Byłam, zobaczyłam (nawet w 3D, co jednak nie było wielkim plusem, bo noszenie dwóch par okularów jest niewygodne) i uśmiałam się niezwykle. Trzecia część przygód niezwykłego stada zwierząt epoki lodowcowej (no bo czy mamuty, tygrys szablozębny, leniwiec i dwie postrzelone łasice tworzą normalne stado?) bawiła mnie podobnie jak poprzednie części.
Chwała twórcom za oryginalność i niepowtarzanie błędów innych produkcji (Shreka chociażby, którego 3. część oglądałam z niesmakiem), świetny humor sytuacyjny i cięte, zabawne dialogi. Sid przeszedł samego siebie, zostając... mamą... ale kogo, to już nie zdradzę. I oczywiście nie zabrakło fenomenalnego Scrata, wiewióra mającego obsesję na punkcie żołędzia (symptomatyczne, co, panowie?), który niespodziewanie... zakochuje się w uroczej i sprytnej wiewiórzycy - wspaniały wątek wykpiwający relacje męsko-damskie i udowadniający, kto tutaj naprawdę rządzi. Pojawia się też jeszcze jeden bohater, odważny, waleczny, łasicowaty Buck, któremu samotność pomieszała lekko w głowie, ale dzięki niemu całe towarzystwo może przeżyć.
Dobra zabawa gwarantowana, a dodatkowo pojawia się wątek rodziny i przynależności do niej, chociaż jak dla mnie, zbytnio to wszystko uładzone. Co mnie jeszcze uderzyło i to raczej smutna refleksja, to fakt, że bajka pokazuje, że tylko piękni mają szansę na miłość rodzinną. Trochę to przykre, że można wyłapać taki przekaz z bajki dla dzieci przecież, zwłaszcza, że podobno żyjemy w świecie tolerancyjnym, gdzie powinno liczyć się piękno i dobro wewnętrzne, a nie powłoka... No ale to może tylko takie moje spostrzeżenie.
Jeśli komuś podobały się poprzednie części, z pewnością nie zawiedzie się, oglądając trójkę. Jak dla mnie, to jeden z hitów tego lata, a już na pewno najlepsza animacja tego roku.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz