Chociaż
pierwszy tom trylogii Bernarda Cornwella
wprawił mnie w szok i osłupienie i całkowicie zmienił moje postrzeganie
arturiańskiej legendy, to autor wystarczająco mnie zaintrygował, żebym sięgnęła
po Nieprzyjaciela Boga. I mimo że
byłam przygotowana na zderzenie obowiązującego mitu z wersją Cornwella, to
udało mu się jeszcze niejednokrotnie mnie zaskoczyć.
Autor sprawnie
kontynuuje podjęte wątki, a poprzednie wydarzenia przypomina zarówno w
przedmowie, jak i w toku akcji. Tym razem opowieść wciąga od pierwszych słów,
mniej tutaj rozważań Derfla o własnej marności, nawet przestoje akcji są
interesujące, bowiem stanowią część historii. W Nieprzyjacielu Boga wyodrębnić można trzy główne wątki. Jednym jest poszukiwanie artefaktu,
największego skarbu Brytanii, magicznego Kotła, z którego pomocą Merlin pragnie
przywrócić władzę dawnym bogom. Drugim życie samego Derfla. Narrator daje się
poznać z romantycznej strony, czytelnik więcej dowiaduje się o jego prywatnym
życiu i powiązaniach z ówczesnymi wydarzeniami. Trzecim i najważniejszym motywem
są dążenia Artura do jedności brytyjskich plemion i wypędzenia Saksonów z wysp.
Autor przedstawił już w Zimowym monarsze
Artura jako świetnego stratega, tym razem czytelnik może obserwować również
jego mroczniejszą stronę. I tak jak na początku podziwiałam tego bohatera, tak
tutaj uznałam go za największego hipokrytę, naiwnego i słabego człowieka,
którego największym marzeniem jest wieczny pokój i miłość nawet między wrogami.
Rozumiem, w czym tkwiła jego wielkość, ale i jego największa porażka.
W drugim wątku
zawiera się również motyw ścierania się religii. O ile pierwszy tom pokazuje
obecność czarów w ludzkim świecie jako nieodłączną jego część, w którą jednak
nie bardzo wierzą sami druidzi, o tyle tutaj magia traktowana jest z
największym respektem. Wyrazem tego może być chociażby poszukiwanie
wspomnianego Kotła. Nawet królowa Igraine, praktykująca chrześcijanka, za
wszelką cenę pragnie czarów:
– Opowiadają jednak, że wszyscy zniknęliście – upiera się moja królowa. – Ludzie Diwrnacha utrzymywali, że odlecieliście z wyspy. To znana historia! Moja matka mi ją opowiadała. Nie możesz po prostu powiedzieć, że odeszliście! (s. 157-158)
Zgodnie ze
świadectwami historii Cornwell przedstawia starą wiarę jako lokalną. Bóstwa
tracą moce na terenach nie swojego panowania. Autor rewelacyjnie ilustruje
słowami Derfla, poganina, walkę chrześcijan z innowiercami, zarówno po jednej,
jak i po drugiej stronie dochodzi do szerzenia nienawiści i prób zwalczenia
drugiej religii. Czytelnik coraz mocniej zdaje sobie sprawę, że stary świat
odchodzi nieubłaganie, a wierzenia zachowają się w sercach jego wyznawców tylko
do czasu ich śmierci. Co więcej, świat religii pokazany jest w silnej opozycji
do rzeczywistości Artura. Sam tytuł powieści może być rozumiany dwuznacznie.
Chociaż według narratora Nieprzyjacielem Boga wódz został nazwany przez
chrześcijan, to nie wierzył on także w bogów Dumnonii. Pragnął za wszelką cenę
przywrócić porządek rodzinnym ziemiom, co, jak powiedział Merlin, a potwierdził
Derfel, jest niemożliwe:
Kiedy jednak panuje porządek, nie potrzebujemy już bogów. […] Jeżeli wszystko rozumiesz – mówiłem z namysłem – to nie ma już miejsca na czary. Wzywasz bogów tylko wtedy, kiedy jesteś zagubiony i wylękniony. Oni jednak lubią być wzywani, czują się bowiem wtedy potężni, i dlatego właśnie chcą, aby panował chaos. (s. 76)
Tak, w
świecie, w którym człowiek wszystko pojmuje, nie ma miejsca na cuda ani na
wiarę, bo po co wierzyć, skoro wszystko daje się wyjaśnić naukowym językiem?
Czyż nie do tego dąży człowiek? Jakkolwiek Nieprzyjaciel
Boga to powieść historyczna, nie sposób nie zauważyć, że doskonale
wpisuje się w czasy współczesne.
Podobnie jak pierwsza
część, tak Nieprzyjaciel Boga
zachwyca historycznymi realiami i świetnie zobrazowanymi bohaterami, aczkolwiek
subiektywizm w przedstawianiu niektórych osób i wydarzeń chwilami męczy. Żadna
z postaci nie stoi w miejscu, każda w jakiś sposób ewoluuje, każdą czytelnik
poznaje głębiej. Zgodnie z moim życzeniem w drugim tomie częściej pojawia się
Ginewra, która dopiero tutaj ujawnia swe prawdziwe oblicze, a jednak nadal
fascynuje i wydaje mi się jedną z najlepiej dopracowanych postaci w trylogii.
Prym wiedzie natomiast Merlin, który swoim charakterem przypomina mi czarownika
z filmu Excalibur (nakręconego na
podstawie poematu Malory’ego) – jego potęga nie tkwi w znajomości zaklęć, ale w
nieprzeciętnej inteligencji, przebiegłości, wyrachowaniu i stanowczości w
dążeniu do celów, bezczelności i bucie, które budzą szacunek i lęk, sprawiają,
że chociaż jest strażnikiem dawnej wiary, jego zdanie nadal liczy się wśród
królów Brytanii. Autorowi udaje się uniknąć jednoznaczności w odebraniu
Saksonów, różniących się kulturą, ale posiadających wśród swoich mądrych oraz
marnych wodzów. Aelle czy Cedrik mogą się równać z niejednym władcą Brytów pod
względem wielkości w walce, jednak żaden nie dorasta Arturowi do pięt.
Historia
snuta przez Derfla wydaje się bardzo prawdziwa, aczkolwiek osoba jego samego
nie daje zapomnieć, że to zaledwie jedna z wersji i trzeba się liczyć z tym, że
nie jest obiektywna. Cierpiętnicza postawa narratora nadal mnie denerwuje,
coraz częściej jednak zastanawiam się, dlaczego wybrał on życie zakonnika i
służy znienawidzonemu przez siebie Sansumowi, skoro ten przedstawiany jest jako
najczarniejszy z charakterów (zaraz po Lancelocie). Oprócz głównych wątków
autor wplata w Nieprzyjaciela Boga opowieści
związane z mitem arturiańskim, jak choćby historię miłości Tristana i Izoldy,
nie mającą nic wspólnego z tą, którą znamy z liceum. Potężną dawkę romantyzmu,
melodramatu nawet dostajemy w wydarzeniach z życia samego Derfla. W powieści
zdarzają się też zwroty akcji, jakich nie powstydziliby się twórcy telenowel.
Mimo wszystko lektura nie ciąży i nawet spora ilość błędów nie razi tak bardzo,
jak by mogła przy nudniejszej i mniej wprawnie napisanej książce.
Recenzja ukazała się na portalu Katedra.
Recenzja ukazała się na portalu Katedra.
Przyznam się szczerze, że trochę boję się zmierzyć z tą książką, gdyż całkowicie to nie moja bajka, ale bardzo mnie ciekawią twoje wrażenia i chyba się skusze.
OdpowiedzUsuńAch, ach, chcę to! Ach, całą trylogię!
OdpowiedzUsuńCzekam na tę książkę, a w zasadzie - na całą trylogię. Już zamówiona i zapłacona^^
OdpowiedzUsuńMiałam ją w planach na trochę później - ale z dnia na dzień chcę to przeczytać coraz bardziej i chyba pozmieniam zaplanowaną kolejność książek do czytania. Chyba pierwszy raz narzekam na to, że mam zbyt wiele pozycji na listach i w zasięgu ręki, bo chciałabym wszystko czytać jednocześnie :D
@Cyrysiu
OdpowiedzUsuńNie ma się czego bać, skoro to nie Twoje klimaty, to pewnie nie odczujesz książki tak jak ja, a jeśli czytasz czasami książki historyczne, to tę na pewno warto dla samego klimatu średniowiecza:-)
@Agnes
OdpowiedzUsuńWystarczy poprosić o pożyczkę, bo na własność nie oddam;-)
@Karodziejko
OdpowiedzUsuńPodziwiam, że potrafisz jako tako trzymać się przy swoich planach, ja dałam sobie spokój po miesiącu takiego planowania i teraz czytam z książki na książkę... A z tymi pozycjami, że za dużo, to niestety problem każdego mola, że przeczytałby wszystko, co chce, od razu i cierpi, że musi czekać;-)
Eruana, ja też muszę czekać, aż w końcu stan konta mi napuchnie do tych rozmiarów, gdy będę mógł zamówić upragniony hurt fantastyki. ^^
OdpowiedzUsuń(czyli jeszcze długo)
OdpowiedzUsuńTu o innym czekaniu mówimy;-)
OdpowiedzUsuńAle widzę, to recenzja drugiego tomu, a trzeci pewnie jeszcze czytasz? Bo jeśli masz już przeczytany, to ja bardzo poproszę, na znanych zasadach, pożyczam, czytam, oddaję. :)
OdpowiedzUsuńOch, tak mi się chce jakiegoś dobrego fantasy, a tu na półkach akurat posucha...
Nawet jeszcze nie zaczęłam trzeciego tomu, najpierw muszę ogarnąć listę powyżej, co zapewne potrwa z 1,5 miesiąca. Wyrobisz się?
OdpowiedzUsuń1,5 m-ca na całą trylogię? Dam radę, szybko czytam :)
OdpowiedzUsuń