poniedziałek, 14 lutego 2011

Podróż ku przeznaczeniu – Dzicy wojownicy, Viviane Moore, tłumaczenie: Justyna Sozańska, W.A.B. 2010

Bardzo czekałam na tę książkę. Viviane Moore ujęła mnie pięknym stylem pisania, znajomością realiów średniowiecza, intrygującą tajemnicą jednego z głównych bohaterów już w Ludziach wiatru, spodziewałam się więc co najmniej tego samego po Dzikich wojownikach. I chociaż otrzymałam to, czego oczekiwałam, to druga część cyklu Rycerzy Sycylii już mnie tak nie zachwyciła, chociaż nadal utrzymuje się na poziomie dobrej książki.

Przede wszystkim z powodu statyczności akcji, która głównie rozgrywa się na morzu. Drugim powodem, uzupełniającym pierwszy, jest wielość wątków rozgrywających się na raptem trzystu stronach książki. Żadnemu z nich autorka nie poświęciła uwagi wystarczającej, by zainteresować nimi czytelnika. Fakt, dowiadujemy się wreszcie, kim jest Tankred, ale już jego przemyślenia związane z własną tożsamością spychane są przez inne wątki: mordercy małych chłopców, tajemniczy skarb wieziony królowi Sycylii przez tytułowych dzikich wojowników, młodej, pięknej kobiety podróżującej na spotkanie nieznanego jej małżonka, cień uczucia, jakim obdarzyła ona jednego z głównych bohaterów, jego z kolei rozterki spowodowane odwzajemnieniem afektu. Wszystkie razem sprawiają wrażenie naciąganych, usiłujących zamaskować fabularną pustkę czy też sztucznie przedłużyć akcję cyklu.

Trudno mówić w przypadku tej powieści o psychologii postaci, ponieważ tak jak poprzednio autorka buduje swoich bohaterów ze schematycznych cech, nie pogłębiając ich o rozważania czy wewnętrzne monologi, a szkoda, gdyż stanowiłoby to doskonałe urozmaicenie lektury i bardziej pozwoliło poznać średniowiecze od strony mentalności ludzkiej. Mamy więc typowy obraz ucznia i jego mistrza (Tankred i Hugo z Tarsu), ich tajemniczego wroga (Bartolomeo d’Avallino), młodego kupca prowadzącego hulaszczy tryb życia w buncie przeciwko ojcu (Giovanni Della Luna), kapitana statku mającego oko na wybryki kupca (Corato), gburowatego przywódcę dzikich wojowników, który zapewne pojawi się w kolejnych częściach (Magnus Czarny), spokojnego żeglarza zakochanego w morzu (Marzyciel) i jego zupełne przeciwieństwo w osobie rubasznego marynarza (Knut), mającego nieczyste myśli brata zakonnego (brat Dreu) i wreszcie szlachciankę Eleonorę, która po śmierci ojca udaje się poślubić obcego możnego, co daje jej okazję wyrwania się z zamku i obyczajowych więzów. Wątek tej ostatniej jest dla mnie najmniej zrozumiały, mam jednak nadzieję, że pojawienie się młodej kobiety służy pisarce czemuś więcej, niż urozmaiceniu podróży morskiej.

Nadal imponuje wiedza historycznej o epoce, która przejawia się zarówno wtedy, gdy bohaterowie przebywają na lądzie, jak również, a może głównie, na okręcie. O ile w Ludziach wiatru mogliśmy poznać środowisko średniowiecznej francuskiej szlachty, o tyle w Dzikich wojownikach Moore wykazała się znakomitą znajomością ówczesnego żeglarstwa, wychodząc poza opis, że statek składa się z pokładu, burty, dziobu i rufy. Ponadto pojawiają się fragmenty obrazujące życie w miastach – tamtejsze prawo i układy administracyjne, niewiele różniące się od dzisiejszego poza nazewnictwem stanowisk, rozrywki, jakim poddawali się mieszczanie i podróżni, walka o przetrwanie najbiedniejszych, brak szacunku dla dzieci, którymi handlowano i które wykorzystywano, traktując nie lepiej niż zwierzęta.

Zagadka kryminalna kompletnie się natomiast Viviane Moore nie udała. Postać seryjnego mordercy-psychopaty nie mogła być bardziej kliszowa łącznie z fragmentem, w którym on sam wyjaśnia motywy swojego postępowania, niczym w marnym filmie sensacyjnym. W dodatku uważny czytelnik wie od samego początku, kto nim jest, co irytuje przez brak innych ciekawych wątków. Napięcie ani na chwilę nie jest stopniowane, kolejne ofiary nie budzą współczucia, a opisywany sposób ich zabijania przerażenia. Jedyne, co jeszcze zajmuje uwagę w powieści, to Tankred i jego historia, dlatego też na pewno przeczytam następne części.

Recenzja ukazała się na portalu Katedra.

3 komentarze:

  1. Zaintrygowałaś mnie, zwłaszcza tą pierwszą częścią, po którą na pewno sięgnę. A jak się "wkręcę" to może i po drugą. Pożyjemy, zobaczymy.

    OdpowiedzUsuń
  2. Klimat raczej nie mój. Do powieści historycznych podchodzę nad wyraz ostrożnie, a ten cykl jakoś nigdy nie znalazł się w kręgu mojego zainteresowania...

    OdpowiedzUsuń
  3. @Grendella
    Wydaje mi się, że cała seria jest całkiem dobra, ale jak będą wydawać jedną rocznie, to nie wiem, czy dotrwam...

    @Moreni
    A ja coraz bardziej lubię książki historyczne i to nie tylko sensu stricto, ale wszystko, co by w jakiś sposób przybliżało życie codzienne średniowiecznych i dziewiętnastowiecznych.

    OdpowiedzUsuń