niedziela, 22 września 2013

Obok Polconu 2013 - Dni Nauki

Tegoroczna edycja Polconu już dawno za nami, mieliście z pewnością okazję przeczytać wiele relacji, stąd też i mi nie paliło się specjalnie do opisywania swoich wrażeń. Tym bardziej, że wykupiłam akredytację tylko na jeden dzień i właściwie byłam bardziej obok niż uczestniczyłam w konwencie. Tak jak pisałam kilka dni przed Polconem, piątek poświęciłam na sprawdzenie Dni Nauki, gdzie zaliczyłam wszystkie zaplanowane spotkania, natomiast sobotę spędziłam na prelekcjach, część zgodnie z planem, część bardziej spontanicznie. W związku z tym podzieliłam wpisy na część naukową właśnie i polconową.

Jak zapewne wiecie, wstęp na Dni Nauki był bezpłatny, co miało między innymi wypromować i przybliżyć środowisko fantastyczne ludziom z nim nie związanym, i w pewnym stopniu udowodnić, że fantastyka czerpie z wielu dziedzin i że my, jej wierni fani, nie jesteśmy takimi odludkami i freakami, za jakich nadal jesteśmy uznawani. Nie wiem, czy to się udało, mam nadzieję, że tak, ponieważ zorganizowanie Dni Nauki było najlepszym pomysłem tej edycji Polconu. Wiele z prelekcji prowadzonych było przez wybitnych profesorów z różnych uczelni, co tylko świadczy o tym (dla tych, którzy tego jeszcze nie wiedzą), że fantastyka nie jest już pariasem w naukowych kręgach. Ale do rzeczy. W moim planie było wysłuchanie prelekcji:
  1. Dr. hab. Krzysztofa SkwierczyńskiegoMałżeństwo, miłość i seksualność w średniowieczu (piątek)
  2. Prof. Anny GemryPiękna czy bestia: wokół literatury (i kultury) popularnej (piątek)
  3. Prof. Jakuba Z. LichańskiegoRetoryka jako narzędzie badań literatury popularnej (piątek)
  4. Dr hab. Doroty BabilasUpiór Opery: powieść, adaptacje, recepcje (sobota)

Byłam na wszystkich i wszystkie wspominam bardzo dobrze. Wykład dr. Skwierczyńskiego był bardzo interesujący, dla mało zaznajomionych z kulturą średniowiecza z pewnością bardziej, mimo że wiele z omawianych ciekawostek było mi znanych. Przede wszystkim wrażenie zrobiło na mnie świetne przygotowanie merytorycznego, doświadczenie i obycie w występowaniu przed publiką, dzięki czemu nie było zbędnych pauz, wykładowca nie sięgał do notatek, żadne pytanie z publiczności uzyskiwało natychmiastową odpowiedź. Doktor w płynny i ciekawy sposób przeprowadził słuchaczy przez okres przemian w podejściu do ciała, seksu, małżeństwa i miłości w średniowieczu. Ze spotkania dowiedzieliśmy się na przykład, kiedy zakazano związków konkubenckich (ok. XII wieku), aczkolwiek na polskich wsiach jeszcze do lat 70. XX wieku (!) panowała o wiele większa swoboda seksualna niż w miastach i seks pozamałżeński uprawiano całkiem powszechnie. Sporo czasu wykładowca poświęcił na omówienie sytuacji kobiety w sferze seksu, która, jak wszyscy wiemy, nie była najlepsza. Zgodnie z założeniami chrześcijaństwa bowiem kobieta miała być zupełnie pasywna w trakcie stosunku, tutaj więc określenie „leżała jak kłoda” było jak najbardziej pożądane. Zarówno jednak kobiety, jak i mężczyźni nie mieli prawa czerpać przyjemności z seksu. Ludzie musieli być bardzo ostrożni w trakcie spowiedzi, bowiem księża mieli specjalne pomoce podręcznikowe z pytaniami na każdy grzech. Tego i wielu innych ciekawostek można było wysłuchać. Jak ja żałowałam, że nie miałam z dr. Skwierczyńskim wykładów na studiach…
Na kolejną prelekcję czekałam z niecierpliwością, ponieważ prowadząca była autorką jednej z ciekawszych prac na temat potworów, jakie ukazały się w Polsce. Niestety lekko rozczarowała mnie prof. Gemra trybem prowadzenia prelekcji – kolejne zdania i przemyślenia wypowiadała bowiem szybciej, niż Robert Kubica jeździ F1, przez co niewiele zostało w mojej głowie. A z pewnością pani Anna ma ogromną wiedzę. Być może, gdyby postanowiła się skupić na zaledwie kilku aspektach rozwoju literatury i kultury popularnej i jej wpływu na społeczeństwo, zamiast próbować przedstawić całą jej genezę, spotkanie byłoby bardziej owocne. Udało mi się jedynie zanotować kilka punktów:
  • Literatura popularna zmieniła pojmowanie dobra i zła w kulturze, to ona wprowadziła szarość i relatywizm
  • W literaturze polskiej temat antykoncepcji pojawił się po raz pierwszy dzięki harlequinom
  • Kulturę popularną starano się wymazywać z kart historii na rzecz tzw. kultury wysokiej – dlatego w pracach o historii literatury pomijano twórców, którzy byli rzeczywiście popularni, a pisano o tych, których ludzie powinni znać
Tak, to niestety tyle. Więcej ciekawostek nie pamiętam, czego szczerze żałuję…

Zaraz po spotkaniu z prof. Gemrą odbył się wykład mojego ukochanego profesora, mojego guru literatury popularnej i promotora pracy magisterskiej, Jakuba Z. Lichańskiego. Tematem była retoryka i jej korelacje z literaturą popularną. W swoistym stylu genialnego erudyty profesor przedstawił nam, maluczkim, swoją, całkiem słuszną, tezę retoryki jako takiej oraz jak może być ona wykorzystywana w badaniach nad popkulturą. Profesor z ogromnym przekonaniem mówił o tym, że przez całe życie posługujemy się symbolami, nawet nie zdając sobie z tego sprawy, że nie można pojmować kultury popularnej wobec czegoś, na przykład literatury pięknej, ponieważ popkultura jest tworem samym w sobie i to dzięki niej wyjaśniamy rzeczywistość, to ona buduje nam wizję świata i środowiska, w którym żyjemy. Czyż nie jest tak? Zastanówcie się. Po tym wykładzie jeszcze bardziej zatęskniłam za studiami.

Ostatnie spotkanie pod znakiem Dni Nauki odbyło się w sobotę i prowadziła je dr Babilas. I zrobiła to rewelacyjnie! Jaką ogromną wiedzę ma ta kobieta na temat Upiora Opery, nie wyobrażacie sobie! Niestety godzina to zbyt mało, żeby chociaż w połowie, w jednej czwartej, ba!, w jednej setnej rozwinąć motyw tego utworu. Nie zdawałam sobie sprawy, że zdobył on tak dużą popularność: co najmniej dwadzieścia adaptacji filmowych, a do tego jeszcze sztuki teatralne, musicale; z czego żadna z nich nie jest wierna powieści. Bardzo dużo dowiedziałam się o samej książce, pani Dorota sypała ciekawostkami niczym magik asami z rękawa. Wiedzieliście na przykład, że musical filmowy Joela Schumachera z 2004 roku jest adaptacją adaptacji musicalu scenicznego? Albo że pierwsze wydania polskie powieści były niekompletne, dopiero w 2005 roku ukazało się całościowe wydanie? Pierwsza adaptacja filmowa z 1925 roku jest jednocześnie pierwszym filmem z gatunku horroru w Hollywood. Upiór Opery miał przeróżne filmowe wariacje – na przykład w adaptacji z 1998 roku główny bohater nie jest okaleczony, ale został wychowany przez szczury… Sama powieść jest bardzo złożona i nie będę się o niej rozpisywać, aby samej sobie nie psuć przyjemności z lektury spoilerami, ale abyście mieli pojęcie (ci, którzy nie czytali lub czytali, a nie zwrócili uwagi), wymienię kilka warstw, jak to zrobiła doktor na wykładzie (zaznaczając na wstępie, że tort ma warstwy, cebula ma warstwy, upiór ma warstwy – co tylko dowodzi słuszności tezy Lichańskiego):
  • Warstwa muzyczna – akcja powieści rozgrywa się wokół oper Don Giovanni, Otello
  • Warstwa historyczna – główny bohater zyskał swoją osobowość z różnych prawdziwych postaci: samego Gastona Leroux, Charlesa Garniera (architekt Opery Paryskiej), Harry’ego Houdiniego, Josepha  Merricka (znanego jako człowiek-słoń), Erika Satie (francuski kompozytor czasów dekadencji)
  • Warstwa legendarna/baśniowa – odwołanie do takich baśni i legend, jak Piękna i Bestia, Sinobrody, Quasimodo, Cyrano de Bergerac
  • Warstwa uwodzicielskiej grozy – maska zakrywająca potworność, dająca złudzenie, przyciągająca tajemniczością
  • Warstwa lustra – bohaterowie są swoimi lustrzanymi odbiciami, polówkami jednej istoty; do tego motywu nawiązuje również Człowiek śmiechu Victora Hugo czy Wichrowe wzgórza Emily Brontë
Upiór Opery był na mojej liście lektur do projektu Piękny czy Bestia, ale do czasu prelekcji nie byłam świadoma, że w tym motywie kryje się taka kopalnia wiedzy o przemianach potwora w ludzkiej świadomości, już sam Upiór mógłby być jedynym przedmiotem badań.

I to by było na tyle. Kolejnym razem wpis poświęcony sobotniemu dniu konwentu.

11 komentarzy:

  1. A ja żałuję, że nie trafiłam na Dni Nauki, a chciałam na te same punkty :)

    Dobre rady dwie: po dr nie stawiamy kropki :) czyli dr hab, dr.... itd. I jak piszesz dr jakiś tam a on ma habilitację to już Prof. jak nie chcesz całego tytułu pisać :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. *dr hab. .... tak miało być :D

      Usuń
    2. Żałuj, jest czego:-) A mnie uczono, że jeśli odmieniasz skrót tytułu, to stawiasz kropkę, zgodnie choćby z tym: "Praca magisterska (licencjacka, dyplomowa) napisana pod kierunkiem prof. dr. hab. Marka Iksińskiego.
      Skrót dr. w tym przypadku trzeba napisać z kropką, ponieważ nie skracamy wyrazu doktor, a wyraz doktora, który nie kończy się na r." Pisałam w odniesieniu "doktora", "doktorowi", nie "doktor".

      Usuń
  2. Eeeee dziwne, pracowałam na uniwersytecie i jakoś mi tak nie mówili :D

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. To źle, że Ci nie mówili:-P Za PWN:
      87.1. Kropkę stawiamy po skrócie wyrazu, w którym została odrzucona końcowa część: godz. (= godzina), prof. (= profesor), ul. (= ulica).
      Jeśli skrót zawiera ostatnią literę wyrazu, wówczas nie stawiamy po nim kropki: mjr (= major), dr (= doktor); jednak gdy skrót zastępuje wyraz w przypadku innym niż mianownik, kropkę stawiamy (np. Dawno nie widziałem dr. Nowaka), gdyż końcowa część wyrazu, końcówka -a, została odrzucona; zasada ta nie dotyczy skrótów tytułów kobiet, ponieważ skrót zawiera ostatnią literę wyrazu (Dawno nie widziałem dr Nowak). Można również po skrócie dopisać końcówkę: Dawno nie widziałem dra Nowaka — wówczas bez kropki, ponieważ w skrócie występuje ostatnia litera wyrazu.

      Usuń
    2. A to się nie kłócę :)

      Usuń
  3. To ja moze od razu powiem, ze dr hab. Skwierczyński przedstawił tylko jedną stronę medalu. Stwierdzenie, że: "Sporo czasu wykładowca poświęcił na omówienie sytuacji kobiety w sferze seksu, która, jak wszyscy wiemy, nie była najlepsza. Zgodnie z założeniami chrześcijaństwa bowiem kobieta miała być zupełnie pasywna w trakcie stosunku, tutaj więc określenie „leżała jak kłoda” było jak najbardziej pożądane. Zarówno jednak kobiety, jak i mężczyźni nie mieli prawa czerpać przyjemności z seksu. Ludzie musieli być bardzo ostrożni w trakcie spowiedzi, bowiem księża mieli specjalne pomoce podręcznikowe z pytaniami na każdy grzech" Nie do końca oddaje rzeczywistość średniowiecza. W różnych okresach, było różnie. Mamy zresztą bardzo wiele różnych źródeł wskazujących, że kobiety, jak i mężczyźni czerpali przyjemność z seksu. W rzeczywistoci nie wiemy do konca, jak wygladala owa średniowieczna seksualność (co zresztą było, mam wrażenie, konkluzją całego wykładu). No idodam jeszcze, że były różne opinie wśród "chrześcijan" odnośnie pasywności kobiet i tego, co powinny one czuć. Nie chodzi tutaj nawet o podręczniki medyczne. Mamy wczesnośredniowieczne zalecenia odnośnie antykoncepcji zachecajace do uprawiania stosunku aż kobieta będzie miała orgazm, po czym stosunek powinien być przerwany bez wytrysku u mężczyzny.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. No tak, średniowiecze to długi okres właściwie, więc, jak w każdej epoce, działo się wiele. Mam wrażenie, że wykładowca mówił o późniejszym średniowieczu, nie wczesnym, ale spóźniłam się na prelekcję, więc nie mogę stwierdzić, czy rzeczywiście. Może następnym razem będzie jakaś prelekcja dotycząca mniej znanej strony średniowiecza, chętnie bym się na taką wybrała i to niejedną;-)

      Usuń
    2. Mowil o okresie mniej wiecej od X do XIII wieku, ale i tak niektore uzyte przez niego sformulowania sa kontrowersyjne i dla tego okresu. Jak chocby zdanie, ze do XII wieku nie bylo milosci, co jest nieprawda wynikajaca z opierania sie tylko na penitencjalach. Milosc byla i miala sie dobrze, tak iz pewna kobieta broniac swojego meza przed kastracja mogla mowic o tym, ze ta czesc ciala mezczyzny nalezy do niej, gdyz daje jej wytchnienie i nadzieje na potomstwo (czyli seks daje przyjemnosc i ma bonusy).
      A i taka prelekcja pokazujaca mniej znane strony sredniowiecza byla na tegorocznym Polconie. Dzien wczesniej o godzinie 21 w tej samej sali :)

      Usuń
    3. A, no to rzeczywiście jego wykład nabiera trochę innego znaczenia. Z tą miłością może bardziej chodzi o jej pojmowanie, popularyzację, nie o sam fakt jej nieistnienia? Czwartek był dla mnie poza zasięgiem, więc nawet nie patrzyłam na program.

      Usuń
    4. Niestety, chodzi o "istnienie" milosci. To jest koszmarny pomysl pewnej grupy historykow, ktorzy kiedys czytali tylko zrodla normatywne i przerzucili informacje z nich na cala historie. Niestety wizja stala sie bardzo popularna i jest czesto bezrefleksyjnie powtarzana przez historykow seksualnosci :/

      Usuń