Hancock to nietypowy film o superbohaterach. Tytułowa postać, grana przez Willa Smitha, jest wulgarnym pijakiem fruwającym w krótkich spodenkach i podkoszulku, który pomagając ludziom, niszczy swoje miasto, co sprawia, że zamiast oczekiwanej wdzięczności częstowany jest obelgami i powszechną niechęcią. Wszystko zaczyna się zmieniać, gdy heros poznaje speca od public relations Raya (Jason Bateman), któremu ratuje życie i który postanawia odmienić wizerunek Hancocka i uczynić z niego poważanego przez społeczność Los Angeles obywatela i obrońcę. Sytuacja komplikuje się dodatkowo, gdy Hancock poznaje żonę Raya, piękną Mary (Charlize Theron), która okazuje mu wyjątkowy brak sympatii i zaufania.
Tak z grubsza można przedstawić fabułę komedii fantastycznej opowiadającej o przemianie współczesnego bohatera w superbohatera. Nie jest to jednak typowa amerykańska produkcja, epatująca wyświechtanymi gagami sytuacyjnymi i słownymi, wręcz przeciwnie, film bawi niewymuszonym humorem i inteligentnymi dialogami. Nie jest to też opowieść o tym, jak się zmienić, żeby inni nas lubili. O czym więc?
Ano o demitologizacji postaci bohatera, który to wątek poruszają twórcy filmowi od kilku lat, jak choćby Christopher Nolan w nowych Batmanach. Świetny jak zawsze Will Smith pokazał herosa nieheroicznego - z mnóstwem słabości, kompleksów. Ludzkiego boga, który jest inny i odczuwa to boleśnie, obrońca musi bowiem wiecznie czuwać, nie może mieć bliskich, ponieważ tylko narażałby ich na niebezpieczeństwo, a oni jego by rozpraszali.
Film opowiada również niezwykły wątek miłosny, w którym oddanie oznacza śmierć. Mary i John są dowodem na to, że nie ma czegoś takiego jak przeznaczenie, że to my kształtujemy nasz los i tylko my mamy na niego wpływ. Theron wiarygodnie przedstawiła postać Mary, która za wszelką cenę postanowiła być szczęśliwa, jednocześnie pragnęła chronić ukochanego. Mary nadzwyczaj kocha swoje życie, proste i pozbawione wybuchów i wielkich czynów, czym udowadnia, że człowiek też może być bohaterem, żyjąc w pełni, kochając, cierpiąc, walcząc ze słabościami.
Gdzieś z boku widz obserwuje, jakie cuda może zdziałać zmiana stylu ubierania i wysławiania się, jak bardzo świat przesiąknięty jest pogonią za zyskiem, ile daje terapia grupowa i co się dzieje, kiedy nazywa się bogów "dupkami" albo "wariatami";-)
Nazwij mnie "dupkiem" jeszcze raz... |
Świetny, wzruszający film z genialną muzyką. Bardzo mi się podobał.
OdpowiedzUsuńPozdrawiam :)
Fajny lekki film na wieczorek z piwkiem i chipsami:) dokładnie taki, jaki tygrysy lubią najbardziej:)
OdpowiedzUsuń@Endedtil
OdpowiedzUsuńMuzyki jakoś nie zauważyłam, co mi się zwykle nie zdarza. Pozdrawiam również:-)
@Podsłuch
Tak, i pokazujący, że nie mamy czego zazdrościć superbohaterom;-)