaczyć świat oczami kobiet – jak wiele innych rzeczy robiły to za nich one same, wystarczy wspomnieć Jane Austen czy Georgette Heyer. O mężczyznach z kolei nie przeczytamy żadnego złego słowa, jednak większość z opinii bohaterów nie można traktować poważnie, a wręcz z perspektywy współczesnego czytelnika, czy raczej może czytelniczki, powinny być ujmowane w grube cudzysłowy i czytane z pobłażliwym uśmiechem na ustach. Kilka przykładów:
Young men want to be faithfull, and are not; old men want to be faithless, and Carnot.

My dear boy, no woman is a genius. Women are a decorative sex. They never have antyhing to say, but they say it charmingly. Women represent the riumph of matter over mind, just as men represent the tiumph of mind over morals.

Women, as some witty Frenchman once put it, inspire us with the desire to do masterpieces, and always prevent us from carrying them out.

When a woman marries again it is because she detested her first husband. When a Man marries again, it is because he adored his first wife. Women try their luck, men risk thiers.
I, moje ulubione:
A man can be happy with any woman, as long as he does not love her.
Na pierwszym planie jest oczywiście Dorian Gray, młody (wkrótce wiecznie), przystojny, o urzekającej osobowości. Nie zgodzę się z tymi, którzy twierdzą, że to lord Henry Wotton sprowadził zupełnie niewinnego chłopca na najgorsze manowce. W postaci Graya tkwiła rysa okrucieństwa i egoizmu od samego początku, która pogłębiała się, począwszy od dnia, kiedy Dorian wypowiedział feralne życzenie nieśmiertelności. Wilde subtelnie, bez zbytniej ingerencji, pokazuje powolną przemianę charakteru swego bohatera, który zafascynowany starszym przyjacielem zaczyna wcielać w życie jego demoralizujące rady. Autor pozostawia do końca Doriana samemu sobie, młodzieniec z nikim poza Basilem Hallwardem i Alanem Campbellem nie dzieli się swoją tajemnicą, która w końcu zaczyna go niszczyć od środka. Wilde na jego przykładzie pokazuje nie tylko to, kim się człowiek może stać, gdy nie trzymają go żadne moralne więzy, ale również to, jak łatwo człowiek tłumaczy własne błędy winą innych. Gray o to, kim się stał, winił Henry’ego i Basila, ani na chwilę nie pomyślał, że wszystko, co się stało z nim i jego duszą, zawdzięcza wyłącznie sobie.

Lord Henry Wotton nie jest już tak skomplikowaną postacią. W towarzystwie uchodzi za hedonistę, którego wszyscy jednocześnie podziwiają i obawiają się. Takim też widzi go Dorian Gray – jako nieulękłego, stojącego ponad wszelką moralnością obrońcę przyjemności. Takim także Henry chce widzieć siebie samego, jednak poza jego potoczystymi słowami czytelnik nie otrzymuje żadnych dowodów na to, że prowadzi on życie, które opisuje epigramami (doskonale odnalazłby się w dzisiejszych czasach, dobie internetu, gdzie każdy może być kim chce). Kluczem do osobowości Wottona zdają się być słowa wypowiedziane przez Basila do Doriana, aby nie wierzył wszystkiemu, co mówi Henry, ponieważ on sam w to nie wierzy. Role Henry’ego i jego młodego przyjaciela szybko się odwracają – lord przestaje być nauczycielem nowego życia, a staje się pełnym podziwu obserwatorem czynów Doriana, gdy ten z kolei zmienia się z pojętnego ucznia w mistrza, wzór do podziwiania i naśladowania dla swoich rówieśników.

Jedyną osobą poza głównym bohaterem, która zdaje sobie sprawę ze zmian, jakie zachodzą w Dorianie, jest Basil Hallward, artysta, twórca nieszczęsnego portretu. Zakochany w arystokracie bez pamięci, całkowicie od niego uzależniony jako jedyny dostrzega przemianę przyjaciela, którego przestaje poznawać. Tylko on pragnie mu pomóc, podczas gdy inni początkowo zachwycają się Dorianem, by następnie wzgardzić nim z niesmakiem za rozwiązłe życie, które prowadził. Tylko on chce zrozumieć, co się dzieje, i przez to staje się ofiarą. Basil, podobnie jak Sibyl Vane, traci szacunek Doriana przez całkowite oddanie mu swojej duszy. Śmierć malarza jest momentem przełomowym w życiu Graya, od tej chwili zaczyna on zastanawiać się nad sobą, chociaż nie z powodów wyrzutów sumienia.

Oscar Wilde po mistrzowsku oddał psychologię wszystkich postaci, jakie pojawiają się na kartach jego powieści. Jego styl, barwny i pełen emocji, porywa i wciąga do świata powieści, a plastyczne opisy sprawiają, że czytelnik czuje się tak, jakby obserwował wszystkie zdarzenia na własne oczy. Wilde, podobnie jak jego bohater swoją osobowością, oczarowuje czytelnika i bierze go w całkowite posiadanie swymi słowami. Portret Doriana Graya to powieść, którą powinien przeczytać każdy miłośnik dobrej literatury, dobrze zekranizowana przez Olivera Parkera, o czym napiszę wkrótce.

Recenzja Śmietanki.

środa, 10 listopada 2010

O angielskiej literaturze

Of all people in the world the English have the least sense of the beauty of literature.
Oscar Wilde, The Picture of Dorian Gray, Bounty Books 2005

wtorek, 9 listopada 2010

O relacjach z rodzicami

Children begin by loving their parents; as they grow older they judge them; sometimes they forgive them.
Oscar Wilde, The Picture of Dorian Gray, Bounty Books 2005

Mroczne uroki XIX-wiecznego Londynu – „Kiedy bogowie umierają”, C.S. Harris, tłumaczenie: Marta Kleinrok, Red Horse 2009

Kupiłam książkę C.S. Harris w taniej książce zachęcona blurbem opowiadającym o kryminale w mrocznym XIX-wiecznym Londynie. Nie zawiodłam się. Kiedy bogowie umierają to bardzo dobry kryminał, trzymający w napięciu zbudowaną intrygą do ostatniej chwili i z wiernie oddanym tłem historycznym epoki.

Nadrzędnym wątkiem jest tu rzeczywiście morderstwo pięknej i młodej markizy, dalsze motywy – kwestia tajemniczego, ponoć czarodziejskiego naszyjnika związana z przeszłością głównego bohatera hrabiego Sebastiana St. Cyra, jego związek z uroczą aktorką, polityczne rozgrywki – dzieją się mimochodem, uzupełniając powieść. Autorka zadbała o wiarygodną psychologię wszystkich postaci, każda z nich ma własną historię i czytelnik czuje niedosyt po niecałych 400 stronach, chciałby wiedzieć więcej.

Wartka akcja prowadzona swobodnym dostosowanym do epoki stylem sprawia, że książki nie sposób odłożyć. Wszystkie wątki prowadzone są równomiernie, każdemu Harris poświęca dokładnie tyle miejsca, ile potrzeba, tak że nakładają się na siebie wzajemnie, współgrają, dzięki czemu powieść jest pełna. Autorka zarysowała nie tylko scenerię epoki, wystrój wnętrz, stroje, język, ale też świetnie oddała jej kulturę, mentalność żyjących w owym czasie ludzi. Pokazała wyraziście silną segregację społeczną, jak traktowane były i jak zachowywały się kobiety, podejście ludzi do moralności, zwłaszcza arystokracji. Obnażyła mroczny Londyn, w którym najbardziej niebezpieczni byli właśnie ludzie posiadający władzę i pragnący mieć jej jeszcze więcej. Doskonale, choć zaledwie kilkoma słowami, Harris oddała obraz polityki wewnętrznej i zewnętrznej Wielkiej Brytanii.

Bardzo podobał mi się również wątek miłosny, przede wszystkim dlatego, że nie przytłoczył fabuły, nie był nawet równorzędny, a mimo to czytelnik otrzymał tyle informacji i emocji, ile potrzebnych było, aby zrozumieć i polubić oboje bohaterów. Sebastian St. Cyr nie jest całkowicie idealny – przegrywa w bójkach, niejednokrotnie jest o krok od śmierci (trochę zbyt często jak na taką gęstość akcji), pakuje się w kłopoty przez własne emocje. Jego relacje z rodziną są, oględnie mówiąc, niezbyt rodzinne, mężczyzna nie ma dobrego kontaktu z ojcem, który wini go za to, że żyje i nie spełnia oczekiwań rodu (jest w związku z aktorką, nie chce się żenić z panną z wysokiego rodu i zajmuje się rozwiązywaniem zagadek, ponadto ciążyło na nim oskarżenie o zabójstwo, którego wszak nie popełnił i został oczyszczony z zarzutów, ale to nadwerężyło reputację jego rodziny). Wicehrabia oczywiście nie przejmuje się tym, co myślą o nim inni, w swoim życiu kieruje się uczuciami, które, jak się okazuje, nie zawsze były dobrze ulokowane. Jego ukochana, Kat Boleyn, to popularna aktorka, która darzy Sebastiana trwałym, silnym uczuciem i jest dla niego oparciem w każdej sytuacji – pomaga mu w sprawie, podpowiada niektóre rozwiązania, opatruje rany. Ich związek byłby pełną harmonią, gdyby nie to, że pochodzą z różnych sfer, czego silną świadomość ma kobieta.

Tytuł powieści zdaje się początkowo nie mieć związku z historią i trzeba naprawdę uważnego czytania, aby odkryć, co autorka miała na myśli, jednak jest to możliwe. Jednym z ważniejszych bowiem wątków jest sprawa naszyjnika, który rzekomo daje moc kobietom przez siebie wybranym. Ostatnią jego posiadaczką była hrabina St. Cyr, matka Sebastiana, o której wiadomo, że zginęła na morzu. Wicehrabia powoli odkrywa okrutną prawdę, którą kryła przed nim cała rodzina… i więcej nie mogę zdradzić. Nadmienię tylko, że wątek fantastyczny jest tu najmniej ważny, właściwie nie ma żadnego znaczenia.

Kiedy bogowie umierają to przyjemna lektura, wciągająca od pierwszych stron, z dobrze odmalowanym tłem epoki, w której nie wszystkie rozwiązania są podane na tacy. Pochwalić muszę bardzo dobre tłumaczenie Marty Kleinrok, której udało się przenieść stylizację na język polski, co rzadko się ostatnio udaje, i świetną okładkę projektu Magdaleny Zawadzkiej. Wiele dobrego natomiast nie mogę powiedzieć o dziale korektorskim wydawnictwa – dwie osoby i tyle błędów interpunkcyjnych i literówek, że wstyd.

O romansie

When one is in love, one always begins by deceiving one's self, and one always ends by deceiving others. That is what the world calls a romance.
Oscar Wilde, The Picture of Dorian Gray, Bounty Books 2005

niedziela, 7 listopada 2010

O innych

The reason we all like to think so well of others is that we are all afraid for ourselves.
Oscar Wilde, The Picture of Dorian Gray, Bounty Books 2005

sobota, 6 listopada 2010

Rycerz może więcej - "Królestwo Niebieskie", wersja reżyserska, scenariusz: William Monahan, reżyseria: Ridley Scott, 2005

Lubię filmy Ridleya Scotta, ale Królestwo Niebieskie nie należy do jego najlepszych dzieł, chociaż z pewnością może się pochwalić liczbami: wydano na niego 130 milionów dolarów, wykorzystano ponad 1,5 tysiąca efektów wizualnych, przygotowano blisko 15 tysięcy kostiumów i 7,5 tysiąca broni, a także 3 tysiące tarcz na potrzeby obrazu. Epicki w zamiarze i w wykonaniu film to jednak tylko schematyczny, momentami wręcz przerysowany obraz krucjat, pokazujący dobitnie okrucieństwo i chciwość chrześcijaństwa, a odwagę i honor muzułmanów. Zarówno fabuła, jak i biorący w niej udział bohaterowie nie wyróżniają się niczym szczególnym, przewidywalni od początku do końca.

Uwaga: spojlery

Grany przez Orlando Blooma Balian, kowal, a jak się potem okazuje syn rycerza Godfreya z Ibelinu (Liam Neeson), to mężczyzna prawy, zawsze postępujący słusznie, nawet jeśli jego decyzje godzą w najbliższe mu osoby. W wyniku nieszczęśliwych wypadków Balian postanawia wyruszyć wraz z ojcem do Jerozolimy. Niestety Godfrey umiera w podróży, ale przed śmiercią pasuje syna na rycerza i swego sukcesora. Kiedy Balian zostaje rycerzem, staje się jeszcze bardziej prawy niż dotychczas i wyrusza do Jerozolimy, by służyć tamtejszemu królowi. Oczywiście zostaje przyjęty ciepło przez wszystkich przyjaciół zmarłego wojownika, staje się też bardzo bliski władcy, a już najbardziej bliski staje się jego siostrze, pięknej księżniczce Sybilli (Eva Green). Rycerz Balian żyje sobie spokojnie w swojej izraelskiej posiadłości, gdzie opiekuje się mieszkańcami, traktowany jest z szacunkiem należnym szczodremu ojcu, przyjmuje w gościnę swoją uroczą kochankę, a w chwili, gdy zagrożenie w postaci Muzułmanina Saladina (Ghassan Massoud) czai się u bram miasta pokoju (tak potocznie tłumaczy się nazwę „Jerozolima”), wraz ze swymi rycerzami jedzie bronić. Na przeszkodzie staje mu oczywiście zły i przebiegły krzyżowiec Gwidon z Lusignan (Marton Csokas), tak się składa, że mąż Sybilli, który po śmierci króla przejmuje władzę i prowokuje Saladina do wojny. Gwidon w swej przebrzydłości nie słucha rad kowala i wyrusza na otwartą bitwę na pustyni, gdzie jego wojsko zostaje rozbite w proch przez armię przeciwnika, która to podąża bez przeszkód na Jerozolimę. Zakończenie, jak łatwo się domyślić, jest szczęśliwe – mimo heroicznej walki garstki rycerzy, którymi stali się wszyscy mieszkańcy miasta zdolni walczyć, (bo przecież rycerz może więcej, o czym świadczy ten cytat: Does make a man a kinght make him a better man? Yes.) Balian poddaje Jerozolimę z obietnicą wypuszczenia wszystkich wolno (rycerz wierzy słowom Saladinowi, bo przecież nie jest on chrześcijańskim rzeźnikiem) i sam również odchodzi z Sybillą u boku.

Wśród wszystkich papierowych bohaterów najciekawszą i najbardziej skomplikowaną postacią do zakończenia wydawała się być Sybilla, grana przez piękną Evę Green, która doskonale radziła sobie z rolą wyniosłej, wyrachowanej królowej świetnie zdającej sobie sprawę ze swojego politycznego znaczenia, kochającej matki, która zdolna była skrócić przyszłe cierpienie syna, a później… zdołała zapomnieć i żyć, jak zwyczajna kobieta, co kompletnie nie pasowało mi do psychologii postaci. Może gdybym oglądała normalną wersję kinową a nie reżyserską (reżyserska została wydłużona o 49 min, w której znalazły się m.in. sceny z synem Sybilli i jego otrucia przez nią), byłabym po prostu niezadowolona z klasycznego happy endu, który i tak nie pasowałby mi w stosunku do wcześniejszych wydarzeń (na miejscu Scotta zabiłabym Sybillę przez samobójstwo).

Chociaż Królestwo Niebieskie nazywany jest filmem historycznym, trzeba mieć na względzie, że jest to luźna interpretacja historii, w której tylko najistotniejsze fakty zostały zachowane. Największym przekłamaniem jest związek Baliana z Sybillą, która w rzeczywistości nigdy nie miała romansu i była szczerze oddana Gwidonowi.

Tytuł obrazu jest bardzo istotny – według Jezusa Królestwo Niebieskie miało istnieć w ludziach religii chrześcijańskiej, judajskiej i muzułmańskiej spełniających wolę Boga Jedynego. Jak dobitnie pokazał Scott w swojej wizji taka jedność nigdy nie była, nie jest i nie będzie możliwa, chociaż uznanie, że przeszkodą jest tylko jedna strona, chrześcijańska, to karygodne uproszczenie.

Film natomiast urzeka przepiękną, doniosłą muzyką w kompozycji Harry’ego Gregsona-Williamsa, świetnymi i realistycznymi scenami walki i batalistycznymi oraz cudownymi zdjęciami, za które odpowiada John Mathieson.

wtorek, 2 listopada 2010

Bez przeszłości nie ma przyszłości - "Nie oglądaj się", scenariusz Marina de Van & Jacques Akchoti, reżyseria Marina de Van, 2009

Cenię francuskie kino za niejednoznaczność, nietuzinkowość, oryginalność przedstawienia znanych wątków. Taki jest też Nie oglądaj się w reżyserii Mariny de Van z Sophie Marceau i Monicą Bellucci w rolach głównych.

