Kiedy dwa lata temu przeczytałam książkę Gwiezdny
pył, niezbyt mi się spodobała, - uważałam ją za najmniej ambitną z powieści
Neila Gaimana, brakowało mi czarnego humoru pisarza i jego
realistycznego stylu. Natomiast adaptację filmową uwielbiam i uważam za jedną z
najlepszych fantasy ostatnich lat. Niedawno postanowiłam wrócić do książki i
przeczytać ją raz jeszcze, tym razem patrząc na nią nie tylko jako
czytelnik, i porównać z filmem.
Przede wszystkim to dobra lektura dla młodszych
czytelników, mniej gaimanowska co prawda, ale nie traci na stylu i przesłaniu.
Głównym wątkiem jest tu miłość oczywiście, jednak znajdziemy też choćby problem
odmienności, bezradności, nieśmiałości, poświęcenia, rywalizacji o władzę, co
przecież dotyczy nas wszystkich, a zwłaszcza młodszych, dopiero wkraczających w
życie ludzi. Wersja filmowa została dostosowana do potrzeb rynku starszych
widzów - to komedia romantyczna osadzona w realiach fantastycznych. Jest też
bardziej mroczna i więcej w niej przemocy, niż w książkowym oryginale, ale - co
bardzo ciekawe - zakończenie ma dużo bardziej optymistyczne od powieściowego
(przez to książka wydaje się mieć mocniejszy wydźwięk, film jest po prostu
dobrą rozrywką).
Dla konwencji filmowej pozmieniano pewne fakty
(choćby imię głównego bohatera, związek jego rodziców, czy charakter kapitana
Szekspira), jednak nie robi to różnicy w odbiorze. Doborowa obsada, zwłaszcza Michelle
Pfeiffer i Robert DeNiro, sprawiły, że do filmu wracam z
przyjemnością. I oczywiście wątek braci walczących o tron - goście są
fenomenalni, płaczę ze śmiechu za każdym razem, gdy się pojawiają. W powieści
bardziej wyraźny jest specyficzny humor Gaimana, niż w filmie, chociaż jego
styl jest łagodniejszy, niż w książkach dla dorosłych. Co mi się też u niego
podoba w ogóle, to nieomijanie kwestii estetycznych i higienicznych u
bohaterów, dzięki czemu stają się oni bardziej prawdziwi i podejrzewam też, że
młodzi chętnie czytają książki Gaimana. Dzisiaj już nie mogłabym powiedzieć, co
jest lepsze, bo i film i książkę traktuję nieco inaczej.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz