Szeptucha ma wiele cech dobrego czytadła: jest zabawna, lekka, czyta się ją szybko, bez wysiłku. Główna bohaterka jest sympatyczną, młodą kobietą z marzeniami, trochę niezdarną i nie bardzo radzącą sobie w prywatnym życiu. Autorka dodatkowo zadbała o całkiem niezłą grę z konwencją fantastyczną i słowiańskimi wierzeniami. Nie jest to jednak czytadło idealne.
Spodobał mi się koncept symbiozy profesji szeptuchy i lekarza, nastawionej na współpracę, z zachowaniem szacunku i granic. Miszczuk zachowuje słowiański obraz wiedźmy, która nie tylko leczyła fizyczne dolegliwości, ale była też opiekunką i psychologiem swojej społeczności. Kontrast, jaki stanowi przedstawicielka szeptuch, Jarogniewa, a wierząca tylko w naukę Gosława, jest tutaj jasno zarysowany, zaś droga Gosi do zrozumienia kultury szeptuch jest dość pokrętna i niełatwa. Wierzenia słowiańskie i obraz bogów są o wiele lepiej przygotowane niż w Drodze do Nawi, którą przeczytałam w zeszłym roku. Autorka przygotowała się całkiem nieźle, aby przedstawić najpopularniejsze wątki ze słowiańskiej kultury. Czytelnicy niespecjalnie znający mitologię mogą się wiele dowiedzieć i być może niektórzy zechcą sięgnąć do innych źródeł, ponieważ Miszczuk opowiada o słowiańskiej naturze ciekawie, z pasją.
Wątku historycznego i konsekwencji decyzji Mieszka I (oprócz istnienia wierzeń) tutaj nie ma – ten zabieg jest jedynie pretekstem do rozwinięcia fantastycznej intrygi. Nie wszystkim może się to spodobać, ja osobiście również spodziewałam się szerszego kontekstu i żałuję, że autorka nie pokusiła się o przedstawienie społecznego i politycznego tła z większym rozmachem. Jednak zdaję sobie doskonale sprawę, że nie jest to wizja alternatywna historii Polski, a romans, właściwie romansidełko, i nie mam pisarce tego za złe. Mam za sobą lekturę Wilka, Wilczycy i pierwszego tomu cyklu o Wiktorii Biankowskiej, wiedziałam więc doskonale, czego mogę się nie spodziewać.
Styl powieści nie jest wyszukany, sporo tutaj powtórzeń, płaskich metafor, ale całkiem dobrze się czyta, o wiele lepiej niż Ja, diablicę. Na szczęście autorka nie stosuje stylizacji średniowiecznej, a współczesny język pasuje do młodej narratorki. Urzekł mnie natomiast słowiański klimat opowieści, szczegółowo opisywane obyczaje, cudowne imiona: Sława, Radowit, Jarogniewa...
Z bohaterów autorce najlepiej udało się oddać charakter Jarogniewy. To doświadczona szeptucha, doskonała w swoim fachu, idealnie balansująca między magią a szeptuchowym „show”. W opozycji do Jarogniewy jest naukowe podejście głównej bohaterki i narratorki. Hipochondria Gosi i lekarskie spaczenie zawodowe potrafią wywołać szczery śmiech. Jej usilne tłumaczenie wszystkich zdarzeń definicjami z medycyny to jedna z mocniejszych stron książki: Przypomniałam sobie, jak mówili na zajęciach z psychiatrii, że niektórym wystarcza jedno zażycie narkotyków, by rozwinąć u siebie objawową psychozę. [...] Cholerne ognisko! Raz w życiu nawąchałam się tych wstrętnych ziółek i już mam powikłania. (s. 178). Jej nieufność jest prawdziwa, Miszczuk umiejętnie pokazuje zmianę myślenia Gosi. Niestety mimo wielu doświadczeń dotyczących prawdziwości słowiańskich wierzeń, Gosia nadal je lekceważy, co jest już głupotą i nie bawi. Gosia nie tylko w tym jest postacią niespójną – niby taka wyedukowana, współczesna, a rozpaczliwie chce mieć mężczyznę i właściwie tylko od jego posiadania uzależnia swoje szczęście. Bardzo to słaby przykład dla młodych czytelniczek, a szkoda, bo wątek miłosny mógłby mieć ciekawy przebieg i można byłoby Szeptuchę spokojnie zaliczyć do dobrych czytadeł. Mieszko jest typowym, schematycznym bohaterem romansu – zabójczo przystojny, wysoki, muskularny, tajemniczy, honorowy, pragnie go każda dziewka we wsi, ale on jest niedostępny i główna bohaterka musi się nie lada natrudzić, aby go zdobyć. Wątek miłosny jest najgorszego sortu, relacja Mieszka i Gosi okazuje się całkowicie powierzchowna i bazująca na fizyczności. Bohaterka zachowuje się wobec mężczyzny jak dwunastolatka, chociaż jej niezręczność bywa urocza i realistyczna. Tych dwoje praktycznie wcale ze sobą nie rozmawia, chociaż mają po temu wiele okazji, tak naprawdę się nie znają, ich relacja polega na tym, że on stara się ze wszystkich sił nie poddać uczuciu (bo jest taki honorowy, ciąży mu wieczność, i niezbyt optymistycznie nastawiony do życia), ona stara się ze wszystkich sił zwrócić na siebie jego uwagę (bo przecież jest taki przystojny, wysoki i potężny, a przy tym niedostępny).
Mimo że uważam, że na polu romansowym autorka nie poszła dalej od czasu jej pierwszej powieści, to fabularnie i przede wszystkim humorystycznie Szeptucha jest jej najlepszą książką. I szczerze mówiąc, chociaż sama się tego po sobie nie spodziewałam, ciekawa jestem, jak potoczy się wątek fantastyczny w kolejnym tomie.
Recenzja ukazała się na portalu Katedra.
Recenzja ukazała się na portalu Katedra.
Świetna recenzja; dzięki niej książka ta znalazła się na liście pozycji, które mam zamiar przeczytać w najbliższym czasie. Przekonał mnie szczególnie ten motyw wierzeń słowiańskich, którego w książkach nigdy za wiele. Obawiam się jednak tego wątku miłosnego, bo nastoletnia miłość już mi się przejadła (a może jestem już na nią za stara ;p) i nie chcę znów natrafić na powieść, gdzie przy opisach miłosnych uniesień będę non stop wywracać oczami z zażenowaniem. Jednak ta "słowiańskość" tej książki (te imiona, zwyczaje, szeptuchy) kusi mnie bardzo i dlatego chyba nie będę się opierać i przy najbliższej okazji spróbuję nabyć tę lekturę. Jeszcze raz dzięki za tę recenzję! :)
OdpowiedzUsuńDziękuję i proszę bardzo:) Ciekawa jestem, jakie będą Twoje wrażenia.
Usuń