Niedawno wypomniałam Krzysztofowi brak recenzji książek, a sama zorientowałam się, że od dłuższego czasu (ponad miesiąc) nie zamieściłam żadnej swojej. Zamierzam się poprawić.
Mario Vargas Llosa jest pisarzem bardzo cenionym także w naszym kraju, nazywany jest jednym z najwybitniejszych twórców współczesnych. Osobiście nie mam zaufania do tego typu rekomendacji, wychodzę bowiem z założenia, że jest jakiś szwindel w tym całym nieustannym chwaleniu. Do zmiany zdania nie przekonała mnie jego książka.
Gawędziarza dostałam w prezencie i przyznam, że zaintrygował mnie opis na okładce, książka bowiem traktować miała o peruwiańskim plemieniu Macziguengów i jego wierzeniach oraz roli, jaką pełnił wśród nich tytułowy gawędziarz.
Po pierwszych stronach powieści chciałam ją rzucić w kąt, tak mnie zirytował konstrukcyjny bałagan, nie wiadomo było, co jest narracją, a co dialogiem. Zacisnęłam jednak zęby (bo prezent, bo do recenzji) i czytałam dalej. Szybko się zorientowałam, że książka jest swoistą przeplatanką wspomnień narratora (pisane w pierwszej osobie sugeruje, że jest to sam Llosa) z opowieścią snutą przez gawędziarza.
Nie sprawiło to bynajmniej, że czytało mi się przyjemniej, zwłaszcza stylizowany na mistrza Yodę język gawędziarza. Przez te chaotyczne, momentami bezsensowne zwroty ciężko było się przebić i zrozumieć wiarę peruwiańskich plemion. Tak naprawdę, nie jest ona wcale taka oryginalna i to mnie najbardziej uderzyło (nie mylić z "rozczarowało") - mimo różnic w nazwach i porządku świata kultura peruwiańska podobna jest do europejskich. To niezwykłe, że oddalone od siebie o tysiące kilometrów, rozwijające się niezależnie kultury są ściśle ze sobą połączone choćby osobą takiego gawędziarza (w Europie byli bardowie, dziad chodził po słowiańskich wioskach), bóstwami Księżyca, Słońca, niejednoznacznego Zła i Dobra.
Dużo lepiej czyta się wspomnienia o przyjacielu Llosy z lat studenckich, Saulu Zuratasie, zafascynowanym peruwiańską kulturą, który zniknął bez śladu. Tutaj padają konkretne informacje o dziejach Macziguengów. Tutaj też Llosa stawia bardzo ważne pytanie - czym jest cywilizacja i czy dla każdego jest ona dobra w "białej" formie (bo to przecież biali ludzie podbijają świat, urabiają go na swoją modłę, pozostali starają się żyć w zgodzie z naturą)? Czy nie lepiej zostawić te wymierające plemiona w spokoju, niż zbliżać się do nich w rzekomym celu ich poznania, a tak naprawdę po to, aby je zmienić?
[...] dla potomków Inków nie ma powrotu do czasów minionych. Pozostaje im tylko integracja. Przyspieszyć to, co zostało w pół drogi, całkowicie włączyć się w cywilizację zachodnią, a im szybciej się to dokona, tym lepiej. Dla nich obecnie to mniejsze zło[...] Ale w Amazonii wszystko ma się zupełnie inaczej. Tam nie doszło jeszcze do wielkiego psychicznego urazu, który z Inków uczynił naród wasali i lunatyków. Zadaliśmy amazońskim plemionom wiele ciosów, ale ich nie pokonaliśmy. Teraz już wiemy, jakie potworności kryją się za niesieniem postępu, za unowocześnianiem na siłę ludów prymitywnych. Po prostu ich zagłada. Nie popełniajmy tej zbrodni.
Llosa przedstawia również sposoby unowocześniania tychże plemion za pomocą... No zgadnijcie! Chrystianizacji, oczywiście. Pokazuje, jak działa cały mechanizm, jak podchodzą do dawnej kultury misjonarze, nie oceniając tego wprost jako brak szacunku, ale ja tak to właśnie odebrałam po tym, jak przeczytałam słowa misjonarza Edwina Schneila:
[...] Setki lat wierzeń, pewnych obyczajów nie są w stanie zniknąć tak z dnia na dzień. To musi potrwać. Najważniejsze, że zaczęli się zmieniać. Obecni Macziguengowie nie przypominają Macziguengów z czasów, kiedy tu przyjechaliśmy, mogę pana zapewnić.
Jakby jedyną słuszną drogą rozwoju było chrześcijaństwo i zachodnia cywilizacja, a reszta to prymitywizm. A kto niszczy nasz świat?
Nie zaprzeczam, że Gawędziarz jest książką ważną, właśnie z powodów wymienionych powyżej, jednak nie jest to powieść wybitna. Nie wyróżnia się oryginalnością fabuły, stylem, nie wywołała we mnie żadnego emocjonalnego wstrząsu, jedynie potwierdziła, że na całym świecie istnieją podobne problemy. Ponadto łatwo się pogubić w wierzeniach peruwiańskich temu, kto nie zna wcale tej kultury. Mi brakowało przypisów do wyrażeń peruwiańskich, których nie wyjaśniono w książce; myślę że jakiś słowniczek lub chociażby przypisy od tłumacza pozwoliłby lepiej się wciągnąć w lekturę.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz