... dwa filmy (co przy moim budżecie jest istnym szaleństwem, dzięki bogom za dzień dziecka).
Jeśli idę do kina, wybieram filmy typowo rozrywkowe (na poważnych przeszkadzają mi się skupić pożeracze popokornu, nachosów i siorbacze coli). W tym miesiącu na pewno pójdę na Terminator: Salvation i kontynuację Transfmormersów.
Data premiery: 5 czerwca 2009
Terminator: Salvation to kolejna część hitowego cyklu, chociaż po prawdzie hitem była jedynie "dwójka". Na film idę z dwóch powodów: dobra dawka akcji i efektów specjalnych i Christian Bale. Tym razem fabuła wybiega w przyszłość, w sumie niedaleką, bo do 2018 roku. John Connor (Bale) staje na czele ruchu oporu walczącego ze Skynetem, firmą maszyną produkującą inne maszyny (a tak to się porobiło, tak zwany postęp). Do akcji wkracza też niejaki Marcus Wright (Sam Worthington), facet cierpiący na amnezję, więc nie wiadomo, po której jest stronie. Za tydzień się przekonamy.
Scenariusz: Ehren Kruger, Alex Kurtzman, Roberto Orci
Reżyseria: Michael Bay
Reżyseria: Michael Bay
Data premiery: 24 czerwca 2009
Na Transformers: Zemsta upadłych to bratanka zabiorę w nagrodę za dobrnięcie do końca roku szkolnego i sama mam nadzieję na niezły ubaw. Pierwsza część podobała mi się baaaaardzo, uśmiałam się setnie i byłam zachwycona efektami specjalnymi. Shia LaBeouf w roli niezdarnego nastolatka, w którym buzują hormony, rozbawił mnie do łez, ma niesłychane wyczucie komizmu. Gorzej z tą, jak jej tam, Megan Fox, ale rozumiem że męska część widzów musi mieć na co popatrzeć. Akcja drugiej części dzieje się dwa lata po wydarzeniach z jedynki. Sam wybiera się do college'u i jest tym faktem bardzo przejęty. A tu, jak na domiar złego, zlatują się znowu Deceptikony i postanawiają, jak w tytule, zemścić się srodze. Najbardziej cieszy mnie powrót Bumblebee, mojego ulubionego bohatera.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz