poniedziałek, 27 lipca 2009

Kulisy inkwizycji - "Ars Magica", Nerea Riesco, tłumaczenie: Teresa Gruszecka-Loiselet, Albatros A. Kuryłowicz 2009

Przeczytałam książkę zaciekawiona recenzją na blogu Śmietanki. Przyznam, że już dawno nie czytało mi się tak ciężko i z trudnością przebrnęłam przez opasłe tomiszcze. Od czasu opisywanej przeze mnie Nocy blizn nie napotkałam na powieść, w której panowałby taki bałagan konstrukcyjny i brak logiki. A tu proszę, trafiło mi się.
 
Chaos wprowadzają liczne i często zupełnie niepotrzebne dygresje, nie mające wiele wspólnego z fabułą i nie zasługujące również na miano pobocznych wątków. Autorka namotała także mnóstwem retrospekcji, które nie są do rozpoznania tak od razu. W czytaniu przeszkadzał mi prosty, za prosty język i kompletny brak stylizacji historycznej; prosty chłop wysławia się tutaj niczym rycerz:
Na Boga! Co pani wyprawia! Ma pani szczęście, że życie nauczyło mnie pertaktacji i rycerskości, bo dawniej, jak miałem słabe nerwy i silne pięści, już by było po pani. [podkreślenia moje; no sami powiedzcie, czy chłopina, który może ma za sobą podstawy edukacji, zna nie tyle te słowa, co ich znaczenie?]
Fabuła stylizowana jest chyba na rodzaj przypowieści, jak to robi Coelho, z którego twórczością nieodmiennie kojarzyła mi się opisywana dzisiaj lektura. Początkowo podobał mi się lekko ironiczny i zdystansowany ton pisarki, widoczny już od prologu, jednak w toku powieści stawał się on coraz bardziej irytujący. Odnosiłam wrażenie, że sama autorka nie bardzo wiedziała, czy pisać poważnie czy drwić.

Beznadziejny wątek miłosny! Całkowicie infantylny, pretensjonalny, mdły, a przez to niewiarygodny. Biedny Inigo zakochał się w Mayo tylko dlatego, że był półprzytomny i, co tu dużo mówić, lekko naćpany (nasmarowano go maścią zawierającą składniki halucynogenne); czyli tak naprawdę, nie pokochał żywej dziewczyny, a wyobrażenie niebieskiego anioła - i to ma być wzruszające? pocieszające? To raczej żałosne... Nie wspominając już o tym, że momenty erotyczne opisywane są bez żadnej subtelności i wrażliwości, jakby się można tego spodziewać (w końcu oboje to mają naście lat i nigdy jeszcze nie kochali), natomiast momenty kompletnie nieerotyczne ukazywane są w taki właśnie sposób, co budzi niesmak. Przewidywalna jest też sama intryga, zakończenie znane jest na długo wcześniej, niż zostaje podane; zero napięcia, akcji.
Także od strony redakcyjnej książka pozostawia wiele do życzenia. Mnóstwo (!) głupich literówek, błędów logicznych i stylistycznych typu "obleli" zamiast "oblali", "śmieli się" zamiast "śmiali się". Aż oczy bolą przez tak proste błędy!

Co mnie jednak trzymało przy lekturze Ars magiki, to przede wszystkim ładnie i całkiem wiarygodnie oddane tło historyczne hiszpańskiej Inkwizycji. To bowiem nie jest książka o magii, tylko o Inkwizycji właśnie, mówi o tym, co sprawę polowań czarownic w kraju Basków spowodowało. Widać, że Riesco postudiowała historię swojego kraju z tego okresu. Bardzo zręcznie wplotła też w fabułę starodawne wierzenia (na co zwróciła już uwagę Śmietanka i co mnie tak zaintrygowało), które wyznawali wszyscy, nie tylko prości ludzie, ale również księża. Magia jest tutaj częścią świata, nie należy do zjawisk odrębnych, mistycznych, wszyscy używają prostych uroków i zaklęć. Ale i tutaj brak wprawności pisarskiej w opisywaniu kolejnych receptur, podanych prostym, naiwnym i lekko ironicznym językiem, co wywołuje wrażenie naśmiewania się z własnej kultury, a chyba nie o to chodziło...

Kuleje psychologia postaci, chociaż widać, że autorka starała się pogłębić wątpliwości, rozterki bohaterów. Udało jej się jedynie w przypadku Salazara. Ars magica to w dużej mierze powieść o człowieku wątpiącym, który szuka diabła, by odnaleźć Boga:
Kiedy inkwizytor generalny [...] powiedział mu o sytuacji, w jakiej znaleźli się inkwizytorzy Valle i Becerra, i zapoznał z rozpaczliwymi doniesieniami o diabelskiej sekcie, która dręczyła ludność, kiedy Salazar usłyszał, co demon tam wyczynia [...] poczuł, że jest dla niego nadzieja. Nie zdołał znaleźć śladów Boga, ale ma jeszcze szansę spotkać demona. Jeśli Zły istnieje naprawdę, jeśli jego władza jest wyjaśnieniem wszelkich nieszczęść spadających na ziemię, jeśli w tej odwiecznej, zaciekłej walce między dobrem a złem Szatan odnosi chwilowe zwycięstwo, to znaczy, że jest jeszcze nadzieja. Bo jeśli istnieje diabeł, to istnieje dlatego, że istnieje Bóg, a jeśli Bóg istnieje, Salazar na nowo w Niego uwierzy [...]
Wydaje mi się, że można było książkę bardziej dopracować, przede wszystkim napisać więcej o samych procesach czarownic i śledztwach Salazara, o których poczytać można jedynie na początku; skrócenie dygresji i uporządkowanie pewnych wątków wyszłoby powieści tylko na lepsze, bo jednak przeczytanie ponad 450 stron napisanych niewyszlifowanym językiem, który zamiast wciągać w lekturę męczy, jest nie lada wysiłkiem.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz