piątek, 4 września 2009

Polconowe opowieści cz. II (piątek)

Piątek zaczęliśmy oddzielnie - Filip poszedł na LARP-a Warhammer Dwie Baszty, ja na prelekcję Wyjątki z historii anatomopatologii, którą prowadzili Marcin Zaród i Joanna Filipczak. Dostaliśmy historię medycyny sądowej w pigułce, bardzo ciekawą zresztą. Czy wiedzieliście, że już w 1248 roku istniał opis postępowania na miejscu morderstwa? Zapis pochodzi z Szanghaju i m.in. mówi o tym, że na miejscu przestępstwa trzeba zwracać uwagę na najmniejszy nawet szczegół. W roku 1507 powstał tzw. Kodeks Bamberski Spraw Gardłowych, który nakazywał śledczym konsultację z lekarzem w wypadku nagłej śmierci kobiet i dzieci. Jesienią 1889 roku, podczas śledztwa w sprawie zniknięcia francuskiego komornika, przeprowadzono pierwszą profesjonalną sekcję zwłok. Jak zapewne wiecie, najczęściej do tajnych mordów wykorzystywano arszenik. Proceder ten trwał do końca XIX wieku, czyli całkiem długo, do momentu, aż dowiedziano się, jak z powodzeniem wykrywać truciznę w organizmie. Prowadzący opierali się na książce Stulecie detektywów, ja znalazłam świetny portal kryminalistyczny dla zainteresowanych.
Joasia opowiada o wydarzeniach z Londynu z 1915 roku, o psychopacie topiącym swoje małżonki w wannie...
Po prelekcji poszłam do sali 362 na konkurs filmowy, żeby zabić czas. Było bardzo zabawnie, kibicowałam drużynie Kamyczków, w której skład wchodziła m.in. Ewa Białołęcka. Organizatorzy konkursu przyłożyli się - konkurencje podzielone były na kadrowe (Z jakiego filmu jest ten kadr?), kalambury, prezentacje fragmentów filmowych (Co to za film?; Kim jest ten aktor? Co jest nie tak? itp.). Niestety nie wiem kto wygrał, bo musiałam pędzić po bratanka i na czwarte piętro na warsztaty Jak jeszcze lepiej opowiadać, prowadzone przez Staszka Krawczyka. Przyznam szczerze, że wynudziłam się trochę, chociaż zajęcia prowadzone były interesująco - RPG nie jest jednak moją tematyką i jakoś nie mogę się przekonać do tego specyficznego sposobu narracji. Może nie byłoby tak źle, gdyby nie jeden z członków naszej grupy, który negował wszystko, co mówili inni i nie chciał współpracować, a chyba nie o to w tym chodzi? Dobrze, że nie braliśmy wszystkiego poważnie i na zadanie "stwórz opis krajobrazu baśniowego" sfabrykowaliśmy postapokaliptyczną wizję świata w rdzawych barwach, na której pasły się różowe jednorożce z dwoma rogami...

Przed 15.00 znowu się rozdzieliliśmy - Filip poszedł do swoich nowych znajomych z LARP-a, ja na spotkanie z SuperNOWĄ. Nie pojawił się niestety redaktor naczelny,  Mirek Kowalski, zamiast niego była obecna pani Marzena Kłos i autorzy: Witek Jabłoński, Marek Baraniecki, Paweł Kempczyński, w ostatniej chwili dołączył Marcin Przybyłek. Co ciekawego będzie się działo w najbliższym czasie w wydawnictwie? Niewiele. Na przełomie września i października (chociaż podejrzewam, że jednak w październiku) pojawi się oczekiwana Żmija Andrzeja Sapkowskiego. W późniejszym czasie (czytaj: najpewniej na początku przyszłego roku) nakładem wydawnictwa ukaże się antologia o kotach, do której jeszcze "piszą się" opowiadania; w przyszłym roku ma wyjść również powieść Jabłońskiego, na razie zatytułowana Słowo i miecz. Marcin Przybyłek mówił o swojej najnowszej książce, Gamedec: Zabaweczki. Sztorm, która ma mieć premierę jeszcze we wrześniu. Lekki niesmak wywołała odpowiedź na pytanie, czemu nie ma Sapkowskiego - "pod koniec sierpnia zawsze bierze urlop" (akurat, no ale przecież nie można powiedzieć, że czytelników pisarz ma gdzieś, a już na pewno nie może tego powiedzieć jego wydawnictwo), ale ten autor już coraz mniej mnie obchodzi... Niewiele mogę powiedzieć o Marku Baranieckim, który praktycznie się nie odzywał, o Witku opowiadać nie będę (uroczy gaduła, jak zwykle), Paweł Kempczyński wydał mi się... dziwny przez lekkie zmanierowanie w sposobie mówienia, pozytywne wrażenie wywarł na mnie natomiast Marcin Przybyłek, w dowcipny sposób opowiadający o tym, jak pisze (do jego osoby wrócę jeszcze nieraz). Ogólnie, przyjemnie było posłuchać, jak koledzy po fachu nawzajem prawią sobie humorystyczne złośliwości, nie szczędząc ich również wydawnictwu, widać było jednak sympatię i szacunek.
Od lewej: Marzena Kłos, Marek Baraniecki, Witold Jabłoński, Paweł Kempczyński
Zamiast na Psychologię głębi Marcina Przybyłka (o, jakże teraz żałuję!), poszliśmy na obiad, a później odwiedziliśmy Targi, gdzie nabyłam Piołun i miód Ewy Białołęckiej. Od Runy dowiedziałam się także, że książka Maćka Guzka Czyste dobro, o której pisałam już w styczniu, powinna trafić do księgarń pod koniec 2009 r. W parku odbywał się konkurs rysowania na asfalcie na rzecz biednych dzieci (malowidła nie zdobiły uliczki zbyt długo, w sobotę rano zmył je deszcz):
Humorystyczna wersja naukowo-fantastyczna; autor nieznany
Całkiem poważna wersja fantasy rysowana przez Krewcię
Zdążyłam jeszcze na ostatnie minuty spotkania autorskiego z Ewą Białołęcką, zdobyłam jej autograf i dowiedziałam się, że kolejna część cyklu, Czas złych baśni, ukaże się na początku przyszłego roku.

O 18.00, już w komplecie, zajęliśmy pierwsze miejsca w auli 358 na prelekcji Witka Jabłońskiego i Eli Żukowskiej Co nam zostało z dawnych bogów. W sumie, było to powtórzenie spotkania avangardowego, ale kilka nowych informacji też wyłowiłam. Np. to, że termin "pogaństwo" ukuł kościół chrześcijański, aby zdeprecjonować dawne religie. Działało to na zasadzie "niewidzenia belki we własnym oku" - np. chrześcijanie zarzucali poganom "bałwochwalstwo", czyli czczenie wizerunków bożków, a sami modlili się przecież do obrazów i figurek Jezusa czy Matki Boskiej. Wiedzieliście, że 25 grudnia, katolickie Boże Narodzenie, dla Słowian był dniem narodzin boga Mitry? A propos tzw. grzechów ciężkich - to dopiero chrześcijaństwo zaczęło cenić dziewictwo u kobiet - dla Słowian dziewictwo było oznaką, że z dziewczyną jest coś nie w porządku; najlepiej jeśli już miała dziecko, oznaczało to bowiem, że jest płodna.
Cały Witek - jak zacznie mówić, skończyć nie może;-)
Przed 19.00 znowu nastąpił rozdział w naszej grupie - Filip poszedł na Graj twardo, spotkanie z Johnem Wickiem, a ja i Lili zostałyśmy na spotkaniu autorskim z Marcinem Przybyłkiem. Jeśli jeszcze się nie domyśliliście, kto na Polconie zajął moje serce, to teraz ogłaszam to oficjalnie - Przybyłek właśnie!;-) Spotkanie bardzo fachowo i interesująco prowadziła Klaudia Heintze, która zadawała niesztampowe pytania - np. dlaczego w opisie niemal każdej bohaterki wspomniany jest jej brzuch, albo co świadczy o czyimś szaleństwie.
Klaudia zastanawia się, jakim pytaniem "zastrzelić" Marcina, Marcin zastanawia się, dlaczego na ekranie nie wyświetla się pulpit z jego laptopa...
Mogliśmy zobaczyć ostatni przedpremierowy zwiastun (rewelacyjny, profesjonalny, no cudo!) promujący cykl o Gamedecu, który pod koniec września będzie też dostępny w internecie, m.in. na stronie Gamedec Zone. Obejrzeliśmy też prezentację, w jaki sposób, krok po kroku, robiony był spot reklamowy. Nie czytałam dotąd niczego autorstwa Marcina, ale zamierzam nadrobić zaległości i to pewnie szybciej, niż myślę (nie wytrzymam do przyszłego roku). Opowiadał tak ciekawie o tym, jak tworzył postać, świat i poszczególne jego elementy, że muszę się przekonać, jak to wygląda w praktyce.

I tak zakończył się dzień drugi Polconu.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz