środa, 27 kwietnia 2011

Po ciemnej stronie internetu - "Sala samobójców", scenariusz i reżyseria: Jan Komasa, 2011

Film Jana Komasy zaintrygował mnie ciekawym trailerem i animowanym plakatem. A także aktorem grającym głównego bohatera, młodym Kubą Gierszałem, który bardzo podobał mi się w obrazie o zgoła innej tematyce, Wszystko co kocham Jacka Borcucha. Obejrzałam Salę samobójców i musiało minąć trochę czasu, jak zawsze ostatnio, abym potrafiła swoje wrażenia przelać w słowa.

Przede wszystkim krzywdę filmowi robi jego opis – Dominik (Kuba Gierszał) nie jest bowiem zwyczajnym nastolatkiem, żaden pocałunek tajemniczej nieznajomej nie zmienia jego życia. To rozpuszczony, bogaty dzieciak, dojeżdżający do prywatnej szkoły autem prowadzonym przez szofera, którego rodzice zasypują kolejnymi drogimi gadżetami i głowią się nad tym, aby wyglądał przebojowo na zbliżającej się studniówce. Tymczasem Dominik myśli o tym, co by tu zamieścić na Facebooku albo jak zwrócić na siebie uwagę zagonionych rodzicieli. Nachalny obraz mówiący „pieniądze szczęścia nie dają” albo „bogactwo nie zastąpi miłości” mógł razić na tyle, że wiele osób postanowiło go nie oglądać.

Wydaje mi się jednak, że to przesłanie nie jest najważniejsze w Sali samobójców, ani nawet to, co się dzieje z Dominikiem, który zapada się w siebie i zatraca zdolność odróżniania fantazji od rzeczywistości. Dla mnie najbardziej wyrazistym jest tu obraz rodziców nie znających i nie chcących nawet poznać swojego syna, dla których jego problemy i wewnętrzny świat przestają się liczyć w perspektywie groźby niezdania przez niego matury. Pełna podziwu jestem dla gry Agaty Kuleszy i Krzysztofa Pieczyńskiego, którzy świetnie oddali brak zrozumienia tego, co się dzieje z Dominikiem, zrobili to tak realistycznie, że sama postrzegałam ich jako rodziców a nie aktorów. Bezradność tych dwojga wobec pytań psychiatry o zainteresowania syna jest powalająca swoją prawdziwością. Co nasi rodzice wiedzą o nas? Czy wiedzą, jakiej muzyki słuchacie albo co najbardziej lubicie robić w wolnym czasie? Co my sami wiemy lub będziemy wiedzieć o naszych dzieciach?

Dominik nie jest skomplikowaną postacią, Kuba Gierszał poradził sobie jednak całkiem dobrze w przedstawieniu swojego bohatera jako zagubionego nastolatka, udającego cwaniaka przed równie udającymi cwaniaków kolegami z liceum, który w coraz bardziej radykalny sposób krzyczy o pomoc, a nie jest słuchany. Ratunku szuka więc w sieci, w której przecież każdy może być kim chce, pisać i mówić wszystko, nawet planować zbiorowe samobójstwo, ale w ostateczności chłopak zostaje sam ze sobą i to jest prawdziwe – swoje problemy musimy rozwiązywać sami, nikt nam nie pomoże, jeśli tego nie będziemy chcieli. Dobitnie świadczy o tym tytuł filmu, w którym w miarę jego pojawiania się na ekranie jaśnieje słowo SAM. Nic dobrego natomiast nie mogę powiedzieć o jego filmowej partnerce, Sylwii (Roma Gąsiorowska), jej postać nie mogła być bardziej sztuczna i patetyczna, przez co w ogóle mnie nie przekonała swoją pozą femme fatale, budziła wręcz pogardę.
Przyznam szczerze, że od Kuby Gierszała wzroku oderwać nie mogłam
Komasie udało się tylko częściowo pokazać złowieszczą stronę internetu, nie do końca mnie swoją wizją przekonał, pokazując tylko tę złą stronę. Dodatkowo zgrzytała mi nie do końca przemyślana konstrukcja wątku sieciowego, graficznie co prawda dobra, w którym oglądanie i fascynacja filmami samo okaleczających się dzieciaków została połączona z przygotowywaniem się do zbiorowego samobójstwa, a wszystko to w emo stylu. Za dużo jak na 90 minut taśmy.
Czy życie w wirtualnym świecie jest możliwe?
Jakkolwiek dramat, rozgrywający się w filmowej rodzinie, jest przerysowany i może się wydawać nierealny, to problem obustronnego niezrozumienia wynikający z braku rozmowy zdarza się w większości polskich rodzin. Na szczęście coraz rzadziej, bo młodsze pokolenia wiedzą, że nie wystarczy standardowe pytanie „jak było w szkole?” i zadowolenie się odpowiedzią „dobrze”, aby nawiązać przyjaźń z własnym dzieckiem. Najsmutniejsze jest jednak to, że większość ludzi, która obejrzała Salę samobójców nawet o tym nie pomyśli, skupiając się na refleksji, że internet to zło. Tak jak dawniej gry komputerowe czy telewizja…

3 komentarze:

  1. Może wydawać się nierealny? Oj nie, zdecydowanie, jest bardzo realny. Kwestia tylko tego, gdzie się patrzy, w które odmęty sieci. Film świetny - tyle, że dla mnie to było trochę jak oglądanie Requiem for a dream dla narkomana. Wszystko ładnie, ale znamy już tę bajkę. Niemniej uważam, że to jeden z najlepszych dzieł polskiej kinematografii - na każdym poziomie. Od tematyki, przez przesłanie, grę aktorską i muzykę, aż po stylistykę i obróbkę cyfrową. W skali światowej - 8/10. W ojczystej - 11/10.

    OdpowiedzUsuń
  2. Nierealny w tym sensie, że przedstawia przecież dziecko z bogatej rodziny, wielu Polakom nie odpowiada ukazywanie problemów z tego poziomu, z drugiej strony zawsze idziemy w skrajności - albo bardzo biedni i patologiczni, albo bogaci, ale nieszczęśliwi. Masz rację, temat ograny, ale nie w polskim kinie i tu tkwi jego siła, a mimo wszystko uważam, że Komasa zmarnował trochę potencjał przekazu, robiąc film jednak na sposób lekko hollywoodzki.

    OdpowiedzUsuń
  3. Z drugiej strony główne tematy podjęte w filmie są uniezależnione od bogactwa - problem porozumienia pomiędzy rodzicami a dziećmi, moc internetu i wirtualnych znajomości są codziennością dla wielu ludzi z właściwie każdej warstwy społecznej ;)

    Co zaś do hollywoodzkości - nie jest tak źle, zakończenie takie jakie być powinno,

    nie amerykańskie,

    zaś aktorstwo i reżyseria dużo skorzystały na tej zachodniej modle - nie zdzierżyłbym tego filmu w typowo polskiej wersji, z łacińskimi przecinkami co drugie słowo i grą rodem z taniego teatru.

    OdpowiedzUsuń