czwartek, 22 kwietnia 2010

A jednak może być gorzej - "Dobry, zły i nieumarły", Kim Harrison, tłumaczenie: Agnieszka Sylwanowicz, MAG 2010

Po rozczarowaniu pierwszą częścią paranormalnego kryminału o Rachel Morgan, postanowiłam dać Kim Harrison jeszcze jedną szansę wiedziona nadzieją, że po debiucie autorka nabrała nieco wprawy pisarskiej, i ciekawością, jak rozwinie niedokończone wątki. Zostałam ukarana za naiwność. Nie tylko straciłam czas na przeczytanie tej ponad sześćsetstronicowej cegły, ale przekonałam się o prawdziwości stwierdzenia, że zawsze może być gorzej… 

Dobry, zły i nieumarły rozpoczyna się w taki sam sposób, jak Przynieście mi głowę wiedźmy – czytelnik trafia w sam środek akcji, tym razem pani detektyw kradnie rybę na zlecenie drużyny wilkołaków, jak się potem okazuje zupełnie niepotrzebnie. Bohaterka Harrison nie ewoluuje w żadnym stopniu, a już na pewno nie staje się mądrzejsza. Gdyby nie pixy Jenks i wampirzyca Ivy, zginęłaby marnie. Mimo swojej kompletnej nieporadności w prowadzeniu śledztw, zostaje zatrudniona „na boku” przez komisarza FBI do rozwiązania tajemniczych mordów na czarownicach i czarownikach. Pomaga jej w tym, jakżeby inaczej, jeden z agentów, oczywiście od początku nie pałają do siebie sympatią, co, oczywiście, później się zmienia. W tej części dowiadujemy się, dlaczego Ivy odeszła z ISB i czemu stara się być blisko Rachel. Nadal jednym z głównych wątków pozostaje relacja wampirzycy z czarownicą, która staje się coraz bardziej napięta, zwłaszcza, że Rachel ma chłopaka, i naładowana seksualnością, nie robi jednak żadnego wrażenia z powodu chaotyczności opisów pisarki.

Bohaterowie powieści zdają się być powycinani z szablonu, można ich opisać jednym, dwoma wyrazami. Nie zmieniają się, nie wychodzą ze swoich ról. Rachel cały czas jest głupią (jej zachowania nie można już nazwać naiwnym), niezdarną wiedźmą. Trochę lepiej wypada Ivy, rozdarta między pragnieniem swoich genów a potrzebą zachowania człowieczeństwa. Niestety, pierwszoosobowa narracja w wykonaniu Morgan nie daje jej szansy na pełnowymiarowość. Najbarwniejsza postać (chodzi o sposób ubierania się, nie o charakter), czyli Jenks, irytuje, nie tylko bohaterów, swoimi złośliwymi, niewyszukanymi żarcikami, które nikogo nie śmieszą. Nick, chłopak Rachel, pozostaje w cieniu jako kochające wsparcie czarownicy, ale jego tajemniczość pozwala sugerować, że przestanie być dodatkiem do bohaterki w następnych częściach. Nowy bohater, detektyw FBI Glenn, także nie budzi większych emocji, to jeszcze jeden nieopierzony sztywniak w garniturze, który dzięki głównej bohaterce przekonuje się, czym jest prawdziwa policyjna robota i zaczyna ją podziwiać. Nie zaciekawia również Trent Kalamack, z którym Rachel prowadzi swoistą wojnę. Jako główny złoczyńca w szatach szanowanego radnego miasta nie wykracza poza konwencję złego.

Harrison bawi się wampiryzmem, magią jako taką, szerzej opisuje też Zapadlisko i mieszkających w nim Inderlanderów, pokazując różnice dzielące ich od zwykłych ludzi. Mogłaby to być najmocniejsza, a właściwie jedyna, strona tej książki, gdyby nie fakt, że autorka powiela schematy, a dużo ciekawiej o czarach piszą dzisiejsi „czarownicy”. Cała fabuła jest zresztą grubymi nićmi szyta i, tak jak w pierwszej części, nieprzemyślana. Sądziłam, że wirus w pomidorze to był absurd, ale piętno przyjemności, które od niefortunnego spotkania z demonem nosi Rachel, bije go na głowę dwukrotnie. Blizna po ugryzieniu czyni bowiem kobietę niezwykle podatną na wpływ wszystkich wampirów, jakich spotka i sprawia, że one pragną jej bardziej, niż kogokolwiek:
Zostałaś naznaczona piętnem przyjemności i jeśli nie będziesz miała wampira, który by cię zapragnął dla siebie i chronił, wszyscy to wykorzystają, biorąc, co chcą, i przekazując cię dalej, aż staniesz się marionetką błagającą o upuszczenie krwi.
I jak z tym żyć?

Nie wiem, czy to niedbałość redakcji, czy nieprofesjonalizm Harrison, ale w książce pojawiają się rażące przykłady braku logiki. Jak choćby wtedy, gdy bohaterka podczas przeszukiwania mieszkania zaginionego mężczyzny znajduje kota i dowiadujemy się od niej, że jest pewna, że to jest Dan [zaginiony mężczyzna] uwięziony w ciele kota, po czym kilkanaście stron później ona sama zastanawia się, co stało się z rzeczonym Danem… Dodam tylko, że tajemnicze zniknięcie Dana jest jedną z kluczowych kwestii w książce. Nie wspominając o tym, że cała historia jest przewidywalna od pierwszych stron.

Dobry, zły i nieumarły jest zdecydowanie gorsza od części pierwszej i aż boję się pomyśleć, jaki poziom będzie miała kolejna. Nie zamierzam tego sprawdzać, w przeciwieństwie do Rachel Morgan, uczę się na błędach i trzeciej szansy dla Kim Harrison nie będzie.

Recenzja ukazała się na portalu Katedra.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz