Po rozczarowaniu pierwszą częścią paranormalnego kryminału o Rachel Morgan, postanowiłam dać Kim Harrison
jeszcze jedną szansę wiedziona nadzieją, że po debiucie autorka nabrała
nieco wprawy pisarskiej, i ciekawością, jak rozwinie niedokończone
wątki. Zostałam ukarana za naiwność. Nie tylko straciłam czas na
przeczytanie tej ponad sześćsetstronicowej cegły, ale przekonałam się o
prawdziwości stwierdzenia, że zawsze może być gorzej…
Dobry, zły i nieumarły rozpoczyna się w taki sam sposób, jak Przynieście mi głowę wiedźmy
– czytelnik trafia w sam środek akcji, tym razem pani detektyw kradnie
rybę na zlecenie drużyny wilkołaków, jak się potem okazuje zupełnie
niepotrzebnie. Bohaterka Harrison nie ewoluuje w żadnym stopniu, a już
na pewno nie staje się mądrzejsza. Gdyby nie pixy Jenks i wampirzyca
Ivy, zginęłaby marnie. Mimo swojej kompletnej nieporadności w
prowadzeniu śledztw, zostaje zatrudniona „na boku” przez komisarza FBI
do rozwiązania tajemniczych mordów na czarownicach i czarownikach.
Pomaga jej w tym, jakżeby inaczej, jeden z agentów, oczywiście od
początku nie pałają do siebie sympatią, co, oczywiście, później się
zmienia. W tej części dowiadujemy się, dlaczego Ivy odeszła z ISB i
czemu stara się być blisko Rachel. Nadal jednym z głównych wątków
pozostaje relacja wampirzycy z czarownicą, która staje się coraz
bardziej napięta, zwłaszcza, że Rachel ma chłopaka, i naładowana
seksualnością, nie robi jednak żadnego wrażenia z powodu chaotyczności
opisów pisarki.
Bohaterowie powieści zdają się być powycinani z szablonu, można ich
opisać jednym, dwoma wyrazami. Nie zmieniają się, nie wychodzą ze swoich
ról. Rachel cały czas jest głupią (jej zachowania nie można już nazwać
naiwnym), niezdarną wiedźmą. Trochę lepiej wypada Ivy, rozdarta między
pragnieniem swoich genów a potrzebą zachowania człowieczeństwa.
Niestety, pierwszoosobowa narracja w wykonaniu Morgan nie daje jej
szansy na pełnowymiarowość. Najbarwniejsza postać (chodzi o sposób
ubierania się, nie o charakter), czyli Jenks, irytuje, nie tylko
bohaterów, swoimi złośliwymi, niewyszukanymi żarcikami, które nikogo nie
śmieszą. Nick, chłopak Rachel, pozostaje w cieniu jako kochające
wsparcie czarownicy, ale jego tajemniczość pozwala sugerować, że
przestanie być dodatkiem do bohaterki w następnych częściach. Nowy
bohater, detektyw FBI Glenn, także nie budzi większych emocji, to
jeszcze jeden nieopierzony sztywniak w garniturze, który dzięki głównej
bohaterce przekonuje się, czym jest prawdziwa policyjna robota i zaczyna
ją podziwiać. Nie zaciekawia również Trent Kalamack, z którym Rachel
prowadzi swoistą wojnę. Jako główny złoczyńca w szatach szanowanego
radnego miasta nie wykracza poza konwencję złego.
Harrison bawi się wampiryzmem, magią jako taką, szerzej opisuje też
Zapadlisko i mieszkających w nim Inderlanderów, pokazując różnice
dzielące ich od zwykłych ludzi. Mogłaby to być najmocniejsza, a
właściwie jedyna, strona tej książki, gdyby nie fakt, że autorka powiela
schematy, a dużo ciekawiej o czarach piszą dzisiejsi „czarownicy”. Cała
fabuła jest zresztą grubymi nićmi szyta i, tak jak w pierwszej części,
nieprzemyślana. Sądziłam, że wirus w pomidorze to był absurd, ale piętno
przyjemności, które od niefortunnego spotkania z demonem nosi Rachel,
bije go na głowę dwukrotnie. Blizna po ugryzieniu czyni bowiem kobietę
niezwykle podatną na wpływ wszystkich wampirów, jakich spotka i sprawia,
że one pragną jej bardziej, niż kogokolwiek:
Zostałaś naznaczona piętnem przyjemności i jeśli nie będziesz miała wampira, który by cię zapragnął dla siebie i chronił, wszyscy to wykorzystają, biorąc, co chcą, i przekazując cię dalej, aż staniesz się marionetką błagającą o upuszczenie krwi.
I jak z tym żyć?
Nie wiem, czy to niedbałość redakcji, czy nieprofesjonalizm Harrison,
ale w książce pojawiają się rażące przykłady braku logiki. Jak choćby
wtedy, gdy bohaterka podczas przeszukiwania mieszkania zaginionego
mężczyzny znajduje kota i dowiadujemy się od niej, że jest pewna, że to jest Dan [zaginiony mężczyzna] uwięziony w ciele kota,
po czym kilkanaście stron później ona sama zastanawia się, co stało się
z rzeczonym Danem… Dodam tylko, że tajemnicze zniknięcie Dana jest
jedną z kluczowych kwestii w książce. Nie wspominając o tym, że cała
historia jest przewidywalna od pierwszych stron.
Dobry, zły i nieumarły jest zdecydowanie gorsza od części
pierwszej i aż boję się pomyśleć, jaki poziom będzie miała kolejna. Nie
zamierzam tego sprawdzać, w przeciwieństwie do Rachel Morgan, uczę się
na błędach i trzeciej szansy dla Kim Harrison nie będzie.
Recenzja ukazała się na portalu Katedra.
Recenzja ukazała się na portalu Katedra.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz