Ewę Białołęcką poznałam dobrych kilka lat temu, kiedy przeczytałam jej zbiór opowiadań Tkacz Iluzji, dzisiaj uzupełniony o kilka opowiadań i rozbity na dwie części zatytułowane Naznaczeni błękitem t. I i II przez wydawnictwo RUNA. Kamień na szczycie to kolejny tom cyklu Kronik Drugiego Kręgu i opowiada o dalszych losach Kamyka i jego przyjaciół na wyspie smoków, gdzie spotkali rodzinę maga Słonego. Sielanka prysła jednak, gdy okazało się, że błękitni magowie wiedzą o ich istnieniu i spiskują, w jaki sposób ich ukarać lub wykorzystać i zawładnąć skarbami, które zdobyli (pisząc skarby, mam na myśli starożytne księgi pozostawione w niezwykłej jaskini na Smoczym Archipelagu, gdzie dawniej przebywali magowie). Kamyk i ferajna postanawiają więc wrócić na ojczyste ziemie w myśl zasady "najciemniej pod latarnią" i tam szukać schronienia i pomocy. Podczas podróży wydarzy się wiele rzeczy, które wystawią przyjaźń członków Drugiego Kręgu na próbę, dojdzie także do nieoczekiwanych spotkań.
Tak najkrócej przedstawić można fabułę Kamienia na szczycie. Książka to jednak znacznie więcej, niż opowieść drogi o kilkorgu wyrzutkach i ich ucieczce przed starszyzną. To przepiękna, wzruszająca historia o przyjaźni, miłości, zdradzie, możliwościach wyboru... wbrew pozorom, o życiu po prostu, tyle że ubranym w szatę fantasy młodzieżowej. Świetnie narysowani bohaterowie, którym Białołęcka poświęca tyle samo uwagi, wciąż ewoluują, zmagając się z przeróżnymi emocjami. Te uczucia oddane są w sposób jak najbardziej prawdziwy - gniew, ból, wątpliwości, samotność, namiętność - czytelnik także je odczuwa.
Akcja prowadzona jest w pięknym stylu, chociaż zakończenie przyprawiło mnie niemal o zawał - zostałam kompletnie zaskoczona i uważam jednak, że brak wcześniejszych przesłanek zaszkodził fabule, przez to wyszła trochę nielogiczna, jakby autorka w trakcie pisania wpadła na pomysł dalszego ciągu i ciach!, wrzuciła to do książki bez patrzenia na konsekwencje. Fani Białołęckiej (lub ci, którzy czytali także jej dorosłe książki) na pewno zwrócą uwagę na inny rodzaj humoru, niż w jej powieściach dla dorosłych - jest niewymuszony, bez takiej ilości sarkazmu i złośliwości (co zrozumiałe), cieplejszy i o wiele bardziej zabawny, kilka razy popłakałam się ze śmiechu.
Jeśli chodzi o stronę redakcyjną - nie ma większych błędów; w odbiorze przeszkadzał mi mały odstęp między poszczególnymi wierszami, co przy małej czcionce powodowało zlewanie się tekstu. Ładna okładka - zupełnie inna od nachalnych grafik innych publikacji (chociaż jest to też minus, bo tak naprawdę nie zwraca na siebie uwagi, a młodych ludzi przyciąga jednak kolor, kontrast, jasny przekaz). Szkoda, że RUNA nie walczy o lepszą i bardziej agresywną promocję swoich pozycji, przynajmniej dla tych autorów, których promować warto.
Kamień na szczycie to, mimo upływu lat, dobra lektura nie tylko dla młodzieży. Dobrze będą się bawić przy niej również dorośli.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz