Nie będzie to długa recenzja, ponieważ nie sposób pisać o Moon Duncana Jonesa bez ujawniania szczegółów fabuły, co z kolei
popsułoby całokształt filmu. Dlatego ograniczę się do krótkiego, no, krótszego niż
zazwyczaj opisania wrażeń z seansu.
Moon został
zrealizowany niewielkim, w porównaniu do hollywoodzkich produkcji, nakładem
kosztów jako kino niezależne. Nie znajdziecie tutaj widowiskowych efektów
specjalnych ani kosmicznych walk, nie ma też plejady gwiazd. Jest natomiast
stacja kosmiczna na Księżycu, obsługiwana przez maszyny i nadzorowana przez
jednego człowieka, Sama Bella (Sam
Rockwell), który z ramienia potężnej korporacji pilnuje, aby do Ziemi
docierały kapsuły mieszczące w sobie hel-3, nowe źródło energii wydobywane z naturalnego satelity naszej planety.
Jak na film jednego aktora, którego akcja osadzona jest
głównie wewnątrz stacji kosmicznej, Moon
przykuwa uwagę cały czas właśnie grą aktorską i opowiadaną historią. Duncan
Jones wespół z Nathanem Parkerem
udowadniają, że science fiction, a co za tym idzie fantastyka, może poruszać
tematy istotne, te globalne i te bardziej osobiste, w sposób niezwykle
poruszający i prosty zarazem. Film dotyka wielu ważnych kwestii: poszukiwania
nowych źródeł energii przez ludzi, ich ekspansji w kosmosie, polityki wielkich
firm, wobec których znaczenie pojedynczego człowieka jest nikłe. Ale przede
wszystkim skupia się na tym pojedynczym człowieku. Na relacjach międzyludzkich,
istocie człowieczeństwa, samotności, codzienności odosobnienia, a także na
związku człowieka z maszynami, nie zawierającego jednak przerażającej wizji
rodem z Terminatora, którą ostatnio
twórcy science fiction lubią straszyć.
Moon to bardziej
spektakl, gdzie didaskalia nie przypominają w niczym gadżeciarskich wynalazków,
w których przoduje Hollywood. Główny bohater znajduje się w białych, wąskich
pomieszczeniach, sypia na pryczy w niewielkim pokoju, jada w ascetycznie
czystej kuchni, która nie różni się niczym od korytarza, ogląda stare filmy na
zwykłym ekranie o wielkości może dwudziestu jeden cali, ćwiczy na bieżni, nudę
zabija rzeźbieniem modelu miasta albo doglądaniem kilku roślin, z którymi
rozmawia. Za jedynego „żywego” towarzysza służy mu inteligentny komputer Gerty,
któremu głosu udzielił Kevin Spacey,
urzekające w swojej prostocie wielkie pudło z kamerą o ruchomym obiektywie służącym
za oko i ekranem z emotikonami, zmieniającymi się w zależności od potrzeby
reakcji.
Film wyśmiewa amerykańską papkę, którą codziennie karmieni
są obywatele Stanów Zjednoczonych, przekonywani o własnej niezwykłości i
wyjątkowości, tak naprawdę służącej ich ogłupianiu i podporządkowaniu
systemowi. Całości dopełniają piękne zdjęcia Gary’ego Shawa oraz rewelacyjna i doskonale współgrająca z obrazem
muzyka skomponowana przez Clinta
Mansella. Motywem tła jest natomiast piosenka Chesneya Hawkesa The One And
Only, która, chociaż dla wykonawcy stała się prorocza (żaden późniejszy
utwór nie odniósł takiego sukcesu, a piosenkarz pożegnał się z karierą po
wydaniu drugiej płyty), jest ironicznym symbolem powtarzalności. Moon powinien się znaleźć w klasyce kina
science fiction, a już na pewno znajdzie się na mojej liście najlepszych filmów
SF.
O, i jednak całkiem sporo mi się napisało.
The One And Only - Chesney Hawkes
No, do najlepszych bym go nie zaliczyła, ale był zdecydowanie dobry. Taki świeży powiew jak ostatnie District 9 i Monsters.
OdpowiedzUsuńJak oglądałam film po raz pierwszy, to miałam mieszane odczucia, dopiero drugie podejście skłoniło mnie do takiego zdania. Monsters nie widziałam - ten chodzi: http://www.imdb.com/title/tt1470827/?
OdpowiedzUsuńTak, bardzo mnie zaskoczył, dałam mu aż 8. Myślę, że niskie oceny tego filmu wynikają z tego, że dzieciarnia poszła do kina i chciała mieć efekty specjalne, łubu-dubu i agresywnych obcych robiących jatkę w Meksyku. a tu lipa ;)
OdpowiedzUsuńHm, w takim razie rozejrzę się za nim, dzięki:-)
OdpowiedzUsuń"Moon" leży u mnie na dysku (cii, jakby co, to nie ja to pisałam) od pół roku i wciąż mi nie po drodze, żeby to obejrzeć. Ale skuszę się, bo widzę, że to coś, co może mi się naprawdę spodobać. Lubię minimalizm.
OdpowiedzUsuńJak obejrzysz, napisz, co sądzisz, ciekawa jestem, jak Ty odbierzesz ten film:-)
OdpowiedzUsuń