Jeanne (Sophie Marceau) jest autorką poczytnych biografii, ale jej marzeniem jest napisać powieść, która pomogłaby jej zrozumieć własną przeszłość. Kobieta nie pamięta bowiem nic ze swego dzieciństwa i ta nieświadomość nie daje jej spokoju, mimo że wszyscy bliscy wciąż powtarzają tytułowe „Nie oglądaj się”. Zdeterminowana odkryć tę uśpioną część siebie nagle zaczyna dostrzegać, że otoczenie wokół niej ulega zmianom – najpierw okazuje się, że stół w kuchni zmienił swoje położenie, wkrótce Jeanne z przerażeniem odkrywa zmiany, jakim ulegają jej najbliżsi. Przestaje poznawać własne dzieci i męża, sama również się przeobraża… Widok tajemniczej kobiety na taśmie wideo (Monica Bellucci) sprawia, że Jeanne postanawia za wszelką cenę dowiedzieć się, co się dzieje w jej życiu.

Film, posługujący się motywami z thrillera i grozy, intryguje od pierwszych minut, reżyserka wrzuca widza w sam środek momentami zbyt szybkiej akcji, niczego nie wyjaśniając, zmuszając go, by oglądał uważnie i szukał odpowiedzi na pytania: Co takiego wydarzyło się, kiedy Jeanne była dzieckiem? Czy przemiany zachodzące wokół niej to rzeczywistość, czy może projekcja jej własnego umysłu? Kim jest Jeanne? Widz odkrywa prawdę powoli razem z bohaterką, chociaż domyśla się jej nieco wcześniej. Nie oglądaj się to doskonałe studium psychologiczne, z którym lepiej poradziła sobie Sophie Marceau niż Monica Bellucci. Obraz może nie powala efektami specjalnymi, jednak są one na tyle oszczędne i sugestywne, że działają na wyobraźnię. Do całości nie pasowała mi tylko muzyka, która bardziej przypominała kryminały z lat 40. niż trzymający w napięciu thriller. Film uzmysłowił mi także, jak bardzo jesteśmy rozleniwieni przez hollywoodzkie produkcje podające nam często gotowe rozwiązania zanim jeszcze akcja rozpocznie się na dobre.

poniedziałek, 1 listopada 2010

W oczekiwaniu na zimę - listopadowe zapowiedzi

W porównaniu z październikiem listopad wypada marnie, ale to dobrze, przynajmniej są większe szanse, że dam radę przeczytać chociażby jedną nowość listopadową, a kino mam zagwarantowane.

KSIĄŻKI

Tytuł: Jedenaście pazurów
Autor: antologia
Wydawnictwo: SuperNOWA
Data wydania: 4 listopada 2010

Długo zapowiadany i wyczekiwany tom opowiadań o kotach. Mam tylko nadzieję, że nie znajdę w nim tych samych opowiadań, co w Trzynaście kotów, które SuperNOWA wydała w 1997 roku. Najbardziej ciekawa jestem opowiadań Orbitowskiego, Ciećwierza, Przybyłka i Jabłońskiego.
Na początku był kot. Istota pod każdym względem – inteligencji, fizycznego piękna, wrodzonej tajemniczości i gracji poruszania się – absolutnie doskonała. Inne dokonania naszego Stwórcy, a zwłaszcza te przemieszczające się na dwóch nogach, uznać należy za wypadek przy pracy, prototyp co najwyżej.
Jedenastu autorów, jedenaście różnych prób przeniknięcia odwiecznej kociej tajemnicy. Zebrane przez nas opowiadania reprezentują pełen asortyment gatunków współczesnej fantastyki od klasycznej science fiction poprzez fantasy, horror, space operę, urban fantasy aż po groteskę. Niektórzy z autorów podejmują koci temat nieco przewrotnie, inni całkiem poważnie. W czułym uścisku „Jedenastu pazurów” każdy z czytelników znajdzie coś dla siebie: horror, że aż strach zgasić światło, literacką żonglerkę cytatami, socjologiczno-polityczną analizę wydarzeń ostatniego trzydziestolecia, inspirowaną komputerowymi grami kosmiczną bijatykę, anglosaską dystynkcję i skrzeczącą rzeczywistość.
O kotach pisano od wieków i dalej będzie się pisać, albowiem każde pokolenie próbuje na nowo rozwiązać fascynującą zagadkę kociej natury. Jak dotąd nikomu się nie udało, ale może kiedyś…?
  • Andrzej Sapkowski (przedmowa)
  • Jaga Rydzewska
  • Łukasz Orbitowski
  • Mirosława Sedzikowska
  • Piotr Patykiewicz
  • Paweł Ciećwierz
  • Marcin Wełnicki
  • Witold Jabłoński
  • Artur Baniewicz
  • Donat Szyller
  • Marcin Przybyłek
  • Paweł Kempczyński
Tytuł: Zaginione królestwa
Autor: Norman Davies
Wydawnictwo: Znak
Data wydania: 8 listopada 2010

Kompletnie niefantastyczna książka, ale to Norman Davies, w dodatku piszący o czasach dawnych. Muszę dodawać coś jeszcze?
Światowa premiera najnowszej książki Normana Daviesa!
Norman Davies zabiera nas w oszałamiającą podróż przez wieki dziejów. Pokazuje egzotyczne stolice i mówiące niemal wymarłymi językami narody. Przedstawia nam nieznaną historię Europy, ale i opowiada o nas samych: o Galicji, Prusach, Wielkim Księstwie Litewskim. Czy jakiś inny historyk miałby na tyle wyobraźni, żeby połączyć ze sobą upadek ZSRR, historię Gdańska i państwo barbarzyńskich Wizygotów? Po lekturze „Zaginionych Królestw” nikt już nie będzie mógł traktować uporządkowanego świata historii ze szkolnych podręczników jak prawdy objawionej. Burgundia nie będzie kojarzyć się wyłącznie z winem, a Aragonia z Aragornem z Tolkienowskiego „Władcy Pierścieni”.
Nie trzeba już chyba nikogo przekonywać, że proza Normana Daviesa to literacka uczta. Ale Norman Davies potrafi też dzięki swoim książkom czegoś nas nauczyć. Zaginione Królestwa uzmysławiają, że historia nieustannie kotłuje się i bynajmniej nie zmierza do „końca”. Wręcz przeciwnie, nie miejmy wątpliwości, świat wokół nas wcześniej czy później odejdzie w przeszłość. Tak jak odeszły światy, które Norman Davies ożywia w „Zaginionych Królestwach”.
Tytuł: H.P. Lovercraft. Biografia
Autor: S. T. Joshi
Wydawnictwo: Zysk i S-ka
Data wydania: 30 listopada 2010

Tej pozycji z pewnością nie trzeba rekomendować fanom horroru czy literatury grozy. Ponad tysiąc stron o życiu jednego z klasyków gatunku, w sam raz na długie zimowe wieczory...
„H.P. Lovecraft. Biografia” to przełomowe dzieło w dziedzinie badań życia i twórczości Lovecrafta, najlepsza na świecie biografia tego pisarza. Jej autor, znany na świecie krytyk, uznaje tę książkę za dzieło swojego życia, ukoronowanie 20 lat pracy badawczej. W 1997 r. książka zdobyła nagrodę Brama Stokera w dziedzinie literatury faktu, ponadto zbierała bardzo dobre recenzje, również od tak znanych pisarzy i krytyków jak Joyce Carol Oates, Ramsey Campbell czy Harold Bloom. Uznaje się ją za jedną z najlepszych biografii w dziejach literatury.
Dzieło to stanowi najbardziej wiarygodne źródło informacji na temat Lovecrafta na świecie. Rozwiewa ogromną ilość mitów i niejasności związanych z jego osobą i twórczością, dokładnie omawia jego filozofię, życie oraz oczywiście dzieła literackie, przedstawiając przy tym bardzo wiele zagadnień pobocznych, jak choćby historię Providence czy dzieje literatury wagonowej w Stanach Zjednoczonych. Jest to bogate kompendium, przy którym nie będą się nudzić nawet ci, którzy o Lovecrafcie nic nie wiedzą.

FILM

Tytuł: Harry Potter i Insygnia Śmierci, cz. I
Scenariusz: Steve Kloves
Reżyseria: David Yates
Data premiery: 19 listopada 2010
Najbardziej oczekiwany przeze mnie film tego roku. Ostatnie części obiecują ucztę dla oka w mrocznych barwach, co zresztą pokazuje kapitalny plakat. Szkoda, że mam świadomość, że cała ta opowieść kończy się happy endem...
Potęga Voldemorta rośnie w siłę. Przejął kontrolę nad Ministerstwem Magii i Hogwartem. Harry, Ron i Hermiona decydują się na kontynuację woli Dumbledore'a. Podejmują próbę znalezienia pozostałych horkruksów, żeby pokonać "Czarnego Pana".